Tak wygląda Ziemia i Polska w Starfield. Albo raczej to, co z nich zostało
Nasza ojczysta Ziemia to jeden z pierwszych kierunków, jakie obrałem jako kapitan własnego statku kosmicznego. Zapraszam Was na wspólną podróż po tej planecie, ale ostrzegam: możecie nie poznać własnego domu (bez spoilerów).
Starfield pozwala graczowi swobodnie podróżować po galaktyce, odwiedzając na własną rękę planety, naturalne satelity oraz stacje kosmiczne. Kiedy zasiadłem za sterami statku, nie zastanawiałem się długo dokąd polecieć. Za cel wybrałem naszą ukochaną Ziemię. Gdy znalazłem się jednak nad powierzchnią planety, moja ekscytacja uleciała.
Nie byłem gotowy na to co zobaczę. Ziemia w Starfield to planeta upadła. Życie tutaj się skończyło.
Gdybym grzecznie szedł za głównym wątkiem fabularnym, trafiłbym do muzeum kosmicznych kolonizatorów, z interaktywną ścieżką tłumaczącą tragiczną historię Ziemi. Eksploracja na własną rękę to jednak gigantyczna zaleta gier Bethesdy, dlatego poleciałem do układu słonecznego zaraz po zyskaniu wolności i statku, nieświadomy mrocznej historii.
Gdy więc dryfowałem nad naszą ojczystą planetą, nie widziałem w niej Ziemi z globusów, zdjęć NASA oraz map. Przede mną znajdowało się jałowe, pozbawione błękitnych oceanów i zielonych ziem ciało niebieskie. Szara, obca mi planeta.
Gdy (znacznie) później odrabiałem lekcje historii świata Starfield, dowiedziałem się, że Ziemia została zniszczona po 2160 roku. Jak, czym, przez kogo - to już zostawię wam do odkrywania. Napiszę tylko, że kataklizm naszej ojczystej planety był głównym motorem napędowym by ludzkość masowo ruszyła między gwiazdy, rozpoczynając proces kosmicznej kolonizacji.
Gramy w Starfield i lądujemy w Polsce. Czy też raczej tam, gdzie kiedyś była.
Chociaż pozbawiona mórz i oceanów, Ziemia zachowała swoją topograficzną specyfikę. Bez problemów dostrzegłem wielką Afrykę, a nad nią Europę. Górzysty Półwysep Skandynawski wskazał mi leżącą poniżej Polskę, oddzieloną morzem piasku będącym kiedyś Bałtykiem. No więc lądujemy.
Schodząc po rampie statku kosmicznego wita nas pustynny krajobraz. Nie jestem geologiem, ale szukając wytłumaczenia dla pustyń i wydm pierwsze co przyszło mi do głowy to piasek z dna wód, przemieszczający się po tym jak zniknęła ciecz trzymająca go w ryzach. Potem doszło do wysuszenia pozostałych gleb pozbawionych odpowiedniej ilości wody i stopniowej zamiany ziem w suchy piach.
Pustynny krajobraz jest przecinany od czasu do czasu formacją skalną. Kiedy jednak przyglądam się skanom topograficznym, nie widzę żadnych wyraźnych łańcuchów górskich albo gigantycznych kanionów. Zamiast tego mamy morze piasku. Białego bądź złotego, skutecznie maskującego utracone piękno naszej planety.
Polska - oraz cała Ziemia - nie nadaje się do zamieszania. Spójrzcie na te warunki.
Podczas mojej wizyty temperatura wynosiła -1 stopień Celsjusza, co zdecydowanie nie jest żadnym ekstremum. Odpowiednia odległość od słońca wciąż robi swoje. W przeciwieństwie do atmosfery umożliwiającej ludziom oddychanie, bo brakuje tu tlenu. Woda pozostała pitna, chociaż występują jej śladowe ilości.
Zamiast rzek i jezior mamy za to doły ze żrącymi substancjami oraz gejzery parzących chlorowych obłoków. Taka sama pozostała grawitacja. Boleśnie się o tym przekonałem, używając plecaka odrzutowego. Byłem przyzwyczajony do mniejszej siły ciążenia na wcześniejszych planetach, toteż lądując po skoku wzmocnionym plecakiem odrzutowym aż strzeliło w kolanach.
Jednego za to nie mogę "nowej" Ziemi odmówić - ma niesamowite nocne niebo. Gwiazdy są widoczne lepiej niż kiedykolwiek. Brak smogu oraz sztucznego oświetlenia zdecydowanie robi swoje. Co mi jednak z obserwowania gwiazd nad głową, skoro mogę latać między nimi, we własnym statku kosmicznym.
Piasek nie zasypał wszystkiego. Na Ziemi pozostały monumenty ludzkiej wielkości.
Niestety, nie w Polsce. Odwiedzając jednak Japonię zobaczymy wysokie wieżowce, z kolei w Stanach Zjednoczonych dostrzeżemy kawałki inftastruktury. To jednak pojedyncze pomniki historii w bezkresnym morzu skał i piasku. Takie miejsca można policzyć na palcach.
Bethesda nie próbowała stworzyć post-apokaliptycznej wizji w stylu The Last of Us, co doskonale rozumiem. Przy założeniach rozgrywki umożliwiających lądowanie w dowolnym miejscu planety, odtworzenie Ziemi i jego kluczowych aglomeracji z poziomem detali dla gry FPS jest niemożliwe. Dlatego wszystko pokrył piasek, nie licząc kilku imponujących wizualnie wyjątków.
Dom to jednak dom. Dlatego Ziemia jest pierwszą planetą na której założyłem własną bazę.
Podobnie jak No Man's Sky, również Starfield pozwala wznosić własne konstrukcje na powierzchni. Co więcej, do takich placówek możemy zatrudniać postaci niezależne. Nasi pracownicy zajmują się m.in. wydobyciem lokalnych surowców. Własne bazy to także magazyny, miejsca rozwoju technologii, tworzenia przedmiotów, a nawet misji pobocznych.
System budowania przypomina rozwiązania z Fallouta 4 oraz Fallouta 76, ale jest znacznie mniej toporny, a także wyraźnie uproszczony. Dzięki temu budowanie jest lekkie, proste i przyjemne, w przeciwieństwie do gier z subgatunku survival. Rozwój bazy to świetny dodatek do wielkiej gry, ale Bethesda nie zmusza gracza do budowania własnych ośrodków.
Aby nie kończyć naszej wycieczki w minorowych nastrojach, mam pozytywną informację.
Chociaż Układ Słoneczny (Sol) jest postrzegany przez ludzi 24 wieku jako kosmiczne zadupie, wciąż trwa tutaj życie. Największa ludzka aglomeracja znajduje się na Marsie, który zdecydowanie trzeba odwiedzić. Czerwona planeta jest bardzo klimatyczna, ale trudno nazwać ją piękną. Co miejsce ciężkiego przemysłu, ciężkiej pracy oraz twardych ludzi. Warto tam wpaść by sprzedać trefny towar zakazany na innych planetach.