Mimo kilku wad Samsung QN91B to jeden z najlepszych telewizorów, jakie możesz kupić
Jeśli chodzi o jakość obrazu, to absolutna czołówka. Jeśli chodzi o jakość obsługi... mam sporo do powiedzenia, niekoniecznie na plus. Jednak nawet z kilkoma minusami, Samsung QN91B to jeden z najlepszych telewizorów dla „normalnych ludzi”, jaki znajdziecie dziś w sklepach.
Telewizory na testy trafiają do mnie rzadko, więc jeszcze nie uległem zblazowaniu pt. "wszystko poniżej 15 tys. zł to nie telewizor", a raczej dzielę telewizory na takie dla ludzi normalnych, dla ludzi z głębokim portfelem, którzy widzą różnicę (a raczej twierdzą, że widzą) i kompletnych świrów, którzy są gotowi wydać fortunę, byle postawić w salonie coś wyjątkowego.
Samsung QN91B należy do tej pierwszej kategorii i dla każdego normalnego człowieka będzie telewizorem raczej z górnej półki cenowej.
Samsung Neo QLED 4K QN91B (2022) jest dostępny w pięciu rozmiarach:
- 43” za 5299 zł
- 50” za 5999 zł
- 55” za 7499 zł
- 65” za 9999 zł
- 75” za 12999 zł
Ceny te znacząco spadły od chwili premiery, kiedy to np. 65-calowy model kosztował 12999 zł. Dziś jednak spadły one do wciąż wysokiego, acz akceptowalnego poziomu. Mój testowy egzemplarz to wersja 55-calowym ekranem, która w chwili pisania tej recenzji kosztuje 7499 zł.
Dla normalnego klienta to sporo pieniędzy, ale jak na telewizor tego kalibru, który przecież posłuży nam przez długie lata, wydaje się to kwotą akceptowalną. O ile też większość branżowych kolegów uważa rozmiar 65” a nawet 75” za najlepszy, tak moim zdaniem 55” wciąż pozostaje wyborem najbardziej rozsądnym i wcale nie chodzi tu o cenę, lecz... o gęstość pikseli.
Każdy z rozmiarów ma matrycę o rozdzielczości 4K i niestety, im większa przekątna, tym bardziej to widać, zwłaszcza jeśli siedzimy blisko. Miałem okazję porównać, jak wygląda QN91B w wersji 55” widziany z około 2,5 m w moim salonie, z 75-calową wersją oglądaną z odległości około 4 metrów w salonie znajomych.
Pomijając już fakt konieczności wygospodarowania ogromnej przestrzeni dla jakiegokolwiek komfortu oglądania, nawet z tych 4 metrów obrazek był wyraźnie mniej ostry niż na telewizorze 55”, a wprawne oko bez problemu dostrzeże też różnicę między 55 a 65”. Jeśli tej różnicy nie widzisz, to… w ogóle nie zawracaj sobie głowy kupowaniem telewizora tego kalibru, bo w takim razie innych, ważniejszych różnic również nie dostrzeżesz.
Ale skoro o dostrzeganiu różnic mowa, to pomówmy o ekranie.
Samsung Neo QLED QN91B 2022 to telewizor, na którym zobaczysz różnicę
Matryca tego modelu to panel mini-LED, pokryty znakomicie spisującą się powłoką antyrefleksyjną i częstotliwością odświeżania, która może sięgnąć nawet 144 Hz w parze z kompatybilnym komputerem osobistym i kablem HDMI 2.1.
Technologia mini-LED, choć nie zapewnia aż tak idealnie głębokiej czerni jak OLED, ma jednak nad nią kilka przewag, zwłaszcza w tej klasie cenowej (nie mówimy wszak o QD-OLED z najwyższej półki). Pierwsza z przewag to jasność, która w tym modelu w trybie HDR sięga nawet 2000 nitów i to czuć.
Pierścienie Władzy może są marnym serialem, ale wizualnie cieszą oko i nawet oglądając je w środku dnia, gdy salon jest zalany słońcem z dwóch dużych okien, widziałem wszystko jak na dłoni. "Robotę" robi też warstwa antyrefleksyjna, która świetnie ogranicza odblaski, jednocześnie nie degradując obrazu. OLED powieszony w tym samym miejscu w ciągu dnia byłby lustrem.
Ogromna pochwała należy się też fabrycznej kalibracji Neo QLED 4K QN91B, zwłaszcza w trybie Filmmaker Mode. Jedyne "ale", jakie można do niej mieć, to delikatny magentowy zafarb, widoczny zwłaszcza w zacienionych obszarach kadru. Jako że panel to matryca typu VA, to niestety ów zafarb oraz nieznaczna degradacja kolorów rzucają się w oczy, gdy patrzymy na telewizor pod kątem. Patrząc jednak na wprost lub przy minimalnym odchyleniu obraz jest tak bliski perfekcji, jak tylko możemy oczekiwać od telewizora dla normalnych ludzi, zresztą - kwestię zafarbu zapewne błyskawicznie rozwiązałaby profesjonalna kalibracja.
Znakomicie też radzą sobie mechanizmy upscalingu obrazu, które przydają się zwłaszcza podczas oglądania linearnej telewizji lub streamingu niższej jakości. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie też niewielka ilość bloomingu, czyli jasnej poświaty dookoła obiektów/tekstu wyświetlanych na czarnym tle. Z bliska oczywiście widać ten efekt, bo nie powstał jeszcze panel mini-LED, który by go nie generował. Z poziomu kanapy jest to jednak problem ledwie dostrzegalny, a co za tym idzie - kompletnie nieistotny.
Podczas testów podłączyłem do tego telewizora zarówno konsolę Xbox Series X jak i laptop Razer Blade 17 z grafiką RTX 3080 Ti. Niestety z niewiadomego względu (prawdopodobnie niekompatybilny kabel), nie udało mi się z telewizora wykrzesać 144 Hz, funkcja po prostu nie była dostępna mimo wielokrotnej próby podłączenia. Jednak nawet 120 Hz wystarczyło, by naprawdę poczuć różnicę względem odświeżania 60 Hz.
Bardzo zaskoczyła mnie też użyteczność trybu gry, którego przydatność często bywa dyskusyjna (zwłaszcza przez pogorszenie jakości obrazu), a tu jednak poprawił się nie tylko czas reakcji, jak i jasność, kontrast i wyświetlanie kolorów. Oczywiście charakterystykę obrazka można sobie dopasować do gatunku gry, np. silnej eksponując cienie w grach FPS.
Warto też dodać, że aby grać na tym telewizorze, wcale nie potrzeba konsoli. Samsung QN91B jest bowiem fabrycznie wyposażony w aplikację Xbox GamePass, która pozwala na rozgrywkę w chmurze, wystarczy podłączyć pada od Xboksa.
Przetestowałem to rozwiązanie i nie mam nic do zarzucenia, choć jeśli chcecie z niego korzystać, lepiej podłączyć telewizor kablem Ethernet. Wi-Fi bywa bowiem kapryśne i w losowych momentach potrafiło zgubić sygnał, choć router stał tuż pod telewizorem. To nieodczuwalny problem z dowolnym innym zastosowaniu, ale podczas cloud gamingu skutkuje zauważalnymi przycięciami w transmisji.
Dwa zdania należą się też dźwiękowi. No, może więcej niż dwa zdania. Samsung nazywa 60-watowy system wbudowanego audio mianem 4.2.2, co… oczywiście nie ma wiele wspólnego z prawdziwym systemem wyposażonym w dwa subwoofery, dwa głośniki centralne i cztery satelitki.
Tym niemniej jak na głośniki telewizyjne grają całkiem przyzwoicie, choć straszliwie brakuje im basu. W zasadzie to nie ma go wcale. Jedną funkcją, która mi się bardzo spodobała, jest za to dźwięk podążający za obiektem, dający bardzo ciekawą imitację przestrzenności. Bardzo wyraźnie brzmią też dialogi, a to - było nie było - w telewizorze najważniejsze.
Przez 99 proc. czasu korzystałem jednak z soundbaru, którym był topowy Samsung Q990B i który drastycznie zmienia doznania dźwiękowe podczas użytkowania telewizora QN91B.
Nie mogę powiedzieć, by był to najlepiej grający soundbar jaki w życiu słyszałem, ale niedostatki w jakości odtwarzanej muzyki nadrabia potężnym basem i nieprawdopodobną jak na soundbar rozpiętością sceny i przestrzennością dźwięku.
W parze z satelitkami naprawdę można poczuć, że jesteśmy "wewnątrz" filmu. Soundbar integruje się bezpośrednio z ekosystemem Samsunga i ma też złącze eARC, więc można podłączyć konsolę i inny osprzęt prosto w grajbelkę.
Niestety nie mogę polecić tego rozwiązania, bo podłączony Xbox Series X czy gamingowy PC nie były wykrywane w ponad połowie przypadków, bez wyraźnego powodu. XSX w końcu musiałem przepiąć prosto do telewizora, bo soundbar przestał go rozpoznawać w ogóle.
A skoro już marudzę, to od razu przestrzegę tych, którzy mogą się czuć zachęceni do zakupu soundbaru i telewizora od Samsunga, by wykorzystać funkcję Q-Symphony, czyli jednoczesne odtwarzanie dźwięku z obydwu urządzeń. Szczerze? Gra to absolutnie tragicznie i naprawdę zachodzę w głowę, kto uznał, że to dobry pomysł. Kanały są niewyważone, a rozbieżność między głośnikami z telewizora i z soundbaru straszliwie rzuca się w uszy.
Jakość obrazka w telewizorze QN91B jest cudowna. Jakość obsługi za to...
...powiedzmy, że gdybym wydał na ten telewizor własne pieniądze (a niemal to zrobiłem), byłbym na tyle rozczarowany, by czym prędzej zamówić Apple TV 4K i zapomnieć o istnieniu Tizena.
Funkcjonalnie nie można mu nic zarzucić. Jest przejrzysty, wszystko jest bardzo intuicyjne w obsłudze, a też możliwości oprogramowania są naprawdę spore - od wbudowanej przeglądarki, poprzez możliwość wyświetlania dwóch aplikacji jednocześnie, aż po wspomnianego już GamePassa i sklep z aplikacjami.
Znakomicie sprawdza się też synchronizacja z urządzeniami SmartThings - to szalenie przydatne, gdy na telewizorze wyświetla się powiadomienie o zakończonym praniu czy suszeniu, jeśli tylko mamy kompatybilne urządzenia AGD. Jeśli posiadamy kompatybilny telefon lub tablet Samsunga, możemy też skorzystać z trybu Wireless Dex, czyli bezprzewodowego przekształcenia naszego telewizora w ekran komputera.
Jednak o ile funkcjonalnie trudno cokolwiek Tizenowi i Samsung Smart TV cokolwiek zarzucić, tak płynność działania woła o pomstę do nieba. Z tygodnia na tydzień było tylko gorzej. Aplikacje zacinały się, a momentami nawet zawieszały bez wyraźnego powodu. Nawigacja po interfejsie upstrzona była przycięciami, momentami do tego stopnia, że Samsung Neo QLED 4K QN91B (2022) po prostu zamierał na kilka sekund, a potem wykonywał sekwencję przyciśnięć pilota w przyspieszonym tempie, co niemal każdego dnia kończyło się co najmniej jednorazowym włączeniem niechcianej aplikacji.
Trudno mi ten stan rzeczy zaakceptować, bo znacząco obniżył przyjemność obcowania z tym telewizorem. I nawet myślałem przez moment, że może to kwestia egzemplarza, ale znajomi testerzy telewizorów potwierdzili, że "ten typ po prostu tak ma".
Skoro zaś o obsłudze mowa, nie można pominąć pilota, co do którego mam kompletnie mieszane uczucia. Podoba mi się jego kształt. Podoba mi się to, że nie jest wielką, przeładowaną przyciskami kobyłą, tylko minimalistycznym urządzeniem, do tego ładowanym albo przez USB-C, albo przez panele solarne u dołu obudowy.
Nie podoba mi się natomiast jego jakość, bo ze względu na niewielkie gabaryty jest po prostu „tani” w dotyku. Trochę skrzypi, a przyciski nie mają zbyt przyjemnego skoku. Wolałbym też dedykowane przyciski do zmiany głośności zamiast plastikowej dźwigienki, bo ta sprawia wrażenie bardzo delikatnej.
Mimo kilku wad Samsung QN91B to jeden z najlepszych telewizorów, jakie możesz kupić
Największą wadą tego telewizora jest jego system operacyjny, ale przecież to można załatwić dokupując przystawkę, czy to od Apple’a, czy to od Google’a. Gdyby problem leżał w wyświetlanym obrazku, nie dałoby się tego w żaden sposób poprawić - ale tu niczego nie trzeba poprawiać.
Oczywiście, na rynku istnieją już lepsze wyświetlacze. QD-OLED wpadł jak huragan i wywrócił do góry nogami to, co nazywamy "dobrym obrazkiem", ale ośmielę się stwierdzić, że dla znakomitej większości populacji panel w QN91B będzie nie tylko wystarczający, lecz będzie wręcz wywoływał regularne opady szczęki. Bo wszystko na tym wyświetlaczu wygląda pięknie i jest on też na tyle uniwersalny, że można go używać do wszystkiego. Do oglądania filmów i seriali mamy Filmmaker mode. Mamy mechanizmy upłynniania do sportu. Mamy upscaling do tradycyjnej telewizji. Mamy świetny tryb gry, VRR i 144 Hz do grania.
A wszystko to - o czym jeszcze nie wspomniałem - w bardzo smukłej obudowie, z minimalnymi ramkami dookoła wyświetlacza, która prezentuje się wspaniale zarówno na stojaku, jak i na wieszaku. Nie jest to może poziom estetyki z modelu The Frame, ale blisko. A też mamy w tym modelu tryb ambientowy, który może wyświetlać obrazy na ekranie, gdy telewizor jest uśpiony.
Samsung QN91B to prawdziwa ozdoba salonu i jeśli tylko jesteśmy skłonni przeboleć Tizena lub dokupić przystawkę pokroju Apple TV, nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł być z tego telewizora niezadowolony.