Patrzę na Stadię i martwię się o przyszłość. Nie gier, a filmów i seriali
Na polskim rynku, jeden za drugim, znikają dystrybutorzy filmów na DVD i Blu-ray. Nie wiem co mnie bardziej smuci: to, że znikają czy też to, że mało kto za nimi płacze. Wszyscy z radością wchodzimy w wygodny świat cyfrowy, bez żalu żegnając się z rysującymi się płytami i kurzącymi się pudełkami. Jest tylko jeden problem: nic nie posiadamy. I na coraz mniejszą ilość rzeczy mamy wpływ.
W minionym tygodniu Monolith Video ogłosił wycofanie się z rynku dystrybucji filmów na nośnikach fizycznych. Raptem kilka miesięcy po Filmostradzie, która również zdecydowała się zakończyć tę formę działalności. Nie stoi przy tym za tym żadne sensacyjne wydarzenie czy rynkowa niesprawiedliwość. Na filmy i seriale na płytach DVD i Blu-ray jest zwyczajnie coraz mniej chętnych. Z gospodarstw domowych znikają odtwarzacze płyt optycznych, podobnie jak z komputerów osobistych. Wszyscy stawiają na dystrybucję cyfrową.
Czytaj też:
Dlaczego? Odpowiedź jest prawdopodobnie oczywista dla każdego czytelnika tego tekstu. Streaming cyfrowy jest zbyt wygodny, by na dziś rozważać dowolną alternatywę. Kilka klików pilotem i już dany film bądź serial pojawia się na ekranie telewizora. W bardzo przyzwoitej cenie za wypożyczenie lub w ramach niewysokiego abonamentu zapewniającego dostęp do większego wyboru treści. Nie trzeba iść do sklepu. Nie trzeba czekać na kuriera z paczką. Nie trzeba myśleć, gdzie trzymać pudełka z filmami. Mimo iż format digital jest fundamentalnie gorszy pod każdym innym względem.
Filmy w streamingu można wynajmować bądź kupować. To pozorny wybór.
Powiedzmy, że klient ma ochotę na dany film. Argumenty o wyższej jakości dźwięku i obrazu (to nie plotka, to fakt) na Blu-ray UHD go nie przekonują, bo VOD oferuje w pełni akceptowalny i przyzwoity poziom. Zwłaszcza jak nie ma się high-endowego kina domowego. Ów film prawdopodobnie dostępny będzie w trzech formach:
- W ramach abonamentowej usługi VOD, gdzie w zamian za miesięczną opłatę (typowo około 30 zł) klient ma dostęp do stale zmieniającego się katalogu kilkuset filmów i seriali;
- W ramach usługi wypożyczenia, gdzie w zamian za jednorazową opłatę (zazwyczaj 10-20 zł) film bądź serial jest użyczony na ograniczonych zasadach. Najczęściej na 30 dni od dokonania płatności, ale ów czas skraca się do 48 godz. po wciśnięciu przycisku Odtwórz;
- W ramach stałego, nielimitowanego dostępu. Najczęściej jest to opisane jako kupno na własność. Cena to zazwyczaj kilkadziesiąt złotych, w zależności od atrakcyjności danego filmu bądź serialu. Za jednorazową opłatę klient może odtwarzać daną treść, ile razy ma ochotę. Z jednym małym zastrzeżeniem.
Czy klienci Google Stadia kiedykolwiek coś kupili i posiadali?
Opcjonalnego sprzętu w formie Chromecasta czy kontrolera nie licząc, rzecz jasna. Chodzi o kupioną w ramach Stadii treść. Dla tych, co nie śledzą wydarzeń z rynku gier: Google ogłosił zamknięcie usługi Stadia, w której gry wideo dostępne były wyłącznie w ramach streamingu, bez żadnej innej formy dystrybucji. Gracze płacili jednorazową opłatę za każdą z gier, w zamian zyskując do niej nielimitowany dostęp. Używano przy tym terminologii kupowanie gier. Z którą, w obliczu zamknięcia usługi, jest pewien problem.
Google zwróci graczom pieniądze za wszystkie nabyte na Stadię gry. Gracze nie za bardzo mają przy tym jakiekolwiek inne wyjście. Nie mogą, na przykład, zachować swojej gry i odmówić przyjęcia zwrotu gotówki. A skoro nie mogą, to czy kiedykolwiek oni te gry nabyli. Czy te gry kiedykolwiek do graczy należały? Kto jest w stanie obiecać, że Microsoft będzie za 15 lat nadal zainteresowany rynkiem gier wideo? I że serwery z licencjami na cyfrowo zakupione gry na Xbox w tym czasie będą nadal działać?
Rynek filmów i rynek gier - różnice są ogromne. Dlatego zagrożeń jest jeszcze więcej.
Gry komputerowe i filmy łączy wspólny mianownik: oba formy przekazu są formami sztuki, najczęściej służącej rozrywce. Znacząco się jednak od siebie różnią, w ujęciu biznesowym czy w formie konsumpcji. Niezmiennie jednak łączy je kłamstwo, jakim jest posiadanie cyfrowej gry czy cyfrowego filmu.
Jeżeli Disney za dwie dekady zdecyduje się przerobić klasyczne Gwiezdne wojny pod jakąś przyszłą modę czy trendy, to bez uciekania się do piractwa będzie to jedyna dostępna wersja filmu. Przykład wybrałem nie bez przyczyny: już od długiego czasu kupno na płycie filmu Marvela czy Lucasfilmu w jakości 4K i z polskim tłumaczeniem nie jest możliwe. Jedyna opcja to wersja cyfrowa.
Służę też innym hipotetycznym przykładem. Bardzo lubię twórczość filmową Kevina Smitha, przynajmniej tę wczesną. Za to, że w jego filmach pod płaszczykiem rubasznego humorem o genitaliach, ekskrementach i nasieniu kryją się świetne dialogi, błyskotliwe pointy i oryginalne, świeże spojrzenie na popkulturę i sprawy obyczajowe.
Nie da się jednak ukryć, że te filmy są bardzo niestosowne. Na dodatek wiele z nich zostało wyprodukowanych za pieniądze Harveya Weinsteina, którego obrzydliwe praktyki molestowania seksualnego były jednym z punktów zapalnych ruchu #MeToo. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której spadkobierca po wytwórni Weinsteina z przyczyn wizerunkowych zechce te filmy schować do szuflady. Kto nie ma ich na nośniku fizycznym, nie obejrzy ich nigdy. A szkoda, bo są świetne.
Rynek DVD i Blu-ray w Polsce i na świecie.
Nikt już nie udostępnia raportów o sprzedaży filmów na nośnikach fizycznych w Polsce. Z nieoficjalnych źródeł wiemy jednak, że zainteresowanie filmami i serialami na płytach jest już znikome. Przy czym Polacy nadal chętniej wybierają DVD niż Blu-ray i Blu-ray 4K. Podobno nabywcy DVD to głównie klienci konserwatywni, którzy również nie korzystają z usług streamingu bądź nie są jej świadomi, więc nie widzą również potrzeby w inwestowanie w odtwarzacz Blu-ray.
Wycofywanie się dystrybutorów z Polski oznacza malejącą dostępność filmów i seriali z polskim lektorem, dubbingiem lub chociaż napisami. Na tak zwanym zachodzie sytuacja z punktu widzenia fanów nośnika fizycznego jest dużo lepsza, bo nadal łatwo nabyć dowolną pozycję w odpowiednim języku. Nie ma jednak żadnej wątpliwości, nośnik fizyczny umiera.
W Stanach Zjednoczonych sprzedaż płyt Blu-ray i DVD spadła o 25,5 proc. z 3,29 mld dol. w 2019 r. do 2,45 mld dol. w 2020 r. Oraz o 20 proc. (1,97 mld dol.) w 2021 r.. I jest niemal pewnym, że 2022 rok zakończy się dwudziestokilkuprocentowym spadkiem. Klienci wybrali.
Przejście z VHS do DVD Video to był postęp. Progresem były też Blu-ray, a potem Blu-ray UHD. Digital to słabość ewolucji.
Owa ewolucja bez wątpienia przeszła w sposób naturalny. Podaż dopasowywana jest do popytu. Nietrudno jednak o obawy, że to ślepy zaułek. Pułapka dla sztuki filmowej, która stanie się więźniem algorytmów, trendów, mody obyczajowej i kaprysów dużych korporacji, czy wręcz ich perypetii finansowych. Wszystko w imię wygody, jaką zapewnia digital.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nastąpi jakaś oddolna rewolucja. Melomani utrzymują przy życiu płyty winylowe, więc może za kilka(naście) lat pojawi się na tyle liczna grupa kinomanów, że warto będzie dla niej wznowić nakłady? Mam nadzieję, że tak. Zniknięcie z polskiego rynku płyt od Monolith Video czy Filmostrady to wydarzenia, które mało kto odnotował. Obawiam się jednak, że gdy większa liczba osób zacznie za nimi tęsknić, może być już za późno.