REKLAMA

Ile kosztuje wybudowanie elektrowni jądrowej? Sprawdzamy na podstawie przykładów z całego świata

Budowa elektrowni jądrowej to jedna z najbardziej kosztownych inwestycji, jakie może podjąć państwo. Mówimy tu nie o setkach milionów, ale o miliardach dolarów. Ile dokładnie? Cóż, odpowiedź, jak to zwykle bywa, brzmi: „to zależy”. A zależy od lokalizacji, technologii, tempa budowy, wymagań regulacyjnych i polityki.

Ile kosztuje wybudowanie elektrowni jądrowej? Sprawdzamy na podstawie przykładów z całego świata
REKLAMA

Ach, atom! Słowo, które jednych fascynuje, innych przeraża, a wszystkich (prawie) intryguje. W Polsce od lat toczy się debata na temat budowy elektrowni jądrowej. Kiedy, gdzie i za ile? O ile na pierwsze dwa pytania powoli pojawiają się odpowiedzi, o tyle to "za ile" wciąż spędza sen z powiek ekonomistom, politykom i nie ukrywajmy, nam wszystkim, którzy ostatecznie zrzucimy się na to z naszych podatków.

Elektrownie jądrowe są drogie nie dlatego, że ktoś „zarabia krocie”, tylko dlatego, że są ekstremalnie skomplikowane. To nie tylko beton i stal, to tysiące systemów bezpieczeństwa, redundantne instalacje, precyzyjne roboty i olbrzymia dokumentacja. A do tego certyfikaty, testy i nadzór regulacyjny, który jest dużo bardziej rygorystyczny niż w lotnictwie.

REKLAMA

Sprawdziliśmy więc ile kosztują budowane lub ukończone w ostatnim czasie elektrownie atomowe. Wybraliśmy trzy najdroższe, które są zarazem trzema najdroższymi elektrowniami jądrowymi w dziejach. To ważna informacja, bo pokazuje, że budowa takich obiektów jest droga jak nigdy.

Oto trzy elektrownie jądrowe, których koszt budowy przekroczył 100 mld zł.

Rosyjski atom na egipskiej ziemi

Na początek coś niemądrego (delikatnie mówiąc), bo jak nazwać w tych czasach współpracę z Rosją? Projekt elektrowni jądrowej El Dabaa, położony na wybrzeżu Morza Śródziemnego w Egipcie, około 320 km na północny zachód od Kairu, jest kamieniem milowym w historii energetyki tego kraju. To pierwsza tego typu instalacja na terenie Egiptu, która ma zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną.

Elektrownia jądrowa El Dabaa na wizualizacji.

Plany budowy elektrowni jądrowej Dabaa sięgają końca lat 70. XX wieku, kiedy to rozpoczęto procedury wyboru lokalizacji. Debaty o budowie obiektu trwały nad Nilem przez dekady. Brzmi znajomo?

Umowy na budowę elektrowni, w której głównym wykonawcą jest rosyjski Rosatom, zostały podpisane dopiero w 2017 r. Wizja jest ambitna - cztery nowoczesne reaktory, które mają uczynić Egipt regionalnym liderem w dziedzinie energetyki jądrowej.

Kosztowna inwestycja z rosyjską pożyczką

Finansowanie projektu El Dabaa wygląda inaczej w porównaniu do zachodnich schematów. Całkowity koszt budowy elektrowni szacowany jest na około 30 mld dol. amerykańskich (około 110 mld zł). Ogromna część tej kwoty, bo aż 25 mld dol., pochodzi z rosyjskiej pożyczki państwowej. To sprawia, że Rosja jest nie tylko dostawcą technologii i wykonawcą, ale także kluczowym partnerem finansowym.

Budowa elektrowni jądrowej El Dabaa.

Póki co wydaje się, że prace idą zgodnie z harmonogramem. Budowa pierwszego bloku rozpoczęła się w lipcu 2022 r., drugiego w listopadzie 2022 r., trzeciego w maju 2023 r., a czwartego w styczniu 2024 r. Planowane uruchomienie pierwszego reaktora przewidziane jest na 2028 r., a cała elektrownia ma osiągnąć pełną zdolność operacyjną do 2030 r. Nie wiadomo jednak, czy plan ten uda się zrealizować zgodnie z założeniami.

El Dabaa ma składać się z czterech reaktorów ciśnieniowych (PWR) typu VVER-1200, które są konstrukcjami generacji III+. To ta sama technologia, która działa już w Rosji (np. w elektrowniach Leningrad II i Nowoworoneż II) oraz na Białorusi (elektrownia Ostrowiec).

Każdy z reaktorów VVER-1200 ma moc elektryczną netto wynoszącą około 1200 MWe. Oznacza to, że po pełnym uruchomieniu wszystkich czterech jednostek, łączna moc elektrowni El Dabaa wyniesie imponujące 4800 MWe. Elektrownia ma pokryć około 10 proc. zapotrzebowania kraju na energię elektryczną.

Niebezpieczne związki

Projekt El Dabaa w Egipcie, realizowany przez rosyjski Rosatom i w dużej mierze finansowany z rosyjskiej pożyczki, jest przykładem modelu "pod klucz", który może wydawać się kuszący. Rosja oferuje nie tylko technologię i budowę, ale także finansowanie, dostawy paliwa na cały cykl życia elektrowni, a nawet wsparcie w eksploatacji i szkoleniu personelu.

Dla kraju takiego jak Egipt, który nie ma rozwiniętego przemysłu jądrowego i potrzebuje szybkiego dostępu do technologii i kapitału, taka oferta może być atrakcyjna.

Lekcja z El Dabaa dla Polski: pozorna łatwość i kompleksowość oferty może wiązać się z długoterminowym uzależnieniem i ryzykiem geopolitycznym. Spoiler alert! Polska elektrownia jądrowa będzie droższa.

Im dalej w las, tym więcej miliardów

Plant Vogtle - Units 3 i 4 to z kolei sztandarowy projekt renesansu atomu w Stanach Zjednoczonych… który niemal stał się jego epitafium.

Plant Vogtle, położony w Waynesboro w stanie Georgia, jest miejscem, gdzie już od dziesięcioleci działają dwie starsze jednostki jądrowe. Decyzja o budowie kolejnych dwóch reaktorów, oznaczonych jako Unit 3 i Unit 4, zapadła w atmosferze optymizmu, z nadzieją na wielki powrót energetyki jądrowej w USA.

Plant Vogtle - Units 3 i 4

Były to pierwsze nowe reaktory jądrowe budowane w Stanach Zjednoczonych od ponad 30 lat. Prace budowlane rozpoczęły się w 2009 r., a pierwotne szacunki kosztów, ogłoszone w okolicach 2008 r., oscylowały wokół 14 mld dol. za oba reaktory. Zakładano, że Unit 3 zostanie uruchomiony w 2016 r., a Unit 4 w 2017 r.

Niestety podobnie jak w przypadku innych proketów budowy elektrowni atomowych, optymizm szybko ustąpił miejsca brutalnej rzeczywistości. Projekt Plant Vogtle stał się polem bitwy z rosnącymi kosztami i niekończącymi się opóźnieniami.

Kluczowym momentem było bankructwo Westinghouse, głównego wykonawcy, w 2017 r., co skomplikowało i tak już trudną sytuację. Dodać do tego trzeba brak w USA doświadczenia w budowie nowych reaktorów po tak długiej przerwie, trudności z koordynacją dostaw i montażu modułów (które miały przyspieszyć budowę, a okazały się problematyczne), a także nieprzewidziane wyzwania techniczne i regulacyjne. Wszystko to przyczyniło się do eskalacji kosztów.

Ostateczny rachunek za Plant Vogtle Units 3 i 4 przekroczył wszelkie rozsądne ramy.

Jak podają najnowsze analizy całkowity koszt budowy zamknął się w kwocie około 36,8 mld dol. (około 135 mld zł). To niemal trzykrotnie więcej niż pierwotne, już i tak niemałe, szacunki. Jeśli chodzi o terminy, Unit 3 osiągnął komercyjną eksploatację dopiero 31 lipca 2023 r., a Unit 4 – 29 kwietnia 2024 r. To opóźnienie wynoszące od 7 do 8 lat w stosunku do pierwotnego harmonogramu.

Amerykańska technologia w akcji: AP1000 w liczbach

Za te gigantyczne pieniądze Plant Vogtle zyskał dwa reaktory typu Westinghouse AP1000. Każda z tych jednostek to zaawansowany reaktor wodny ciśnieniowy (PWR) trzeciej generacji (Generation III+), zaprojektowany z myślą o uproszczeniach i zwiększonym bezpieczeństwie.

Elektrownia jądrowa Plant Vogtle - Unit 4.

Każdy reaktor AP1000 ma moc elektryczną netto wynoszącą około 1117 MWe (megawatów elektrycznych), co daje łączną moc zainstalowaną dla obu jednostek na poziomie około 2234 MWe. To wystarczająca moc, aby zasilić około 1 milion domów i firm w Georgii.

Reaktory te wyróżniają się pasywnymi systemami bezpieczeństwa, które w przypadku awarii mogą działać bez interwencji operatora przez 72 godziny, wykorzystując grawitację i naturalną cyrkulację do chłodzenia rdzenia.

Atom to nie sprint, a maraton przeszkód

Historia Plant Vogtle Units 3 i 4 to długa lista problemów i wyzwań, które doprowadziły do astronomicznych kosztów i opóźnień.

Lekcja z Waynesboro dla Polski - z pewnością będą opóźnienia, a prawo i projekt prawie na pewno trzeba będzie wielokrotnie poprawiać. Trzeba być przygotowanym nawet na wydawałoby się niemożliwe scenariusze. Bez solidnego zarządzania nie da się uniknąć finansowej katastrofy.

Szokująca cena atomowych ambicji

Czas na nr 1. Elektrownia jądrowa Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii to obecnie jeden z najbardziej ambitnych i najdroższych projektów infrastrukturalnych nie tylko w Europie, ale i na świecie.

Budowana w hrabstwie Somerset, na południowym zachodzie Anglii, ma dostarczać stabilną energię elektryczną nawet dla 6 mln brytyjskich domów.

Elektrownia Hinkley Point C na wizualizacji.  

Ale cena tej stabilności jest ogromna. Oficjalne szacunki mówią już o koszcie na poziomie - uwaga(!) - 46 mld funtów brytyjskich (czyli ponad 58 mld dol. lub ponad 230 mld zł), co czyni ją najdroższą elektrownią jądrową w historii świata. Ale to wciąż zbyt mało, bo specjaliści twierdzą, że ostateczna ccena wyniesie 50 mld funtów, czyli ponad ośmiokrotnie w porównaniu z szacunkiem z 2013 r.

Hinkley Point C będzie się składać z dwóch reaktorów typu EPR (European Pressurized Reactor), czyli dokładnie tego samego typu, który budowany był m.in. w Olkiluoto 3 w Finlandii i we Flamanville we Francji. Każdy z reaktorów ma mieć moc 1,6 GW, co daje łącznie 3,2 GW mocy zainstalowanej.

Rocznie elektrownia ma produkować ok. 26 TWh energii elektrycznej, co pozwoli zaspokoić około 7 proc. brytyjskiego zapotrzebowania. Brzmi pięknie, ale realizacja projektu od samego początku zmaga się z opóźnieniami i rosnącymi kosztami.

Atomowy poślizg

Choć budowa rozpoczęła się w 2016 r., pierwszy prąd z Hinkley Point C ma popłynąć dopiero w 2029 r., a nie jak pierwotnie planowano w 2025 r. Koszty rosnące z każdym rokiem budowy są efektem nie tylko inflacji i zmian regulacyjnych, ale również tego, że technologia EPR wciąż nie została w pełni opanowana. To wciąż bardziej eksperymentalny niż seryjny projekt.

Budowa reaktora elektrowni Hinkley Point C.

Te reaktory są projektowane z myślą o wyjątkowo wysokich standardach bezpieczeństwa, z wieloma redundantnymi systemami i wzmocnioną obudową odporną na uderzenia samolotów.

Do budowy użyto rekordowych ilości materiałów, na przykład, same fundamenty jednego reaktora pochłonęły 9000 m3 betonu, co stanowiło wtedy rekord w Wielkiej Brytanii. Cały projekt wymaga ponad miliona m3 "betonu klasy nuklearnej".

Skąd te kosmiczne koszty?

Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone i stanowią gorzką lekcję dla każdego, kto myśli o budowie atomu.

Po pierwsze restart brytyjskiego przemysłu jądrowego po dekadach braku nowych projektów okazał się trudniejszy, niż zakładano. Brak doświadczonej siły roboczej, konieczność szkolenia nowych kadr i budowanie całego łańcucha dostaw od podstaw to ogromne wyzwania.

Do tego doszły globalne problemy, takie jak pandemia COVID-19, która spowodowała znaczące opóźnienia i przerwy w pracach, oraz Brexit, który wpłynął na dostępność materiałów, pracowników i regulacje.

Budowa Hinkley Point C.

Nie bez znaczenia są też rosnące koszty inflacji, niedobory materiałów budowlanych oraz 7000 zmian w projekcie wymuszonych adaptacją do brytyjskich przepisów, które wymagały między innymi 35 proc. więcej stali i 25 proc. więcej betonu niż pierwotnie zakładano. To wszystko złożyło się na to, że Hinkley Point C stanie się najdroższą elektrownią jądrową, jaką kiedykolwiek zbudowano.

Mimo to brytyjski rząd wierzy, że Hinkley Point C stanie się filarem przyszłego, bezemisyjnego miksu energetycznego, obok offshore’owych farm wiatrowych i elektrowni gazowych z wychwytem CO2. Tyle że ta przyszłość ma bardzo wysoką cenę – dosłownie.

Lekcja z Somerset dla Polski: budowa atomu wymaga nie tylko ogromnych funduszy, ale też niezłomnej determinacji, dokładnego planowania i odporności na wszelkie niespodzianki. Takie jak ośmiokrotny wzrost kosztów, COVID i chwiejne nastroje społeczne.

Wysoka cena bezpieczeństwa

Dlaczego elektrownie jądrowe są tak drogie i co w nich kosztuje najwięcej? Każda elektrownia generuje trzy podstawowe kategorie kosztów: paliwo, obsługa i amortyzacja budowy. W przypadku elektrowni gazowych aż 70 proc. kosztów to samo paliwo. Ale w przypadku atomu, nawet 80 proc. kosztu energii to koszt budowy.

Pamiętać trzeba, że budowa reaktora to nie to samo, co stawianie bloku mieszkalnego. Kluczowa sprawa to bezpieczeństwo. Większość współczesnych reaktorów to tzw. reaktory lekko-wodne (light water reactors), które podgrzewają zwykłą wodę, a ta następnie zamienia się w parę napędzającą turbiny.

Problem? W razie awarii chłodzenia może dojść do stopienia rdzenia reaktora, co grozi uwolnieniem promieniowania.

Takie katastrofy znamy z historii: Czarnobyl, Fukushima i Three Mile Island to tylko najgłośniejsze przykłady. Co gorsza nawet po wyłączeniu reaktora, jego paliwo wciąż generuje tzw. ciepło rozpadu. Oznacza to, że systemy chłodzenia muszą działać niezależnie od wszystkiego, nawet w warunkach całkowitej awarii. To właśnie projektowanie i budowa tych redundantnych, awaryjnych, ultra-bezpiecznych systemów winduje koszty na niebotyczny poziom.

Pieniądze, które pochłania budowa obejmują koszty przygotowania terenu, budowy, produkcji, uruchomienia i finansowania elektrowni jądrowej. Budowa reaktora jądrowego na dużą skalę wymaga zaangażowania tysięcy pracowników, ogromnych ilości stali i betonu, tysięcy komponentów oraz dziesiątek systemów zapewniających energię elektryczną, chłodzenie, wentylację, informacje, sterowanie i komunikację.

Pamiętajmy o kosztach operacyjnych zakładu, które obejmują koszty paliwa, eksploatacji i konserwacji oraz rezerwę na finansowanie kosztów likwidacji zakładu oraz przetwarzania i utylizacji zużytego paliwa i odpadów. 

Atomowa studnia bez dna

Czy inne nowe elektrownie jądrowe też są równie drogie? Niestety, tak. Przykładem może być uruchomiona w 2024 r. elektrownia jądrowa Barakah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. To prawdziwy symbol postępu i dywersyfikacji energetycznej dla regionu. Budowana przez konsorcjum z koreańskim KEPCO na czele, jest jednym z największych projektów energetyki jądrowej na świecie, składającym się z czterech reaktorów APR1400.

Elektrownia jądrowa Barakah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Pierwotny kontrakt z 2009 r. opiewał na około 20 mld dol. Niestety w trakcie realizacji projektu koszty znacząco wzrosły, a obecne szacunki wskazują na kwotę przekraczającą 32 mld dol. Co więcej ten wzrost kosztów doprowadził do sporu prawnego między spółką-matką KEPCO a jej stuprocentową spółką córką KHNP, która domaga się dodatkowych miliarda dolarów za prace wykraczające poza pierwotną umowę.

Z kolei doskonałym przykładem opóźnień może być Elektrownia jądrowa Olkiluoto w Finlandii. Jej nowy blok 3 jest obecnie najpotężniejszym blokiem elektrowni jądrowej w Europie i trzecim najpotężniejszym na świecie. Budowę rozpoczęto w 2005 r., a rozpoczęcie działalności komercyjnej zaplanowano na 2010 r. jednak ostateczne uruchomienie miało miejsce dopiero w 2023 r. Całkowity koszt projektu szacuje się na 11 mld euro.

Elektrownia jądrowa Olkiluoto w Finalndii.

Najwięcej elektroni jądrowych stawiają w ostatnim czasie Chiny. Kraj ten jest obecnie światowym liderem w tempie budowy nowych reaktorów, a ich podejście do kosztów jest często bardziej zoptymalizowane dzięki standaryzacji projektów i efektywnemu zarządzaniu łańcuchem dostaw.

Choć szczegółowe dane dotyczące całkowitych kosztów budowy nie są znane to np. najnowsza elektrownia jądrowa w zatoce Shidao (uruchomiona w 2023 r.), która posiada pierwsze na świecie reaktory jądrowe czwartej generacji (HTR-PM) budowana była przez 10 lat i kosztowała 17 md dolarów. Przynajmniej według oficjalnych danych. Jest to możliwe dzięki niemal seryjnej budowie nowych reaktorów.

Niestety wzrost kosztów i opóźnienia to stały element budowy elektrowni jądrowych. Pamiętać trzeba, że w latach 80. w stanie Waszyngton anulowano kilka projektów elektrowni, gdy szacowane koszty budowy poszybowały z 4,1 mld dol. do ponad 24 mld dol.

To nie są pojedyncze przypadki i nie dotyczą tylko ostatnich lat. Analiza 75 amerykańskich elektrowni jądrowych z 1982 r. wykazała, że ostateczne koszty budowy były od dwóch do czterech razy wyższe niż początkowe wyliczenia.

Czy wyciągniemy wnioski?

Nasza podróż przez atomowe place budowy na całym świecie pokazała jedno: budowa elektrowni jądrowej to monumentalne przedsięwzięcie, które niemal zawsze wiąże się z gigantycznymi kosztami, opóźnieniami i nieprzewidzianymi wyzwaniami.

Każdy z tych projektów jest studium przypadku, z którego Polska musi wyciągnąć wnioski, aby nasz własny program jądrowy nie stał się kolejną historią o pęczniejącym budżecie i przesuwanych terminach. Pytanie brzmi: czy jesteśmy w stanie uczyć się na cudzych błędach i sukcesach?

Polska elektrownia jądrowa - planowane koszty

Polska jest obecnie na etapie intensywnych przygotowań do budowy pierwszej elektrowni jądrowej. Zgodnie z planami, ma ona powstać na Pomorzu, w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino. Na sierpień 2025 r., projekt jest w fazie zaawansowanych prac przygotowawczych i projektowych.

Wybrano już technologię, są to reaktory Westinghouse AP1000, a partnerem technologicznym jest amerykański koncern Westinghouse.

Tak ma wyglądać pierwsza polska elektrownia jądrowa Lubiatowo-Kopalino.

To kluczowy moment, w którym precyzyjne planowanie i unikanie błędów z przeszłości są absolutnie niezbędne. Jeśli chodzi o koszty, wstępne szacunki dla pierwszej elektrowni (z trzema reaktorami AP1000) oscylują wokół 31 mld dol. (około 115 mld zł). Należy jednak pamiętać, że to są liczby dynamiczne i, jak uczy historia innych projektów, mogą ulec zmianie w trakcie realizacji.

Termin uruchomienia polskiej elektrowni jądrowej to 2036 r. Tu także warto popatrzeć na doświadczenia innych krajów i wieloletnie poślizgi inwestycji.

Kluczowe wnioski dla Polsk

Pierwszym i najważniejszym wnioskiem jest konieczność maksymalnej transparentności i kontroli kosztów. Historie elektrowni w Olkiluoto, Flamanville czy Vogtle pokazują, jak łatwo budżet może wymknąć się spod kontroli.

Polska musi wdrożyć rygorystyczne mechanizmy monitorowania wydatków i harmonogramu, a także być gotowa na szybkie reagowanie na wszelkie problemy.

Drugi wniosek to budowanie własnych kompetencji i krajowego łańcucha dostaw. Choć korzystamy z doświadczonego zagranicznego partnera, kluczowe jest, aby polskie firmy i specjaliści byli maksymalnie zaangażowani w projekt. To nie tylko korzyść gospodarcza, ale także budowanie niezależności i zdolności do przyszłych projektów.

Atomowa przyszłość Polski

Budowa elektrowni jądrowej w Polsce to projekt na pokolenia. To nie tylko kwestia zapewnienia stabilnych i niskoemisyjnych źródeł energii, ale także szansa na rozwój gospodarczy, tworzenie nowych miejsc pracy i podniesienie kompetencji technologicznych kraju. Lekcje z globalnych placów budowy są jasne: atom jest drogi, skomplikowany i wymaga ogromnej determinacji.

Ale jednocześnie, dla kraju takiego jak Polska, dążącego do niezależności energetycznej i dekarbonizacji, jest to inwestycja strategiczna. Kluczem do sukcesu będzie zdolność do wyciągania wniosków z globalnych doświadczeń, efektywne zarządzanie projektem, transparentność i konsekwentne budowanie własnych zdolności. Tylko wtedy polski atom będzie sukcesem, a nie kolejnym przykładem atomowej drożyzny.

Czy warto inwestować w atom przy takich kosztach? Długoterminowo zdecydowanie tak. Reaktor działa przez 60–80 lat, dostarcza ogromne ilości stabilnej energii, nie emituje CO2 i nie zależy od pogody.

REKLAMA

I choć rachunek może przerażać, warto pamiętać, że te miliardy dolarów to cena za przyszłość. Za to, by prąd płynął niezależnie od kaprysów pogody, kryzysów paliwowych i międzynarodowych napięć. Atom to dziś nie fanaberia, a konieczność. Nie wolno się tylko pomylić, bo każda pomyłka kosztuje tyle, co nowy stadion narodowy.

Albo dziesięć.










REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-08-17T15:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-16T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-16T07:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T16:45:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T15:45:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T15:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T07:55:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T07:40:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T07:21:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T07:10:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-15T07:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-14T21:42:37+02:00
Aktualizacja: 2025-08-14T21:35:52+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA