REKLAMA

Polska liderem paczkomatozy. Nie ma się jednak z czego cieszyć

Według danych "Tygodnika Gospodarczego PIE" co czwarty automat paczkowy w Europie znajduje się w Polsce. Jest wygodnie, ale za komfort płacimy słoną cenę.

Wyciągają paczki z Paczkomatu, a kartony zostawiają na stercie
REKLAMA

- Polska jest na 3. miejscu (druga jest Dania, a pierwsza Finlandia) pod względem liczby punktów odbioru przesyłek w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców i liderem pod względem całkowitej liczby automatów paczkowych – piszą analitycy. Taki wynik to zasługa 29 tys. automatów służących do odbioru paczek i blisko 30 tys. innych punktów odbioru przesyłek.

REKLAMA

Mieszkam w polskiej stolicy automatów

Jak pisała niedawno łódzka Wyborcza, obecnie to właśnie w Łodzi stoi najwięcej automatów przypadających na głowę. Nie tylko tych służących od odbioru paczek. Z takich maszyn w mieście wyciągniemy choćby kwiaty czy... sznurówki. Według obliczeń Łódź ma najwięcej automatów w Polsce w przeliczeniu na mieszkańca.

Swego czasu przeprowadziłem mały eksperyment. Na stronie inPostu wklepałem swój adres i dowiedziałem się, że w promieniu 0,8 km mam... 50 Paczkomatów.

- Spacer po okolicy bez natknięcia się na maszynę do odbioru paczek – i reklam umieszczonych na nich – jest już praktycznie niemożliwy – zwracałem wówczas uwagę, nie podejrzewając, że będzie jeszcze gorzej. Obecnie maszyn służących do odbiorów maszyn w mojej okolicy jest znacznie więcej, bo swoje automaty otworzyły takie firmy jak Allegro, DHL, Orlen czy AliExpress.

Dane publikowane przez "Tygodnik Gospodarczy PIE" potwierdzają to, co można było samemu zauważyć: Polskę zalały automaty do odbiorów paczek. Nie brakuje osób, które mówią, że skoro jest tyle urządzeń, to znaczy, że ludzie chcą i lubią z nich korzystać. Nie twierdzę, że takie maszyny nie ułatwiają życia lub że są niepotrzebne. Ba, przez pewien czas byłem w stanie się zgodzić, że to nawet lepiej, że kurierzy jeżdżą w jedno miejsce i zostawiają przesyłki, zamiast krążyć po całym osiedlu. Teraz jednak nie jestem tego taki pewien, skoro punktów jest mnóstwo, ulokowane są w tak wielu miejscach w okolicy, że kto wie, czy nie wychodzi na to samo.

Nie będę domagał się likwidacji maszyn, spokojnie

Jednak raport pokazuje, że mamy z automatami problem, skoro w tak krótkim czasie zalały nasz kraj. Uczciwie trzeba przyznać, że kłopot jest szerszy, a automaty do odbioru paczek po prostu dobrze go unaoczniają.

Jakiś czas temu duży serwis opublikował relację dziennikarki z podróży panoramicznym pociągiem przejeżdżającym przez Polskę. Autorka była rozczarowana, że widoki nie są takie, jak w Szwajcarii czy Austrii. W kolejowej bańce na Twitterze było trochę śmiechu, ale też refleksji. No bo, czy rzeczywiście sporą część krajobrazu trzeba zasłaniać wielkimi płotami dźwiękoszczelnymi? Czy nie da się inaczej? Czy tylko w taki sposób potrafimy zarządzać przestrzenią: stawiać płoty, odgradzać się, myśleć o niej wyłącznie w kategoriach "mnie ma być wygodnie", "mnie ma się opłacać"? Zaś ci, którzy decydują o takich kwestiach, zwykle się nie przejmują konsekwencjami, bo przecież to nie oni będą z nich korzystać.

W przypadku automatów do odbioru paczek problemem jest nie tylko ich liczba, ale to gdzie i jak są stawiane. Ten samo jest przecież z hulajnogami. Wspólny mianownik: brak poszanowania dla wspólnej przestrzeni.

REKLAMA

Dyskusja o hulajnogach zdecydowanie się zaostrzyła, władze coraz odważniej próbują wymusić na użytkownikach i przede wszystkim operatorach uporządkowanie problematycznych kwestii. W przypadku automatów jeszcze granica nie została najwyraźniej przekroczona. Od kilku dobrych lat niektórzy zwracają uwagę na sprawę, ale do przelania czary goryczy jeszcze nie doszło. Biorąc pod uwagę tempo stawiania automatów – tylko w tym roku 9 tys. maszyn – jest to pewnie kwestia czasu.

Szkoda, że jak zwykle mądrzy będziemy po szkodzie.  

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA