Korzystanie z 60-letniej lodówki to prawdziwa ekologia? Oto najgłupsza porada, jak być ekologicznym
Do dziś niektórzy twierdzą, że stare sprzęty były lepsze, bo rzadziej się psuły. A skoro przetrwały lata, to są korzystniejsze dla środowiska, niż często wymieniani następcy, którzy przestawali działać akurat zaraz po wygaśnięciu gwarancji. Czy faktycznie to, że twoja babcia nie wymienia lodówki od ślubu, świadczy o niej, że jest ekologiczna?
Taką tezę postawił na Twitterze Piotr Ludkowski, pełnomocnik Ruchu Narodowego na Dolny Śląsk. Wspominam o tym nie przez przypadek, bo raczej wiadomo, jak do ekologii podchodzą ludzie ze środowisk narodowych. I teraz pan Piotr nie powstrzymał się przed wbiciem szpileczki, twierdząc, że prawdziwe ekologiczne podejście polega na posiadaniu starych sprzętów, a nie na weganizmie i kupowaniu nowych urządzeń, zapewne z fikuśnymi adnotacjami "jesteśmy eko".
Czy faktycznie tak jest? Szybko wyliczenia przedstawił Bartłomiej Orzeł, ekonomista i wykładowca akademicki. Z podanych przez niego szacunków wynika, że produkcja lodówki pochłania dziś ok. 350 kg CO2. Tymczasem rocznie 50-letnia lodówka emituje 600-700 kg więcej niż nowa. Jako że pobiera też więcej prądu, to jest droższa.
Nowa lodówka "ekonomicznie zwraca się w dwa lata, ekologicznie w pół" - zaznacza ekspert
Skąd to przekonanie, że stary sprzęt jest lepszy niż nowy? Zaczęło się od anegdotycznych przykładów. A to sąsiadowi zepsuła się pralka dzień po wygaśnięciu gwarancji. Innym razem ktoś przypomniał sobie, że jego babcia nadal ma Franię i ona ciągle sobie radzi. Wniosek musi być prosty: dawniej produkowano na lata, teraz tak, aby co chwilę wyciągać ręce po pieniądze.
Nie przeczę, że nadmierny konsumpcjonizm jest zły - czego dobrym przykładem był swego czasu rynek telefonów; dziś chyba większość zgodzi się, że kupowanie nowych modeli co roku jest co najwyżej fanaberią, a nie koniecznością - ale w wielu przypadkach nowe faktycznie oznacza lepsze i tańsze.
Również odpowiem dowodem anegdotycznym. Ostatnio rozmawiałem z rodzicami o cenach prądu i ci zauważyli, że przed laty, choć sprzętów było mniej, rachunki były wyższe. Logiczne: stacjonarny komputer czy telewizor z ogromnym kineskopem ciągnęły energię jak szalone.
Owszem: przekątne ekranów przez ostatnie lata mocno urosły, przez co w naszych domach od lat goszczą panele o przekątnej 55 cali, a w ostatnich latach najpopularniejszym rozmiarem jest już 65 cali.
Większa powierzchnia ekranu przekłada się najczęściej na większe zużycie prądu
Marcin wyliczył, jak rachunki prezentują się w praktyce. I okazało się, że mimo wszystko telewizor to dość tania rozrywka:
- 1 godzina oglądania telewizji: 0,0621 zł
- 4,5 godziny oglądania telewizji: 0,2796 zł
- miesiąc oglądania TV po 4,5h dziennie: 8,66 zł
- roczny koszt oglądania TV po 4,5h dziennie: 102,04 zł
W przypadku korzystania z dekodera rachunek wzrasta, ale czy drastycznie? Miesiąc oglądania TV po 4,5h dziennie wynosi 16,10 zł, a roczny koszt oglądania TV po 4,5h dziennie to 193,20 zł. Moim zdaniem - do przeżycia.
Wszystko jednak zależy od technologii. Jak wyliczył jeden ze sklepów, 55-calowy telewizor nowej generacji pobierze 130,4 W i zużyje rocznie około 150 kWh. Natomiast 75-calowy telewizor LCD już ok. 383 W i ok. 400 kWh.
7 lat temu portal agdlab.pl przypomniał, że lodówka z lat 80. Mińsk M15 zużywała 1,6 kWh na dobę, co przekłada się na roczne zużycie na poziomie ok. 600 kWh. Dla porównania, nowe modele z klasy energetycznej C (dawne A+++) mają zużycie energii na poziomie 169 kWh/rok.
Pochwała starych urządzeń często skażona jest pewną dziwną nostalgią
Owszem, przetrwały dłużej, ale też inaczej się z nich korzystało. Na przykład dawniej spodnie jeansowe były zakładane na specjalne okazje, co najwyżej raz w tygodniu, więc logiczne, że pralka nie była załadowywana codziennie pod korek, jak ma to miejsce teraz. W latach 80. pewnie nie było potrzeby, aby telewizor był odpalony przez 4,5 godziny dziennie.
Może więc lepiej odwrócić kwestię. To nie dawne sprzęty były bardziej ekologiczne, a zachowania ludzi.