REKLAMA

Wojna z Rosją uziemiła nawet... marsjańskiego łazika. Ponad miliard dolarów się marnuje

Gotowy do drogi łazik Rosalind Franklin, który we wrześniu miał wystartować w kierunku Marsa, stoi obecnie w kontenerze w jednym z magazynów Europejskiej Agencji Kosmicznej. Naukowcy przekonują, że trzeba go wysłać na Marsa, ale istnieje ryzyko, że ktoś podpisze na niego wyrok śmierci.

08.08.2022 09.30
Łazik Rosalind Franklin powinien polecieć na Marsa
REKLAMA

Rosalind Franklin to absolutnie najważniejsza misja kosmiczna, która padła ofiarą konfliktu rozpętanego przez Rosję na Ukrainie. Łazik budowany przez ekspertów z Europejskiej Agencji Kosmicznej stanowi element europejsko-rosyjskiego programu badawczego ExoMars, w ramach którego na Marsa poleciała już sonda Trace Gas Orbiter oraz lądownik Schiaparelli.

REKLAMA

Pierwotnie miał on trafić na Marsa już w 2018 roku. W 2016 r. ze względu na opóźnienia w dostawie instrumentów naukowych ESA poinformowała, że start łazika zostanie przesunięty na 2020 rok.

Jakby tego było, ze względu na nieukończone wciąż testy spadochronów, które miały dostarczyć lądownik bezpiecznie na powierzchnię Marsa, na początku 2020 r. podjęto decyzję o przełożeniu startu na wrzesień 2022 roku.

Ta decyzja akurat nie mogła być inna, wszak system spadochronów w dużej mierze miał bazować na rozwiązaniach zastosowanych w lądowniku Schiaparelli. Ten pod koniec 2016 r. wszedł w atmosferę Marsa, po czym rozbił się o jego powierzchnię.

Kiedy w końcu spadochrony przetestowano i przygotowano do lotu, Rosja postanowiła zaatakować Ukrainę, co z kolei doprowadziło do zerwania współpracy między ESA a Rosją w ramach programu ExoMars.

Do czego komu tutaj była Rosja?

O ile sam łazik został zbudowany przez Europejską Agencję Kosmiczną, o tyle miał on zostać dostarczony na powierzchnię Marsa na pokładzie rosyjskiego lądownika Kozaczok.

Co więcej, cała misja miała być wyniesiona w przestrzeń kosmiczną na szczycie rakiety Proton z Kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Zerwanie umowy oznacza brak lądownika, brak rakiety i brak kosmodromu. Inaczej mówiąc: pasażer gotowy jest do podróży, tylko nie ma czym i skąd lecieć.

Dotychczasowy koszt budowy Rosalind Franklin to 1,3 mld euro. Jak na razie otwartym pozostaje pytanie, co zrobić z tą sytuacją. ESA ma do wyboru dwie niezwykle kosztowne opcje: albo zrezygnować z łazika i wyrzucić 1,3 mld euro do śmieci, albo wyłożyć kolejne kilkaset milionów euro na opracowanie i zbudowanie nowego lądownika, który zastąpi rosyjski.

To drugie rozwiązanie wydaje się bardziej atrakcyjne, ale automatycznie oznacza kolejne, wieloletnie opóźnienie startu łazika. W najbardziej optymistycznej opcji łazik mógłby polecieć na Marsa w 2028 roku, czyli już 10 lat po pierwotnej dacie startu. Zważając na to, że pierwsze szkice łazika pojawiły się już w 2004 roku, to może to w 2028 roku to będzie już naprawdę przestarzały sprzęt. Decyzja zatem do najłatwiejszych nie należy.

Wysyłać, czy nie wysyłać?

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że z każdym rokiem opóźnienia wysyłanie Rosalind Franklin ma coraz mniej sensu. Wszak od 2004 r. wiele już się zmieniło. Na Marsa dotarły fantastyczne łaziki Curiosity i Perseverance, a nawet zupełnie nieoczekiwany Zhurong.

Naukowcy z europejskiego zespołu wskazują jednak, że jest to całkowicie błędne myślenie. Łazik został przygotowany do wykonania na powierzchni Marsa badań, których dotąd nie przeprowadził żaden inny łazik, i co ważne, żaden z obecnych na Marsie aktualnie nie będzie w stanie przeprowadzić. Rosalind Franklin ma zatem jeszcze istotną rolę do odegrania.

Czym się wyróżnia Rosalind Franklin?

Najbardziej unikalną cechą europejskiego łazika jest wiertło, które będzie w stanie pobierać próbki gruntu z głębokości 2 metrów pod powierzchnią Marsa. Według wielu astrobiologów to właśnie ono może pozwolić na odkrycie śladów życia, które istnieje lub kiedyś mogło istnieć na Czerwonej Planecie. Owszem, poszukiwanie życia jest także głównym zadaniem nowszego łazika Perseverance.

REKLAMA

On jednak może pobierać próbki tylko z powierzchni Marsa. Różnica jest taka, że powierzchnia Marsa, ze względu na niezwykle rzadką atmosferę (zaledwie 8 hPa; na Ziemi 1000 hPa), bezustannie bombardowana jest przez promieniowanie kosmiczne i ultrafioletowe, które skutecznie niszczy materię organiczną. Możliwe zatem, że an przestrzeni milionów lat powierzchnia Marsa stała się sterylna, a jednocześnie pod powierzchnią życie mogło przetrwać.

Czy tak faktycznie było? Na to pytanie łazik Perseverance nie odpowie, Rosalind Franklin teoretycznie już może.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA