Szef Microsoftu ostro na temat Sony. Chodzi o gry na wyłączność
W świecie Satyi Nadelli twórcy gier wydawaliby gry na te platformy, na które mają ochotę. To piękna, utopijna i przyjazna wizja dla graczy. To również gra pod publiczkę, bez szans na realizację.
Przejęcie Activision Blizzard przez Microsoft to jedno z najważniejszych wydarzeń w świecie firm technologicznych, przynajmniej w ujęciu biznesowym. To najdroższa transakcja w historii, nic więc dziwnego, że podlega kontroli i musi być zaakceptowana przez władze wszystkich krajów, w jakich obie firmy operują. Póki co Microsoftowi idzie dobrze, z istotnych rynków transakcji sprzeciwiła się tylko Wielka Brytania.
Trwa jednak dochodzenie na najważniejszym rynku ze wszystkich, czyli amerykańskim, a przedstawiciele obu firm (i skarżącej się na te plany konkurencji) są teraz przesłuchiwani przez amerykańską Federalną Komisję Handlu (FTC). Jako że transakcja jest bardzo wysokiej wartości, przesłuchany został nie tylko Phil Spencer, szef działu gamingowego w Microsofcie - ale również Satya Nadella, czyli prezes całej wielkiej korporacji, dla której gry to tylko mały poboczny projekcik. Co myśli Nadella o całym zamieszaniu?
"Świat, w którym żyjemy, zdefiniowało Sony. Nie mam żadnej miłości do tego świata".
Prezes Microsoftu miał za zadanie zapewnić przedstawicieli FTC, że po ewentualnej fuzji właściciele konkurujących z Xboxem platform gamingowych nie będą w żaden sposób poszkodowani. Chodzi w szczególności o tak zwane exclusive’y vel gry na wyłączności, czyli praktykę niewydawania gier na platformach konkurentów. FTC argumentuje, że gry na wyłączność to strategia Microsoftu prowadzona od lat i że fuzja z Activision Blizzard może doprowadzić do tego, że by móc zagrać w najlepsze i najpopularniejsze gr, nie będzie innego wyboru jak kupno konsoli Xbox. Nadella udzielił zaskakującej odpowiedzi (za The Verge).
- Gdyby to zależało tylko ode mnie, w ogóle bym się pozbył gier na wyłączność. Nie mnie o tym decydować, ponieważ mamy niewielkie udziały rynkowe w konsolach. Dominujące na tym rynku Sony zdefiniowało rynkową rywalizację przez gry na wyłączność, więc żyjemy w takim świecie. Ale ja nie mam żadnej miłości do tego świata - stwierdził.
To miło brzmiące słowa i rysują Microsoft jako firmę chcącą wolności i równości dla graczy. Trzeba przyznać, że trudno kwestionować wiarę Xboxa w taką wizję, przynajmniej oceniając platformę po jej działaniach. Gry na wyłączność dla Xboxa to oczywiście powszechna praktyka, ale też Microsoft robi wiele dobrego w kwestii tanich i wspólnych na wiele platform licencji czy darmowych aktualizacji przenoszących gry na nowe generacje konsol. Ten rynek nie ma jednak racji bytu bez gier na wyłączność. Kto ma za słabą ofertę, ten nie jest wybierany. Wszystko inne ma drugorzędny charakter.
Prezes Microsoftu mówi tak o grach na wyłączność, bo właśnie tak mu wygodnie.
Microsoft ma na rynku gier szczególną pozycję. Za sprawą Windowsa i jego trwającej już dekady dominacji na rynku PC do gier ma relacje z twórcami gier i producentami sprzętu, jakich nie ma żadna inna firma. Nowe chipy graficzne są projektowane równolegle z bibliotekami DirectX, podobnie jak nowe procesory wspólnie z inżynierami od Windowsa. Gry są na Windowsa wydawane od kilkudziesięciu lat. A na dodatek Microsoft operuje jedną z bardzo, bardzo nielicznych chmur mogących spełnić zapotrzebowania związane z gamingiem.
Firma może rywalizować wyłącznie na sprzęt i usługi, bo jest w tym niekwestionowaną potęgą. Dla Microsoftu nie ma większego znaczenia, czy dany gracz korzysta z Xbox Game Pass na konsoli Xbox, czy też hipotetycznie z aplikacji na konsoli PlayStation. Z Xboxa byłoby lepiej, ale to nadal pieniądze za abonament i prowizje na zakupy. W tak unikalnej sytuacji znajduje się bardzo niewiele firm. Łatwo uwierzyć w to, że gry Activision Blizzard będą wydawane na PlayStation nawet po przejęciu przez Microsoft. Gier Microsoftu na platformę Sony przecież nie brakuje, a niemal wszystkie wychodzą też na konkurującej z usługami Microsoftu platformie Steam. To dlaczego Microsoft jest na drugim lub, jeśli policzymy Nintendo, trzecim miejscu w rankingu popularności? No właśnie, chodzi o gry.
Xbox Game Studios miało w ostatnich latach spore problemy w utrzymywaniu regularnego wydawania dobrych gier. Co prawda te, które już się ukazywały, często stawały się ogromnymi hitami (Forza Horizon, Grounded, Sea of Thieves i kilka innych) - jednak owych hitów na PlayStation i Nintendo Switch pojawiło się znacznie więcej.
Zresztą Switch jest tu doskonałym przykładem na bajdurzenie pana Nadelli. To konsola marnej jakości, z podzespołami o wydajności niższej niż konkurencja sprzed wielu, wielu lat. Usługi online Nintendo są niestety żałosnej jakości w porównaniu do tych od Xboxa i PlayStation. A sprzedaje się rewelacyjnie, dużo lepiej od Xboxa i ścigając się z PlayStation. Dlaczego? Bo w magiczne, kultowe, niepowtarzalne gry Nintendo można zagrać tylko na Switchu.
To nie PlayStation tak zdefiniowało rynek. Ów rynek zdefiniował się sam, podobnie jak cała branża rozrywkowa.
Jak byłem dzieciakiem dopiero zaczynającym jakąś poważniejszą przygodę z grami, to był akurat czas powolnej agonii Amigi. Na platformie MS-DOS (IBM-PC) pojawiła się bowiem gra na wyłączność o nazwie Doom. Podczas gdy Amiga ledwo co radziła sobie z naśladowcami Wofensteina 3D (przodek Dooma), IBM PC przenosił zabawę na zupełnie nowy poziom. Gra na wyłączność, przynajmniej przez pewien czas. I na długo przed istnieniem PlayStation.
Exclusive’y to zresztą nie tylko domena gier wideo. Przecież nie obejrzymy Stranger Things na HBO Max, nie pokibicujemy Milionerom oglądając Polsat, nawet wykonawcy muzyczni czasem dostępni są wyłącznie z nową płytą na jednej platformie streamignowej.
Pan Nadella chce, byśmy uwierzyli, że możliwe jest konkurowanie na rynku treści rozrywkowych bez konkurowania na treści rozrywkowe. Bardzo mi się podoba to, co w szerokim ujęciu robią Xbox i Microsoft. Przejęcie Activision Blizzard prawdopodobnie przyniesie więcej pożytku niż szkody. Tylko nie dajmy sobie mydlić oczu korporacyjnymi kłamstewkami. Prezes Microsoftu obiecuje graczom coś, czego nie jest w stanie spełnić. Nawet gdyby krytykowane przez niego Sony przestało istnieć.