Wyrzuciłem powerbank na cały dzień na deszcz. Oto, co stało się później
Niestety złaknionych sensacji muszę od razu rozczarować. Obyło się bez wybuchów i innych efektów specjalnych. Ale momentami paskudna majówkowa pogoda okazała się świetnym pretekstem, żeby przekonać się, czy powerbank Xtorm XR102 z serii Extreme jest faktycznie tak ekstremalnie odporny, jak obiecuje producent.
Ale zanim o samym dość ekstremalnym teście, zacznijmy standardowo od specyfikacji technicznej.
Powerbank Xtorm XR102 - specyfikacja i co trzeba o nim wiedzieć
Na początek głównie tyle, że jest to naprawdę kawał sprzętu. 188 x 89 x 25 mm i do tego jeszcze 540 g masy - zmieści się to wprawdzie do kieszeni dużych spodni, ale żeby z tym wygodnie chodzić albo udawać, że nie odczuwamy tego ciężaru - raczej odpada. Z drugiej strony - to raczej sprzęt stworzony do noszenia w plecaku albo na plecaku (jest specjalne "oczko" na obudowie, gdybyśmy chcieli go jakoś przyczepić, więc raczej nie będzie z tym większego problemu. Po prostu osoby przyzwyczajone do lekkich powerbanków o rozmiarach telefonu albo i mniejszych mogą być odrobinę zdziwione.
Spory rozmiar można przy tym tłumaczyć na dwa sposoby. Po pierwsze - to ma być powerbank ekstremalny. Zgodnie z deklaracjami producenta oferuje odporność na wodę i kurz na poziomie klasy IP65, i powinien wytrzymać nawet - cytując opis producenta - przypadkowe upuszczenie do płytkiej wody. Aczkolwiek tutaj mała uwaga - producent nic nie wspomina o odporności na upadki, więc lepiej upuszczać go do zbiorników płytkich, ale jednocześnie na tyle głębokich, żeby powerbank nie uderzył jakoś zbyt mocno w dno. Z drugiej strony - testowa wizyta mojego egzemplarza na deszczu zaczęła się od delikatnego lotu koszącego, więc również i tutaj nie powinno być dramatu.
Drugim powodem takich a nie innych rozmiarów może być pojemność akumulatora i dodatkowe funkcje. Do dyspozycji dostajemy ogniwa o pojemności sumarycznej 20 000 mAh (74 Wh), które - przynajmniej w teorii - powinny nam pozwolić naładować przeciętnego smartfona od 5 do 8 razy, przy czym specyfikacja i opis na pudełku wspomina o ośmiu, natomiast opis produktu już o 5. Do tego też później przejdziemy.
Ładować możemy przy tym sprzęt z wykorzystaniem dwóch złączy USB-A oraz dwóch złączy USB-C. USB-C oferują moc ładowania na poziomie 15 i 30 W, natomiast USB-A - 18 W. Samego powerbanka ładujemy z kolei przez USB i jest w stanie przyjąć maksymalnie 30 W.
Co poza tym? Czteroledowy wskaźnik poziomu naładowania oraz przycisk uruchamiający... szokująco mocną mocą latarkę. Nie brałbym jej jako jedynego źródła światła na nocną wyprawę po górach, ale jako światło pomocnicze albo do znalezienia czegoś w namiocie - wystarczy z zapasem.
To teraz można przejść do testów.
Powerbank Xtorm XR102 - czy faktycznie jest odporny na wodę?
Tak - i to jak. Po kilku dniach raczej standardowych testów pod dachem, korzystając z paskudnej pogody i okropnych ulew, postanowiłem trochę podnieść poprzeczkę. Wziąłem powerbanka z biurka, otworzyłem drzwi, wyrzuciłem go na trawnik i tak zostawiłem. Potem - aż trochę wstyd się przyznać - kompletnie o nim zapomniałem i ostatecznie przeleżał tak kilka dni, najpierw moknąc od naprawdę intensywnego deszczu, a potem zalegał sobie smutno w mokrej trawie, przy zmiennych temperaturach.
Później, jak już przypomniałem sobie, żeby go zabrać, korzystałem z niego zupełnie normalnie - przez wiele dni z rzędu był moim podstawowym źródłem do codziennego ładowania smartfonu czy nawet laptopa. Żeby test był jeszcze bardziej ekstremalny, ładowałem z niego przez noc telefon, trzymając cały ten zestaw bezpośrednio pod łóżkiem. Jeśli coś poszłoby nie tak, pewnie przeczytalibyście o tym w wiadomościach.
Tyle że nie przeczytacie, bo nie stało się kompletnie nic. Powerbank po ponad tygodniu intensywnego ładowania i rozładowywania nie wykazuje żadnych objawów tego, jak traumatyczna była dla niego majówka. Obudowa nie nosi śladów krótkiego lotu i lądowania, sprawność prezentuje się dokładnie tak samo, jak wcześniej, nic się nie wybrzuszyło, nic nie skwierczy, a jedyne oznaki tej przygody to malutka rysa na szybce od latarki, która jest chyba najdelikatniejszym elementem całej obudowy. Solidna, gumowa osłona złącz ładowania spisała się więc prawidłowo i zapewniła odpowiednią szczelność - można jej w zamian za to wybaczyć fakt, że trzeba ją czasem naprawdę mocno docisnąć, żeby zaskoczyła.
Tak więc, jeśli chodzi o ekstremalną część obietnic producenta - jest jak trzeba. Przyjrzyjmy się teraz temu, jak jest ten powerbank jako... powerbank.
Powerbank Xtorm XR102 - jak spisuje się jako powerbank?
Niestety również i tutaj będzie zero sensacji - jest po prostu tak, jak powinno być, może z małymi minusami.
Jeśli chodzi o czas ładowania do pełna, to w moim przypadku - trochę wbrew deklaracjom producenta - naładowanie powerbanka do pełna z wykorzystaniem zasilacza do MacBooka (30 W) i przewodu USB-C zajmowało przeważnie ok. 3 godzin i 10 minut (z zegarkiem w ręce!), podczas gdy teoretycznie powinno to być 3,5 godziny. Możliwe, że Xtorm XR102 - po prostu odrobinę wcześniej uznawał, że czas już zacząć na mnie migać pojedynczą diodą LED, sugerując rozładowanie, niż w momencie faktycznego rozładowania do pusta. Co ważne - to zachowanie nie zmieniło się po eksperymencie z deszczem.
Co do faktycznej mocy ładowania - powerbank był w stanie sprawnie i stosunkowo szybko naładować nie tylko drobne sprzęty, takie jak smartfony czy aparaty, ale też bardziej wymagające energetycznie, jak np. laptopy. Deklaracje na temat tego, ile razy można co naładować, okazały się jednak trochę przesadzone.
Jeśli chodzi o laptopy (ok, tego nie było w deklaracjach), to mojego MacBooka Air M1 udało mi się naładować od prawie pełnego 0 do 100 proc. bez problemu, ale spowodowało to właściwie całkowite rozładowanie powerbanka. W przypadku ładowania smartfona - dokładniej iPhone'a 12 Pro Max - udalo się maksymalnie czterokrotnie powtórzyć cykl ładowania od niemal 0 do 100 proc., po czym powerbank wymagał podłączenia do zasilania.
Jedyne, na co mógłbym narzekać, to momentami trochę mało precyzyjnie działający wskaźnik naładowania w moim egzemplarzu. Pełne naładowanie pokazywał wprawdzie zgodnie z prawdą - co potwierdzała liczba ładowań, ale już momentami wszystko pomiędzy 1 a 3 diodami potrafiło być loterią. Przykładowo raz podczas testowego cyklu ładowań smartfona po 3 ładowaniach dalej wyświetlały się 3 diody, co sugerowało szokująco lepszy wynik niż deklarowany przez producenta. Po czym nagle w trakcie czwartego ładowania powerbank uznał, że jednak nie, że on to w sumie jest rozładowany. Co ciekawe, taka sytuacja nie była standardem i przez zdecydowaną większość czasu wskaźnik informował prawidłowo o zapasie.
Powerbank Xtorm XR102 - czy warto?
Tanio (360 zł), lekko i kompaktowo nie jest, ale coś za coś - standardowy powerbank raczej nie przeżyłby testu, z którym Xtorm XR102 poradził sobie bez najmniejszych problemów i zdecydowanie nie chciałbym ładować w sypialni telefonu ze zwykłego powerbanka, który przez dobę moczył się na deszczu. Na dobrą sprawę to raczej bałbym się do niego nawet podchodzić. Tutaj - zero problemów, zero obaw.
Trzeba więc sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile zależy nam na sporej pojemności - pozwalającej kilkukrotnie naładować spory telefon albo nawet naładować do pełna laptopa - połączonej z tym, że nie musimy się martwić, czy powerbank wpadnie nam do wody, czy po drodze złapie nas makabryczny deszcz, i czy przypadkiem nie upuścimy powerbanka. Jeśli na wszystkie te pytania odpowiemy twierdząco, to te 360 zł może już nie wydawać się aż takim wielkim wydatkiem.
Xtorm XR102 - zalety
- potwierdzona niezależnymi testami (r) (tm) odporność na wodę w wydaniu dość ekstremalnym,
- solidna obudowa wytrzymująca lekkie upadki,
- wbudowana, łatwa w obsłudze i bardzo jasna latarka,
- solidny zapas energii do ładowania,
- szybkie ładowanie na wszystkich złączach,
- stosunkowo krótki czas ładowania samego powerbanka (również szybkie ładowanie).
Xtorm XR102 - wady
- trzeba się liczyć z potężną i ciężką obudową, to nie jest powerbank kieszonkowy,
- diody poziomu naładowania potrafią czasem trochę oszukać.