Hashtagalek: „Dla mnie fotografia to tylko punkt wyjścia. Mam w głowie swoją wizję, którą pokazuję"
Bez Instagrama być może nigdy nie zacząłby fotografować na poważnie. Dzisiaj to jego główny kanał do pokazywania światu swojej twórczości opartej na fotografii.
Jeśli szukacie na Instagramie minimalizmu, pastelowych, ale kontrastowych kolorów, masy symetrii z dodatkiem eleganckiej chmurki czy przelatującego nad głową samolotu, to jego zdjęcia będą dla was dużą przyjemnością. Do kolejnego odcinka „Insta Inspiracji” wybrałem Alka Małachowskiego, który publikuje na Instagramie jako Hashtagalek.
Jesteś fanem Warszawy?
Tak, jestem fanem Warszawy. Dobrze się tutaj czuję, odnajduję. Zresztą, to tutaj się wychowałem, tutaj dorastałem. Miałem okazję śledzić zmiany, jakie zachodziły przez te wszystkie lata od początku. Przez 18 lat mieszkałem na 14. piętrze z widokiem na panoramę Warszawy. Miałem dobrą perspektywę, aby codziennie obserwować stolicę. Gdybym nadal tam mieszkał, to zapewne na moim profilu na Instagramie codziennie wrzucałbym tylko widoki z tamtego miejsca. Na szczęście już tam nie mieszkam.
Lubię Warszawę, a od kiedy zacząłem ją odkrywać fotograficznie, to polubiłem ją jeszcze bardziej. Tu jest sporo przeszłości, sporo teraźniejszości. Fajnie jest móc obserwować przeróżne style architektoniczne w jednym miejscu, często obok siebie, na jednej ulicy.
Nie jestem z Warszawy, ale znam wiele osób, które tu mieszkają. Wszystkie narzekają na brak wspólnego pomysłu na rozwój architektoniczny miasta
Jako mieszkańcowi stolicy rzeczywiście mi też to nieco przeszkadza. Denerwuje mnie, gdy deweloper stawia nowoczesny wieżowiec pośrodku pięknych, starych kamienic. Z perspektywy fotografa jest to jednak ciekawe i to lubię. Tak czy inaczej, oczywiście przydałaby się większa kontrola ładu architektonicznego w Warszawie. Powoli jest to opanowywane. Wystarczy spojrzeć na Wolę. Są tam pewne kontrasty, ale są też standardy. Widać, że tam będzie część nowoczesna, z większą liczbą biur, a mniejszą mieszkań. Z drugiej strony mamy słynny „Mordor”, na którym też zapanował jakiś ład. Jednak w samym centrum, gdzie jest sporo zachowanych budynków, jest dużo trudniej uniknąć kontrastów.
Skoro mamy tu tak dużą różnorodność to jaką architekturę lubisz fotografować najbardziej? Nowoczesne kształty, a może gierkowska wielka płyta?
Łatwiej będzie powiedzieć, czego nie lubię fotografować. Starych budynków, które są brudne, zniszczone, wręcz zmasakrowane.
Lubię fotografować elewacje, które są powtarzalne. A takie występowały w modernizmie. Modernizm to nie jest nic nowego, wielka płyta to też jest modernizm. Wybieram obiektyw do zdjęć bardziej ze względu na symetrię, kształty, kolory, niż na konkretny styl architektury. W moim odczuciu chodzi o formę budynku, czy jest na tyle minimalistyczna, powtarzalna, aby wzbudzić moje zainteresowanie.
Starasz się pokazać świat takim, jaki jest czy raczej wykorzystujesz fotografię, aby przekazać swoją wizję?
Często zdarza się, że staram się pokazać rzeczywistość, którą sam chciałbym zobaczyć, a nie dokładnie to, co widzę. Jeśli widzę jakiś ciekawy budynek, to staram się go tak pokazać, a potem przeprowadzić przez proces postprodukcji, żeby wyszła z tego moja osobista forma.
Mówisz, że ta chmurka idealnie wisząca nad szczytem budynku, to nie jest przypadek?
Oczywiście mógłby być, ale nie jest! Dla mnie ta chmurka to jest wyraz pozytywnych emocji. W moim odczuciu stosuję ją w, kiedy pokazuję budynki kolorowe, małe, coś, gdzie chcę dodać jeszcze więcej pozytywnych emocji. Dodać Wes Andersonową symetrię.
Jak często posługujesz się fotomontażem?
Dla mnie fotografie to tylko punkt wyjścia. Mam w głowie swoją wizję, którą chcę uzyskać. Obrabiam zdjęcia z tą myślą. Czasami usuwam jakiś jeden czy dwa elementy zdjęcia. Innym razem przeszczepiam chmurkę. Praktycznie zawsze posługuję się jakąś formą fotomontażu.
Nie słyszysz zarzutów, że twoje prace to nie są fotografie, a raczej grafiki?
Prawie pod każdym zdjęciem! Tylko że ja nie lubię takiego podziału. Dlaczego grafika, skoro wyszedłem od fotografii? Nie wiem, gdzie jest granica pomiędzy fotografią a grafiką. Nie staram się jej nawet stawiać, bo po co? Tworzę obrazy, które są przejawem mojej wizji świata. I tyle.
Informujesz odbiorców na swoim profilu, że stosujesz takie zabiegi, a to, co oglądają, to nie jest w pełni rzeczywistość?
Ja sam z siebie tego nie robię, nie widzę takiej potrzeby. Natomiast nie ukrywam też, że te zdjęcia w opisany wcześniej sposób obrabiam. Jeśli ktoś pyta a pyta często, to odpowiadam.
Dlaczego?
Gdy oglądam na zdjęcia innych, to patrzę na efekt. Nie patrzę na to, czy ktoś użył Photoshopa, coś tam przekleił, mimo że często to potrafię dostrzec. Zwracam uwagę czy autor zrobił to dobrze, czy ta zmiana ma sens, coś wnosi, ma styl. Kiedyś ludzie też przeklejali analogowo różne elementy, takie zabiegi stosuje się od lat. I robimy to po to, aby wyrazić siebie, swoją wizję.
Jak to się wszystko zaczęło?
Założyłem konto na Instagramie w 2013 r. Pod wpływem tego, że wtedy ten serwis zaczynał być popularny. Na starcie miałem bardzo ciekawy nick „@narapiealbowcale". Byłem studenciakiem, który chciał sobie założyć konto na Instagramie. I założyłem. Wrzucałem tam fotki jedzenia, codzienne zwykłe zdjęcia.
A jednak zdjęć z rampy nie ma, a profil na Instagramie się rozrasta!
Wszystko zmieniło się, kiedy zacząłem studia inżynierskie na politechnice. Miałem mnóstwo wolnego czasu, bo nie uczęszczałem zbyt dużo na zajęcia, które nie należały do moich ulubionych, i również podróżowałem sporo po mieście. Z drugiej strony zauważyłem, że na Instagramie pojawił się trend wykorzystywania swoich profili do budowania portfolio, albo wrzucania samych zdjęć mobilnych. Zacząłem się nieco inspirować lokalnymi twórcami z Warszawy. Wziąłem zatem swojego smartfona i podróżowałem z nim po stolicy, robiąc zdjęcia. Pierwsze zdjęcia powstawały na Woli, potem w kolejnych dzielnicach. Byłem zdziwiony, nieco zafascynowany tym, że nie znam wcale mojego miasta. Wszystkie zdjęcia wykonywałem smartfonem, potem obrabiałem je tylko na smartfonie. Z czasem okazało się, że taki trend fotografii mobilnej i wykorzystywania profilu jako portfolio, jest coraz bardziej popularny, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Korzystałem z Instagrama po to, aby inspirować, a nie tylko obserwować co jedzą znajomi.
Instagram był twoim katalizatorem twórczego rozwoju
Tak, można tak powiedzieć. Instagram w tamtych czasach gromadził społeczności. My nawzajem się motywowaliśmy do rozwoju, nowych zdjęć. Bez tego nie wiem, czy robiłbym fotografowałbym dzisiaj.
Ponad 44 tys. obserwujących nie wzięło się z przypadku. Co pomogło ci w zyskaniu popularności na Instagramie?
To wszystko szło krok po kroku, naturalnie. Trudno jest mi powiedzieć, czy był jakiś jeden punkt zwrotny. Z pewnością pomocne było wyróżnienie w konkursie Weekend Hashtag Project na profilu Instagrama, który śledzi prawie każdy użytkownik tego serwisu. Z czasem starałem się docierać do osób zarządzających różnymi budynkami, aby otrzymać oficjalne pozwolenie na wejście do nich w celu zrobienia zdjęć. Moje zdjęcia się podobały, były polecane przez tych ludzi. Jedna z tych osób to wręcz trochę taki mój „ojciec chrzestny". Zmieniała pracę przez te lata i zawsze mnie polecała do różnych projektów. Mogłem dotrzeć do różnych decyzyjnych osób, wziąć udział w ciekawych projektach. Staram się zawsze dawać dużo z siebie, aby inni zauważyli moją twórczość. Trzeba na to ciężko pracować. I tak kawałek po kawałku mój profil zyskiwał popularność.
A co z „Efektem Gonciarza"?
A to prawda, po premierze filmu Krzyśka Gonciarza ze wspólnego spaceru po Warszawie, rzeczywiście dostałem dopalanie na profilu. Przybyło mi ok. 20 tys. osób obserwujących profil na Instagramie. Tuż po premierze byłem bardzo zajęty pisaniem pracy magisterskiej i nie zbyt aktywny. Gdybym był, to pewnie ta liczba byłaby dużo większa. Krzysztof wypracował sobie widownię osób czułych wizualnie. Jeśli on poleci jakiegoś artystę, to dostrzegalny jest „Efekt Gonciarza”.
W filmie była mowa o tym, że masz swoją tajemną mapę najfajniejszych miejsc do zdjęć w Warszawie
Z tą mapą to nie do końca tak. Rzeczywiście mam mapę, ale tylko fajnych klatek schodowych. Jest w dodatku dość stara, więc lista nie jest aktualna.
W jaki sposób wyszukujesz miejsca? Jaką radę dałbyś innym, którzy chcą odkrywać swoje miasta?
Pierwsze, co musisz zrobić, to wyjść z domu z aparatem. I przejść swoje po mieście. Nic nie zastąpi zwykłego spaceru. Google Street View może pomóc w przygotowaniu do zdjęć nieznanego miejsca, np. w innym mieście. Natomiast, aby odkrywać fajne miejsca, trzeba po prostu dużo chodzić i mieć ciekawą głowę.
Ja chyba najczęściej odkrywam miejsca, przechodząc obok. Idę sobie gdzieś i widzę np. otwarte drzwi, to sobie tam wchodzę. Oczywiście staram się też wyszukiwać informacje o ciekawych miejscach w sieci. W społeczności fotografów też się wymieniamy informacjami.
Zauważasz, że ludzie kopiują, odtwarzają twoje kadry w tych odkrytych miejscach?
To się zdarza, chociaż ostatnio, od czasu publikacji materiału z Krzyśkiem Gonciarzem, szczególnie często. Na Instagramie pojawiło się sporo zdjęć osób, które po prostu próbowały naśladować kadry pokazane w vlogu Krzyśka.
Nie przeszkadza ci, że inni kopiują twoje zdjęcia?
Nie mam nic do tego, jeśli ktoś się inspiruje moimi kadrami. Sam inspiruję się różnymi twórcami, dokładając swoją cegiełkę. Wszystko jest ok do momentu, aż ta osoba przyznaje się do inspiracji. No bo jeśli idziesz w to samo miejsce, robisz podobne zdjęcie i udajesz, że to twój pomysł to masz bardziej efekt kradzieży, niż inspiracji.
Jeśli lubisz, jak inni inspirują się twoimi zdjęciami czy stylem to zdradź mi, jak obrabiasz zdjęcia? Na smartfonie?
Do któregoś momentu wszystko obrabiałem na smartfonie. Z czasem jednak zacząłem także obrabiać na komputerze — praktycznie zawsze, jeśli robię zdjęcia aparatem, a nie smartfonem. Uczę się Photoshopa, Lightrooma. Ich znajomość sprawia, że coraz częściej obrabiam także zdjęcia wykonane smartfonem na komputerze. Mogę uzyskać podobny efekt na smartfonie, ale wymaga to dużo więcej wysiłku.
Jakie aplikacje polecisz?
Photo Editor to aplikacja stworzona przez dewelopera z Rosji, którą nawet trudno znaleźć w sklepie z appkami. Odrzuca wyglądem, ale jest za darmo i ma mnóstwo opcji znanych z Photoshopa. Przeciętny użytkownik po jej zainstalowaniu pomyśli „WTF!? Co ja pobrałem?” Są opcje blendowania, wtapiania zaznaczenia, możesz maskować pędzlem. To jest trochę taki odpowiednik Pixelmatora. Tylko że Pixelmator jest dla ludzi. Kiedyś, retuszowałem w tej appce mnóstwo zdjęć. Aż szkoda mi pomyśleć ile czasu tam spędziłem. Dzisiaj jednak wolę komputer i Photoshopa.
Do tego mam też TouchRetouch — fajny program do inteligentnego retuszu. Czasami korzystam też z Lightrooma Mobile oraz SKRWT, ale to są raczej dobrze znane appki.
Trochę się zmieniło na Instagramie, od czasu, kiedy zaczynałeś. W jakim kierunku podąża Instagram?
Hajs, hajs, hajs! Monetyzacja to słowo klucz.
Wszedłbyś na Instagrama, gdybyś nie miał tam swojego konta i dopiero zaczynał przygodę z fotografią?
Chyba tak. Gdybym spojrzał na różne portale z fotografiami, które oferują podobne możliwości, to mimo wszystko Instagram oferuje relatywnie najlepszy zasięg i możliwości odkrycia. Z drugiej strony jest tu tak dużo osób, że wybić się jest bardzo trudno. Jestem jednak zdania, że jeśli robisz coś zarąbiście dobrze, najlepiej, jak tylko potrafisz, to prędzej czy później ktoś to zobaczy i doceni. Nie ma innej drogi.