Stage Manager zagracił macOS. Apple'owi nie wyszły zmiany w systemie
System macOS 13 Ventura od wczoraj jest dostępny dla wszystkich, a wraz z nim zupełnie nowy system zarządzania oknami: Stage Manager. Zapowiadany hit okazał się wydmuszką, do tego działającą z błędami. To niestety kolejny przykład na rozwadnianie wizji Apple'a.
Wczorajszego wieczora zaktualizowałem MacBooka do najnowszej wersji systemu macOS 13 Ventura. Zmian - z punktu widzenia typowego użytkownika - nie ma wiele, ale jedna z nich mocno się wyróżnia, bowiem obiecuje nowy sposób interakcji z systemem. To Stage Manager.
Stage Manager domyślnie jest wyłączony, ale można go uruchomić w Ustawieniach systemowych (nareszcie logicznie przeprojektowanych!), jak i z Centrum Sterowania. Włączyłem tę funkcję z niemałą ekscytacją, ale po kilku godzinach zabawy widzę, że to rozwiązanie to albo niewypał, albo falstart.
Stage Manager na macOS - na czym polega nowy system zarządzania oknami?
Stage Manager to nowy rodzaj interfejsu, który został dodany równolegle do świetnie znanego mechanizmu wielu Biurek. Stage Manager ma wyeksponować te aplikacje, na których właśnie pracujemy. W ramach nowego systemu po lewej stronie ekranu widzimy miniaturki otwartych aplikacji. Kliknięcie miniaturki otwiera okno aplikacji i ukrywa wszystkie pozostałe okna.
Aplikacje można też grupować. Jedna "scena" może obejmować kilka różnych okienek, które na dodatek można wywoływać z bocznego menu na dwa sposoby: pojedynczo bądź wszystkie jednocześnie.
Co daje Stage Manager?
Ten system w swoich założeniach jest naprawdę sprytny, bo pozwala jednym rzutem oka ogarnąć wszystko, co dzieje się w systemie. Miniaturki otwartych aplikacji po lewej stronie od razu pokazują otwarte okna wraz z ich zawartością. Do tego przełączanie się między aktywnym oknem (lub zestawem okien), a pobocznymi aplikacjami jest proste i bardzo czytelne.
Bo przykładowo, podzieliłem swoje aplikacje na kilka "Scen". W pierwszej mam aplikację Poczta oraz Kalendarz. W drugiej komunikatory, czyli Slack i Messenger. W trzeciej okna potrzebne do pisania: przeglądarka Safari oraz edytor tekstu iA Writer. Kolejne sekcje to pojedyncze większe programy, których aktualnie potrzebuję, czyli np. Lightroom, Affinity Photo, czy Final Cut Pro.
Stage Manager kompletnie się u mnie nie sprawdza. Dlaczego?
Rozumiem, że Stage Manager ma być uproszczoną wersją zarządzania systemu poprzez Biurka. Biurka być może nie dla wszystkich są intuicyjne, bo aplikacje włączone w innej przestrzeni roboczej pozostają niewidoczne. By je podejrzeć trzeba zmienić Biurko bądź włączyć widok Mission Control.
Od lat korzystam z systemu Biurek, mając na ogół cztery przestrzenie równolegle. Przełączanie między nimi uważam ze banalnie proste, bo w macOS robi się to poprzez gesty, które są podstawą obsługi systemu. Uwielbiam ten sposób interakcji z oprogramowaniem, bo sprawdza się zarówno na laptopie (gładzik), jak i w moim zestawie desktopowym, gdzie gesty mam przypisane do mojej ulubionej myszki Logitech MX Master 2S.
Tym samym Stage Manager dubluje u mnie funkcjonalność Biurek, dając w zamian tylko to, że widzę podgląd otwartych aplikacji. I tutaj dochodzimy do kilku nieścisłości związanych ze Scenami.
Co jest nie tak ze Stage Manager?
Uważam, że jest to niepotrzebne mnożenie bytów, które wizalnie mocno komplikuje macOS. Teraz mamy w systemie Dock u dołu, pasek zadań u góry i Stage Manager po lewej. Sage Manager de facto dubluje funkcjonalność kropek w Docku, które informują o tym, jakie aplikacje są aktualnie otwarte.
Poza tym Stage Manager obecnie ma wiele problemów. Przykładowo, niezależnie od ustawień, ikony na Biurku raz są widoczne, a raz znikają. Jest to jakiś błąd działania systemu. Ponadto jest możliwość ukrycia Stage Manager za krawędzią, na podobnej zasadzie jak aktywny dock. Niestety system w moim przypadku gryzie się z sytuacją, kiedy okno programu mam dociągnięte do lewej krawędzi. W takiej sytuacji wysuwanie Stage managera raz działa, a raz nie.
Ponadto są w tym systemie nielogiczne ograniczenia. Dlaczego nie mogę ułożyć miniaturek okien na lewym pasku według własnej kolejności? Dlaczego takich miniaturek może być tylko sześć? Są też pomniejsze problemy. Kiedy mamy wyłączony widok ikon na Biurku, a kiedy włączymy funkcję Pokaż Pulpit, by wyświetlić ikony (mam ją osadzoną w aktywnym narożniku na dole po prawej), nie działa podgląd plików po wciśnięciu spacji.
Stage Manager zagracił macOS. To już kolejny taki przypadek.
Dma Stage Manager jeszcze kilka dni, ale jeśli nic się nie zmieni, po prosty wyłączę ten system.
Widzę jednak, że Apple odchodzi od swojej wizji na systemy operacyjne. Przez lata macOS, iOS i iPadOS były systemami mało konfigurowalnymi, ale za to niezwykle przemyślanymi. Od kilku generacji to się zmienia. iOS stał się wręcz jarmarkiem. Nie tylko mamy już trzy niezależne sekcje umieszczania widżetów, ale dochodzą też nieprzemyślane rozwiązania ekranu blokady i Always On Display.
Z kolei iPadOS ma już (jeśli dobrze liczę) trzy niezależne metody zarządzania oknami. Stage Manager działa tu obok dzielonego ekranu i aplikacji wysuwanych zza krawędzi.
Nie do końca rozumiem to mnożenie bytów. Kiedyś systemy Apple były tak proste, że wystarczyło dać urządzenie mamie czy babci, a ta intuicyjnie wszystko potrafiła obsłużyć. Dziś nawet specjalistyczne serwisy o Apple prześcigają się w trikach i nietypowych wykorzystaniach mało znanych funkcji systemowych.
Czuję tu zgrzyt. Wszystkie najbardziej kontrowersyjne opcje są opcjonalne, ale jednocześnie są niedopracowane. Apple przedstawia je jako rewolucję i kolejny krok w rozwoju, a na przykładzie Stage Manager widać, że taki system na komputerze dubluje istniejącą funkcjonalność, dodając od siebie niewiele. Na szczęście mechanizm Biurek zostaje. Mam nauczkę, by nie napalać się na nowości software’owe, bo mimo ekscytacji Apple’a, są one często przestrzelone.