Okłamują użytkowników, po cichu współpracują z rządami. Haker zwolniony z Twittera wyciąga brudy
Haker, którego Twitter najpierw zatrudnił w dziale zajmującym się bezpieczeństwem, a potem zwolnił, zrobił się wylewny. Peiter Zatko wywleka brudy na temat portalu, którym zainteresował się Elon Musk.
Twitter to nie największy serwis społecznościowy, ale za to jest jednym z najbardziej wpływowych. Krótkie wiadomości z kont polityków i celebrytów są potem cytowane w telewizji oraz w innych mediach. Usługa mimo to żyje w cieniu Facebooka, Instagrama i TikToka, ale ostatnio zrobiło się o niej głośno - już po tym, jak zainteresował się jego przejęciem Elon Musk (z czego próbuje się wycofać). Zaraz może zaś być znowu za sprawą jednego z jej byłych pracowników.
Czytaj też:
Twitter na świeczniku
Jak podaje nytimes.com, były pracownik Twittera odpowiedzialny za bezpieczeństwo, się rozgadał. Peiter Zatko, czyli haker znany pod pseudonimem Mudge, stwierdził właśnie, że problemy platformy z dbaniem o bezpieczeństwo jej użytkowników, których nie udało się rozwiązać aż do teraz, sięgają nawet 2011 r. Jej twórcy są ich świadomi i nic sobie z tego nie robią.
Warto przy tym dodać, że Peiter Zatko dołączył do Twittera pod koniec 2020 r., a w styczniu został zwolniony (rzekomo za kiepskie wyniki), więc nie może wiedzieć z pierwszej ręki, jak wyglądała platforma od środka ponad dekadę temu. Mimo to przez ponad rok spędzony w firmie na tak istotnym stanowisku mógł się wiele dowiedzieć, a teraz dzieli się tym ze światem.
Haker Peiter Zatko oskarża Twittera o okłamywanie użytkowników oraz cichą współpracę z rządami różnych państw
Były pracownik serwisu poinformował, że Twitter już w 2011 r. obiecał, że zajmie się bezpieczeństwem danych użytkowników, ale tego nie zrobił, przez co osoby trzecie miały dostęp do prywatnych danych i mogły np. wysyłać w imieniu innych wiadomości. Peiter Zatko twierdzi przy tym, że był świadkiem, gdy jego przełożeni kłamali z pełną świadomością tego, co robią.
Jednym z przykładów działań Twittera, w których jego zarząd miałby brać udział, była afera z botami, którą rozpętał Elon Musk. Te oskarżenia bledną jednak w świetle tego, że Twitter rzekomo pozwolił zatrudnić się w firmie ludziom, o których miano wiedzieć, że są... agentami indyjskiego wywiadu. Dzięki temu rząd Indii miał mieć dostęp do wewnętrznych danych serwisu.
Mając w głowie powyższe informacje, można zacząć się zastanawiać, czy zostawianie danych na serwerach Twittera, w tym numerów telefonu, to dobry pomysł. Mimo licznych kontrowersji serwis romansuje jednak teraz z pomysłem oznaczania kont ze zweryfikowanym numerem telefonu i cały czas śledzi każdy nasz ruch myszką z użyciem plików JSON.