Sonda lecąca na Księżyc wpadła w tarapaty. Trwa walka o jej uratowanie
Wystrzelona kilka tygodni temu w podróż do Księżyca amerykańska sonda CAPSTONE wpadła w tarapaty. Choć walka o przywołanie jej do porządku wciąż trwa, to z każdym dniem szanse na to są coraz mniejsze.
Sonda CAPSTONE to niewielkie urządzenie o rozmiarach kuchenki mikrofalowej, które zostało wyniesione w przestrzeń kosmiczną na szczycie rakiety Electron dostarczonej - jakie to odświeżające - nie przez SpaceX, a przez firmę Rocket Lab. Po dotarciu do Księżyca głównym zadaniem sondy ma być przetestowanie nietypowej orbity wokół naszego naturalnego satelity. Jeżeli owa orbita okaże się wystarczająco stabilna, za kilka lat ma się znaleźć na niej znacznie większa od mikrofalówki stacja kosmiczna Gateway. Owa stacja stanowi istotny komponent całego programu załogowego powrotu człowieka na Księżyc. To do tej stacji mają wszak dolatywać lecące z Ziemi załogowe statki Orion i to od niej mają się odłączać latające na powierzchnię Księżyca załogowe statki Starship. Swoją drogą, przyznacie, że to ostatnie zdanie wciąć zdaje się opisywać hollywoodzki blockbuster z kategorii science fiction, a nie rzeczywistość najbliższej dekady czy dwóch. Stop. Dość tego sceptycyzmu.
CAPSTONE w tarapatach po raz kolejny
Misja od początku musi mierzyć się z licznymi przeciwnościami losu. Najpierw start wielokrotnie odwoływano, a gdy sonda w końcu wyrwała się z ziemskiej atmosfery, to na kilka dni zamilkła. Kiedy już niektórzy sondę mentalnie skazali na śmierć w otchłani przestrzeni międzyplanetarnej, inżynierom udało się odzyskać kontakt z nią i ustalić, że misja przebiega zgodnie z planem. Jak widać jednak nie był to koniec problemów z urządzeniem.
Czytaj dalej:
Jak przyznaje NASA oraz firma Advanced Space obsługująca sondę kosmiczną, od ubiegłego tygodnia z nieznanego powodu sonda wpadła w rotację. Owszem, CAPSTONE nadal zmierza do Księżyca, ale jak na razie bezustannie wiruje wokół własnej osi. Inżynierowie jednak się nie poddają i aktualnie opracowują plan zatrzymania rotacji satelity, m.in. za pomocą niektórych komponentów napędu satelity. W międzyczasie CAPSTONE zachowuje się jak dziki mustang. Jak nie milknie na 24 godziny, to resetuje swoje komputery od czasu do czasu. Jak nie resetuje akurat komputera, to pobiera znacznie więcej energii elektrycznej z paneli słonecznych niż powinien. Walka z nim przypomina trochę walkę z wiatrakami. Obserwatorzy przyznają, że próby przywołania sondy do porządku wyglądają na jeden wielki chaos. Kiedy inżynierowie łapią rumaka za uzdę, to ten odwija się im z kopyta.
Plan jest jednak jasny. Najważniejszym zadaniem jest ustabilizowanie orientacji sondy w przestrzeni, zatrzymanie rotacji i skierowanie paneli słonecznych w kierunku Słońca. Potem będzie można zająć się mniejszymi problemami. Pozostaje jedynie trzymać kciuki za specjalistów z Advanced Space i mieć nadzieję, że w podobne tarapaty nie wpadnie statek Orion, kiedy już księżycowa rakieta Space Launch System w końcu wyniesie go w przestrzeń kosmiczną. Gdyby do tego doszło, mogłoby się okazać, że cały program załogowego powrotu na Księżyc idzie nam znacznie gorzej niż program Apollo sprzed ponad pięćdziesięciu lat. O ileż trudniej byłoby nam wtedy przekonać ludzi, że naprawdę ludzie byli na Księżycu 50 lat temu.