To już koniec lustrzanek. Właśnie pożegnał się z nimi legendarny producent
Canon, Nikon i inni, zrezygnowali z rozwoju aparatów z lustrem już jakiś czas temu. Teraz do tego grona dołącza Hasselblad. Pozostał jeszcze Pentax, ale... tam chęci do zmian raczej nie ma.
To koniec pewnej epoki. Przez lata, profesjonalne, średnioformatowe aparaty z serii Hasselblad H to był mokry sen wielu fotografów. Kwintesencja jakości, wysokiej ceny, elitarności. Coś jak Porsche czy Ferrari, dla miłośników motoryzacji, tylko Hasselblad był dużo wolniejszy i częściej się psuł.
Kiedyś nawet mówiono, że jak kupujesz używanego Hassela, to od razu weź drugą sztukę na części. Teraz wiemy już, że to koniec produkcji i wsparcia ich legendarnej serii aparatów Hasselblad H. Pokazany 5 lat temu Hasselblad H6D-400C jest ostatnim modelem tej serii. W praktyce nie zmienia to wiele, bo te sprzęty i tak nie były już dostępne w większości sklepów od dłuższego czasu.
„Otrzymaliśmy oficjalne powiadomienie, że pełna linia produktów systemu Hasselblad H została oficjalnie wycofana z produkcji. Wszystkie produkty [systemu H] są teraz oficjalnie niedostępne w magazynie, a Hasselblad nie będzie już przyjmował zamówień na nic z linii H".
Czytamy na blogu firmy Capture Innovation, która zajmuje się sprzedażą i wypożyczaniem profesjonalnego sprzętu fotograficznego w USA.
Aparaty z serii Hasselblad H6D to prawdziwe studyjne potwory. Mają średnioformatową matrycę o rozdzielczości 50-100 Mpix, w zależności od modelu, a wersja H6D-400C, potrafi wykonać zdjęcia nawet 400-megapikselowe, łącząc klatki. To prawdziwie kosmiczne aparaty: nie tylko dlatego, że sprzęty tej marki służyły przez wiele lat w kosmosie, ale także dlatego, że kosztuję ponad 100 tys. zł. Częstymi odbiorcami tych korpusów są nie tylko profesjonalne studia fotograficzne, wypożyczalnie sprzętu, ale też instytucje archiwizujące cyfrowo dzieła sztuki.
Koniec lustrzanek to nie koniec Hasselblada.
Hasselblad nie kończy swojej działalności, wręcz przeciwnie. Kilka lat temu firma została kupiona przez DJI, co pozwoliło na dalszy rozwój. Chińska firma ze szwedzkimi korzeniami, w zeszłym roku pokazała nowe wcielenie swojego średnioformatowego bezlusterkowca. Hasselblad X2D 100C został ciepło przyjęty przez fotografów na całym świecie i podobno całkiem dobrze się sprzedaje. Jego cena ok 42 tys. zł jest dużo bardziej przystępna. Oprócz tego Hasselblad bierze udział w tworzeniu aparatów do dronów DJI oraz smartfonów Oppo.
Koniec lustrzanek nastąpił już dawno. W 2021 roku zapowiedział to Canon, chwilę później Nikon. W sklepach można jeszcze dostać lustrzanki cyfrowe, ale to ich ostatnia generacja. Na placu boju został już tylko Pentax/Ricoh, który uparcie nic nie zmienia i wciąż „odświeża” modele sprzed lat. A to, dodając nowszy ekran, a to wprowadzając model z matrycą robiącą zdjęcia czarno-białe.
Czy aparaty są nam jeszcze do czegokolwiek potrzebne?
Dla większości osób smartfon to najlepszy i jedyny aparat. Czy wydawanie tysięcy złotych na aparat z wymiennymi obiektywami ma zatem jeszcze jakikolwiek sens? Pisałem o tym w osobnym artykule, który wam polecam.
„Najprostsza odpowiedź: wtedy, kiedy jakość obrazu, audio, możliwości smartfona już ci nie wystarczają. Zdjęcia czy filmy z dobrych smartfonów oczywiście robią wrażenie, ale są trochę jak fast food. Dostajesz je szybko, są ciepłe i dobrze smakują, sprawdzają się w podróży albo trasie, ale jak chcesz kogoś zaprosić na poważne jedzenie, to McDonald's czy KFC nie wchodzą w grę. Idziesz do dobrej restauracji, w której musisz dłużej poczekać na jedzenie, ale dostajesz jakość z innej półki."
Jeśli nie chcesz czytać całego tekstu, to zdradzę podsumowanie: w większości wypadków to smartfon zapewne będzie numerem jeden, bo mamy go zawsze przy sobie, jest prosty w obsłudze, a jakość zdjęć jest wystarczająca.
Jeśli jednak chcemy iść dalej, realizować bardziej zaawansowane sesje, robić nagrania na YouTube, albo próbować uchwycić dziką przyrodę, sport, wesela to warto sięgnąć po bezlusterkowca. A najlepiej, korzystać z obu na raz.