Nowy Walkman Sony NW-A306 sprawił, że mam rozdarte serce. Kocham go i nienawidzę
Walkman Sony NW-A306 zamiast udzielić jednoznacznej odpowiedzi, czy przenośne odtwarzacze muzyki mają w 2023 sens, sprawił, że zwaśnione strony jeszcze bardziej okopią się na swoich stanowiskach. Nie cierpię symetryzmu, ale urządzenie Sony każe mi napisać: i jedni, i drudzy będą mieć swoje racje.
"To wykastrowany telefon" – odpowiadał mój redakcyjny kolega, kiedy ja ekscytowałem się zapowiedzią nowego walkmana od Sony. Co tam działanie na Androidzie, co tam ekran dyskusyjnej jakości: w tym urządzeniu chodzi o to, aby porządnie odtwarzał muzykę. Musicie wyobrazić sobie moją złość na producenta, gdy w końcu wyjąłem urządzenie z pudełka, uruchomiłem i... musiałem konfigurować go jak zwykły smartfon. Na małym ekranie. Na podzespołach, które nie powinny napędzać sprzętu z systemem operacyjnym przygotowanym z myślą o telefonach.
Dodajmy, że później włączenie walkmana zajmuje około minuty, a jego żwawość po uruchomieniu może wyprowadzić z równowagi
Mogę tylko gdybać, o ile działałby sprawniej, gdyby zamiast typowego Androida z Gmailem, Dyskiem, Google Meet (!), Kalkulatorem (!!), Zdjęciami (!!!) i w końcu YouTube Music (!!!!!!!!) mielibyśmy nakładkę skoncentrowaną wyłącznie na odtwarzaniu muzyki. Szczytem jest zachowanie aplikacji YouTube Music. Oto mamy sprzęt do grania z górnej półki, a pozostawiono aplikację, gdzie muzyka jest najgorszej jakości.
Walkman wziął z Androida to, co najgorsze. Chodzi wolno, gdy jest podłączony do sieci. Zdarzało mi się zobaczyć komunikat "interfejs nie odpowiada" czy obserwować rozłączenie z WiFi, kiedy inne sprzęty w domu działały. Oczywiście dostęp choćby do Google Play można wytłumaczyć: dzięki temu możemy pobrać Tidala czy Bandcampa, zgrać muzykę bezpośrednio do trybu offline, i tak korzystać z cyfrowej kolekcji. Kiedy jednak pierwsze minuty z walkmanem polegały na tym, że urządzenie pobierało pocztę na Gmaila, wiedziałem, że tę bitwę o zasadność walkmana we współczesności z redakcyjnym kolegą przegrałem.
Mam też wrażenie, że Android mocno żre baterie, szczególnie gdy włączymy Bluetooth. Z deklarowanych przez producenta wartości (w przypadku nagrań w formacie FLAC 44,1 kHz czas pracy wynosi do 36 godzin, nagrań w formacie o wysokiej rozdzielczości FLAC 96 kHz — do 32 godzin, a muzyki z aplikacji serwisu muzycznego — do 26 godzin) zostaje w praktyce znacznie mniej.
Jak gra Walkman Sony NW-A306? Zapomniałem o innych wadach, gdy zacząłem słuchać muzyki!
Tak, pod względem działania i internetowych opcji, które Sony - nie wiedzieć czemu - zdecydowało się pozostawić, walkman to wykastrowany smartfon. Jednak pod względem muzycznych umiejętności to sprzęt, który się broni.
Słuchałem różnych gatunków muzyki. Na różnych słuchawkach: na faktycznie ocierających się o doskonałość WH-1000XM5, jak i moich prywatnych przewodowych Grado SR60x. Porównywałem, jak brzmi Tidal na odtwarzaczu, a jak na telefonach: Samsungu Galaxy Z Flip 4 oraz kilkuletnim Realme 8 Pro. W końcu sprawdzałem różnice w odtwarzaniu pilków flac i wav na porządnym, ale tanim odtwarzaczu i walkmanie Sony.
Krótka piłka: wszystkie te pojedynki były na korzyść walkmana Sony!
Przede wszystkim to zasługa systemu ClearAudio+. Jak tłumaczy sam producent, to "zaawansowane przetwarzanie sygnału cyfrowego w jednej prostej operacji". Kiedy aktywujemy tę opcję, pozostałe ustawienia są niedostępne. ClearAudio+ sam zajmuje się wszystkim.
Na pierwszy rzut ucha piosenka bez tej opcji jest cichsza i mniej dokładna. ClearAudio+ podbija, ale znacznie więcej detali niż tylko głośność. Gdy porównywałem, jak brzmi utwór w zestawieniu z tym, co słyszę na innych urządzeniach i słuchawkach, doszedłem do wniosku, że ClearAudio+ rozsądnie dobiera i przepuszcza dźwięki.
Dotarło to do mnie na przykładzie utworu "No Surprises" Radiohead. Zaczyna się on charakterystycznym motywem gitarowym, tak pięknie kołysankowym i uspokajającym. Do tego dochodzi bas, potem gitara akustyczna i coś a la cymbałki. Gdy słuchałem tej piosenki na chińskim odtwarzaczu, bas był za bardzo "do przodu", wysuwał się na pierwszy plan. Podczas zmieniania opcji w korektorze, zawsze czegoś brakowało, zaś wokal wydawał się lekko zabrudzony, szumiący. Na walkmanie wszystko było idealne.
Miałem wrażenie, że inne sprzęty – jak i streamingowe aplikacje – wpuszczają dźwięki trochę na chybił-trafił. Kto pierwszy, ten lepszy. Bas wygrał wyścig w kolejce z innym instrumentem przygrywającym w tle? OK, leci głośniej. Walkman, a konkretnie funkcja ClearAudio+, ma znacznie szersze "bramki", przez co nie tworzą się zatory, więc dźwięki idą razem, w zgodzie, dostosowując się do tego, jak wymyślili to kompozytorzy i producenci.
Czasami te różnice są subtelne i nie każdemu mogą przypasować
Zrobiłem ślepy (głuchy?) test mojej dziewczynie. Wybrany przez nią utwór z Tidala najpierw leciał z Samusnga Galaxy Z Flip 4 na słuchawki Sony, a potem z tej samej aplikacji na te same słuchawki, ale uruchamiany na walkmanie. Jej zdaniem "Careless Whisper" zabrzmiało lepiej na... smartfonie. Jak argumentowała, walkman sprawił, że charakterystyczny saksofon w tej wersji ją irytował. Ja z kolei miałem wrażenie, że jest bardziej subtelniejszy, wyrazisty.
Inny ciekawy paradoks – słuchawki WH-1000XM5 według mnie lepiej działały z walkmanem bezprzewodowo niż gdy połączyło się je z odtwarzaczem dołączanym kablem. Na pewno grały głośniej, a bas był bardziej otulający. Spodziewałem się odwrotnego efektu, ale widocznie Sony tak stworzyło swoje produkty, że bezproblemowo dogadują się bez kabla.
Kolejne zaskoczenie: o ile walkman wzorowo radzi sobie z plikami flac, tak w przypadku formatu wav "gubi" okładki i nie jest w stanie płyty odpowiednio skatalogować w odtwarzaczu. Takich plików musimy szukać w bibliotece nie w "albumach", a w "folderach". To trochę irytujące, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że np. tak pobierają się utwory "dołączane" cyfrowo do wydań winylowych.
Jak zaś sprawdzają się inne ustawienia dźwięku?
Mam wrażenie, że przetwarzacz winyli, który ma "odtwarzać ciepłe, bogate odtwarzanie nagrania na płycie" to trochę pic na wodę, bo większej różnicy nie słyszałem – może to jednak kwestia sprawdzanych utworów i plików? Podobnie dyskretnie działa korektor zmieniający charakterystykę fazową w niskich częstotliwościach na zbliżoną do tradycyjnego wzmacniacza analogowego. Wprawdzie tutaj delikatną, subtelną różnicę słyszałem, ale nie daje to takiego efektu jak wspomniany i chwalony przeze mnie tryb ClearAudio+. On jest po prostu sercem i sensem tego walkmana.
Wygląd to dwie strony medalu
Tak jak w samym działaniu walkman Sony ma dwie twarze - dobrą, gdy gra, i złą, gdy skoncentrujemy się na samym systemie – to podobnie jest w wyglądzie. Zacznijmy od pochwał, czyli tyłu. Chropowata (to jednak nie żaden metal, a raczej plastik) obudowa z tyłu nadaje ciekawego charakteru i dynamizuje tę część urządzenia. Jeden z boków jest wykonany w tym samym stylu, więc kiedy podnosi się walkmana patrząc z bocznej perspektywy, to jest na czym zawiesić oko. Same przyciski to klasyczna nuda – są jednak na tyle spore, że kiedy już poznamy ich układ, to w kieszeni będzie nam się łatwo zmieniało utwory bądź regulowało głośność.
Przód, czyli ekran, to kolejna zła strona walkmana. Wyświetlacz odbija, łatwo się palcuje, jest też niezbyt precyzyjny, co w połączeniu z ogólnym wolnym działaniem systemu tworzy nieprzyjemną mieszankę.
Kocham i nienawidzę nowego Walkmana.
Jak na sprzęt za 1900 zł walkman od Sony ma sporo wykluczających się cech. Ciągle jestem zdenerwowany na to, jak wygląda system. Przymknąłbym oko nawet na ten ekran, ale przez działanie Androida zbyt często byłem wytrącany z równowagi. Nie da się jednak ukryć, że zapominałem o tym wszystkim, gdy odpalałem płytę Radiohead. Albo szaleńcze rytmy z "Saccades" autorstwa duetu Rian Treanor & Ocen James. Na nowo zakochałem się w płycie grupy Tuleje, a przecież zdążyłem ją docenić dużo, dużo wcześniej.
Paradoksalnie na tle walkmana od Sony zaskakująco nieźle wypada chwalony przeze mnie chiński odtwarzacz za 300 zł, ale... to jednak nie ta liga. W sprincie jest w stanie się zbliżyć do produktu Sony, ale na dłuższym dystansie, z każdym kolejnym odsłuchem, przyzwyczajeniem się do innych, lepszych dźwięków NW-A306 po prostu zyskuje przewagę.
Z drugiej strony 1900 zł to i tak mniej niż kwoty, które trzeba przeznaczyć na inne odtwarzacze tej lepszej jakości. Tyle że tam, choć też napędza je Android, znajdziemy np. tryb "Pure Music", skupiający się na samej muzyce. Niby możemy wyłączyć WiFi, a nawet odpalić tryb samolotowy, ale ciągle mam wrażenie, że Sony powinno postarać się bardziej.
Gdyby Sony trochę obniżyło cenę – albo zostawiło, a nawet dało nieco wyższą, ale dopracowując system operacyjny – walkman NW-A306 budziłby u mnie mniej kontrowersji. A tak, choć w połączeniu ze wspaniałymi słuchawkami WH-1000XM5 jest balsamem dla moich uszu, to działanie systemu bardziej kojarzy się z przesuwaniem paznokci po tablicy.
Niestety mam wrażenie, że Sony zmarnowało wspaniałą szansę, by udowodnić każdemu, że osobne urządzenia do odtwarzania dźwięku mają wiele sensu. Na papierze – owszem, mają. W praktyce NW-A306 jest sprzętem dla największych szaleńców, dla których niuanse, detale w dźwiękach przysłaniają wszystko. Ja do nich należę, więc rozstanie z walkmanem będzie bolesne, ale niestety czuję, że raczej prędzej niż później mi przejdzie.