REKLAMA

Kapitan dodał gazu i skończyło się na katastrofie nuklearnej

Rosyjska flota ma na koncie wiele wypadków z udziałem broni atomowej lub reaktorów jądrowych. Jedną z takich katastrof jest wydarzenie, do którego doszło w Zatoce Czażma. Głównych jej przyczyn można doszukiwać się w całym łańcuchu złych decyzji wynikających z katastrofalnego zarządzania i całkowitego braku odpowiedzialności.

Kapitan dodał gazu i skończyło się na katastrofie nuklearnej
REKLAMA

10 sierpnia 1985 r. na atomowym okręcie podwodnym K-431, należącym do floty Związku Radzieckiego, wymieniano rdzenie reaktora. Okręt zacumowany był przy molo nr 2 stoczni nr 30 Marynarki Wojennej (wieś Szkotowo-22), w zatoce Czażma na Morzu Japońskim. Jednostka należała do okrętów klasy projekt 675.

REKLAMA

K-431 powstał w stoczni im. Lenina Komsomołu w Komsomolsku nad Amurem i wszedł do służby w 1964 r. Miał 115 m długości, załogę składającą się ze 109 marynarzy i oficerów oraz sześć pocisków manewrujących na pokładzie. Na przestrzeni całej swojej służby okręt pływał w wodach Oceanu Spokojnego i Indyjskiego.

Pechowego 1985 roku prace przy wymianie prętów paliwowych opóźniały się, a ekipa je realizująca znajdowała się pod coraz większą presją ze strony dowództwa. Wymiana w reaktorze na prawej burcie obyła się bez problemów, ale na lewej burcie wykryto nieszczelność.

Jak się okazało montaż reaktora został przeprowadzony niestarannie i pod uszczelkę górnej pokrywy dostały się zanieczyszczenia. Trzeba było ją zdjąć  i dokładnie oczyścić. 

Fala i reakcja łańcuchowa

Prace prowadzono z naruszeniem wszelkich przepisów, a nawet zasad zdrowego rozsądku. Z każdą minutą katastrofa stawała się coraz bardziej prawdopodobna.

Podczas podnoszenia osłony reaktora obok okrętu podwodnego, z prędkością 12 węzłów, przepłynął ścigacz torpedowy. Jednostka zignorowała sygnał ograniczenia prędkości, jaki obowiązywał na tym obszarze.

Fala rozbujała pływający dźwig, który utrzymywał właz reaktora. Pokrywa powędrowała w górę, konstrukcja zabezpieczająca operację rozleciała się w pył. Reaktor osiągnął masę krytyczną, po której nastąpiła reakcja łańcuchowa i eksplozja. Była godz. 10.55.

Na miejscu zginęło 11 marynarzy i oficerów. W centrum eksplozji poziom promieniowania, określony następnie na podstawie ocalałego złotego pierścienia jednego ze zmarłych oficerów, wynosił 90 000 rentgenów na godzinę. Dawka śmiertelna do 400 rentgenów. 

Na okręcie podwodnym wybuchł pożar, któremu towarzyszyły potężne emisje radioaktywnego pyłu i pary. Cały rdzeń reaktora został ostatecznie wyrzucony z okrętu. Pokrywa reaktora ważąca kilka ton została rzucona 100 m dalej. Większość radioaktywnych szczątków spadła w odległości 50-100 m od okrętu na pobliskie doki i do wody.

Naoczni świadkowie, którzy gasili pożar, mówili o dużych płomieniach i kłębach brązowego dymu wydostających się z otworu w kadłubie okrętu. Opad radioaktywny miał szerokość 650 m i długość 3,5 km.

Gaszenie prowadzili nieprzeszkoleni pracownicy stoczni remontowej oraz załogi sąsiednich jednostek. Nikt nie miał kombinezonów ani specjalnego wyposażenia. Gaszenie pożaru trwało około dwóch i pół godziny. Specjaliści zespołu floty ratunkowej przybyli na miejsce zdarzenia trzy godziny po wybuchu. W wyniku nieskoordynowanych działań likwidatorzy przebywali na skażonym terenie do drugiej w nocy, czekając na nowy komplet odzieży, który miał zastąpić skażoną.

Na miejscu wypadku ustanowiono blokadę informacyjną

Wieczorem tego samego dnia komunikacja wsi ze światem zewnętrznym została przerwana. Jednocześnie nikogo z cywilów nie poinformowano o sytuacji w związku z czym mieszkańcy też otrzymali dawkę promieniowania.

Według pierwszych szacunków narażonych na promieniowanie było 86 osób. Oficjalne raporty mówiły, że w wypadku rannych zostało łącznie 290 osób. Spośród nich 10 zmarło w czasie wypadku, 10 miało ostrą chorobę popromienną, a 39 miało reakcję popromienną. Jednak do połowy lat 90. oficjalnie zidentyfikowano aż 950 ofiar tego wypadku.

 class="wp-image-3298233"
Jedyne zdjęcie K-431 po wypadku

W wyniku wypadku powstało źródło skażenia radioaktywnego na dnie zatoki Czażma. Skażenie to było głównie związane z izotopem kobaltu-60. Incydent dotyczył nowych prętów paliwowych, a nie starych, a zatem nie odnotowano dużych ilości szczególnie niebezpiecznych izotopów takich jak stront-90 i cez-137.

REKLAMA

Około dwóch miesięcy po wypadku radioaktywność w wodzie w zatoce była porównywalna z poziomami tła, a 5–7 miesięcy po wypadku poziom promieniowania uznano za normalny w całym rejonie doków. 

Feralny reaktor na pokładzie K-431 został zalany betonem, a sama jednostka trafiła na cmentarzysko radioaktywnych okrętów do Zatoki Pawłowskiej. Wraz z nim trafił tam okręt podwodny K-42 Rostowski Komsomolec (projekt 627A), który był zacumowany obok i jednostka techniczna, która brała udział w wymianie prętów paliwowych.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA