Czy aparaty są nam jeszcze do czegokolwiek potrzebne?
Dla większości osób smartfon to najlepszy i jedyny aparat. Czy wydawanie tysięcy złotych na aparat z wymiennymi obiektywami ma zatem jeszcze jakikolwiek sens?
Sztuczne rozmycie tła, HDR, panoramy, możliwość ostrzenia po wykonaniu zdjęcia, fantastyczna stabilizacja - to tylko początek listy funkcji, które są już normą w najlepszych smartfonach. Nic więc dziwnego, że smartfony od lat sukcesywnie zjadają kolejne segmenty rynku „prawdziwych" aparatów fotograficznych. Czy zatem aparaty są nam jeszcze do czegokolwiek potrzebne? Czy warto wydawać kilka, a nawet kilkanaście tysięcy złotych na sprzęt, skoro w kieszeni można mieć 100-krotny zoom, 48 Mpix i wideo 8K? Moim zdaniem zdecydowanie tak i już tłumaczę dlaczego.
Kiedy warto sięgnąć po aparat?
Najprostsza odpowiedź: wtedy, kiedy jakość obrazu, audio, możliwości smartfona już ci nie wystarczają. Zdjęcia czy filmy z dobrych smartfonów oczywiście robią wrażenie, ale są trochę jak fast food. Dostajesz je szybko, są ciepłe i dobrze smakują, sprawdzają się w podróży albo trasie, ale jak chcesz kogoś zaprosić na poważne jedzenie, to McDonald's czy KFC nie wchodzą w grę. Idziesz do dobrej restauracji, w której musisz dłużej poczekać na jedzenie, ale dostajesz jakość z innej półki.
Podobnie jest z fotografowaniem czy filmowaniem smartfonami i bezlusterkowcami. Smartfon jest spoko, jeśli po prostu chcemy mieć fajne zdjęcia/filmy na szybko, tu i teraz. Może dorzucimy do nich prosty filtr, może wrzucimy na social media, a może po prostu chcemy mieć pamiątkę, prosty zapis życia w swojej galerii.
Jeśli jednak chcemy podejść do tematu nieco bardziej ambitnie albo potrzebujemy narzędzia do promocji swoich produktów, biznesu, kanału na YouTube, czy wykonania zlecenie dla klienta, to wciąż naturalnym wyborem będzie bezlusterkowiec, czy lustrzanka. Kiedy ten wybór będzie w szczególności sensowny? Oto kilka scenariuszy.
Nagrywanie na YouTube, vlogowanie
Smartfon jest fajny na początek drogi z nagrywaniem na YouTube oraz na TikToka czy Stories. Jeśli interesuje nas jednak tworzenie większych, bardziej profesjonalnych materiałów wideo, prędzej czy później, zechcemy sięgnąć po aparat z wymienną optyką, możliwością nagrywania w płaskich profilach czy podłączenia mikrofonu.
Fotografowanie przyrody czy sportu
Jeśli smartfon ma duży, optyczny zoom to jasne, że sprawdzi się, jeśli daleko na szlaku zobaczymy jakiegoś dzikiego zwierza. Zrobimy sobie pamiątkę, wrzucimy na stories, może nawet do feeda na Instagramie, wpadnie trochę lajków. To wszystko jest zabawa, a nie poważne fotografowanie dzikiej przyrody.
Zobaczcie, jak pracuje np. Łukasz Bożycki, czy Mateusz Piesiak. Żeby powstały tak fantastyczne zdjęcia, potrzebne są wytrzymałe i szybkie aparaty z dobrym AF, a przede wszystkim długie teleobiektywy z wysokiej półki. I jeśli mamy tak sprzęt, to może od czasu do czasu uda nam się złapać jakieś fajne kadry.
To samo tyczy się fotografii sportu. Różnica między takim Canonem R3 z obiektywem 400 mm, a nawet najlepszym smartfonem, jest kolosalna.
Kiedy liczy się najwyższa jakość
Zdjęcia ze smartfonów wyglądają dobrze na ekranie smartfona, ale kiedy zaczniemy je oglądać na 30-calowym monitorze, widać, że to jednak nie to samo, co obrazek z pełnej klatki czy nawet matrycy APS-C. Nie ta szczegółowość, szumy, rozpiętość tonalna. Takie bezlusterkowce jak Canon EOS R5, Fujifilm GFX100S, czy Sony A7R V, oferują ogromne rozdzielczości powyżej 50 Mpix, do których podpinamy duże, dopracowane obiektywy, co przekłada się jakość obrazu z innej planety w porównaniu do smartfona.
Nagrywanie filmów/robienie zdjęć dla firm
Pomijając jakieś wyjątkowe sytuacje, raczej żaden klient nie potraktuje nas poważnie, jeśli wyskoczymy na plan albo do studia ze smartfonem, zamiast bezlusterkowcem/lustrzanką. Nie bez powodu: zdjęcia/filmy muszą być potem obrobione i pewnie będą wykorzystywane w reklamach czy wydrukach. Do aparatu można podłączyć wysokiej klasy mikrofon, skorzystać z najlepszych gimbali, czy nagrywać w płaskich profilach.
Aparat wcale nie musi być drogi
Prosty aparat na początek to wydatek mniejszy czy podobny, co nowy iPhone. Rozsądną pełną klatkę kupimy w cenie 5500-7500 zł, a droższe sprzęty, to już naprawdę niemal zawodowe korpusy z wysokiej półki. Zresztą nawet taki Sony A7 III, to obecnie wydatek ok. 8000 zł, a w czasie promocji jego cena spada nawet do 6500 zł. To fantastyczny sprzęt, którym powstało większość materiałów Spider's Web TV z ostatnich kilku lat.
Oczywiście, pozostaje kwestia dobrania obiektywu, karty pamięci czy mikrofonu. Na samo szkło możemy wydać dwa razy tyle, ale nie musimy. Na rynku są jednak stosunkowo niedrogie obiektywy, jak 50 mm f/1.8 (ok. 600 zł), 16 mm f/2.8 (ok. 1200 zł) czy 35 mm f/2 (ok. 900-3000 zł), które oferują dobrą jakość obrazu i piękne rozmycie tła.
Aparat to tylko narzędzie. Dobierz je do własnych potrzeb
Nie zrozumcie mnie źle — nie chcę tu sprzedawać jedynej mądrości na ten temat i mówić wam, czym fotografować lub filmować. To pewne sugestie, które ogólnie moim zdaniem się sprawdzają, ale w indywidualnych przypadkach, mogę nie pasować. Popatrzcie na Hashtagalka: trudno odmówić mu kreatywności, własnej wizji i przede wszystkim, fantastycznych cyfrowych obrazów powstających często z różnych zdjęć i grafik. Alek fotografuje głównie smartfonami, bo do jego potrzeb, w zupełności wystarczają, a wręcz są idealne, bo pozwalają od razu obrobić zdjęcia i je wstawić do sieci.
Ale wiecie co? Kiedy Alek dostaje zlecenie od dużego klienta i chce potem wydrukować zdjęcia, aby powiesić na ścianie w hotelu czy wystawie, sięga po pełnoklatkowego bezlusterkowca. I o to chodzi! Dobierajmy sprzęt do konkretnych potrzeb. Sam większość zdjęć robię iPhone’em, ale kiedy mam wykonać sesję dla klienta, do recenzji czy nagrać wideo, sięgam po pełnoklatkowego bezlusterkowca Canon EOS R6, a smartfonem nagrywam backstage czy pionowe relacje. I jeszcze jedno na koniec.
Smartfon to aparat
Od lat podpatruję różne konkursy fotografii mobilnej, twórców, czy którzy z dumą określają się mianem fotografów mobilnych. I od lat zastanawiam się, o co im chodzi. Dzisiaj już gołym okiem widać, że aparat to aparat — nie ma znaczenia, czy ma malutką matrycę, i wieki ekran czy na odwrót.
Ostatnio Maciek Zieliński z fotopolis.pl, napisał na ten temat ciekawy artykuł „Nie ma czegoś takiego jak fotografia smartfonowa".
Gdy robię „poważne” zdjęcie „poważnym aparatem”, od razu robię również drugie, telefonem. NATYCHMIAST otrzymuję plik z perfekcyjnie wyrównaną ekspozycją, które mogę szybko posłać w świat. Oczywiście nie oznacza to, że odwieszam aparat na kołek. Ciężki od informacji RAW z zaawansowanego aparatu w edycji pozwoli mi na dużo więcej, zwłaszcza, jeśli zdjęcie ma docelowo wyjść poza tych kilka cali ekranu telefonu. Ale, posługując się kulinarną metaforą, nie zawsze mam czas na gotowanie – czasem szybkie danie z ulicy po prostu wystarczy. Zwłaszcza w podróży.
Maciej Zieliński, fotopolis.pl
Dzielenie aparatów na „te poważne" i „te smartfonowe, mobilne", traci już zupełnie sens. To prawda, że smartfon i bezlusterkowiec, a już tym bardziej lustrzanka, mocno się od siebie różnią, ale to wciąż aparaty, które potrafią robić zdjęcia i nagrywać filmy. W dodatku, w obu wypadkach, coraz lepsze. Oba to narzędzia, które warto dobierać do własnych potrzeb.
W większości wypadków to smartfon zapewne będzie numerem jeden, bo mamy go zawsze przy sobie, jest prosty w obsłudze, a jakość zdjęć jest wystarczająca. Jeśli jednak chcemy iść dalej, warto sięgnąć po bezlusterkowca. A najlepiej, korzystać z obu na raz.