Odinstaluj popularny komunikator. Ekspert NATO ostrzega: Telegram nie jest już bezpieczny
Cieszący się niesłabnącą popularnością Telegram zdaniem łotewskiego eksperta NATO "nie jest już taki jak dawniej" stając się tubą propagandową i źródłem dezinformacji o wątpliwej jakości szyfrowania.

Telegram już od prawie 9 lat zdobywa szczyty popularności za naszą wschodnią granicą. Za sukces darmowego komunikatora odpowiada nie tylko szyfrowanie, ale także funkcja kanałów przypominająca mikroblogi. To właśnie owe kanały stały się miejscem organizowania antyrządowych protestów na Białorusi, rosyjską tubą propagandową oraz źródłem informacji "z pierwszej ręki" o sytuacji Ukraińców atakowanych przez wojska rosyjskie.
Nie dziwi więc fakt, że aplikacja od dłuższego czasu budzi zainteresowanie zachodnich obserwatorów. Jednak od pierwszego wydania Telegramu w sierpniu 2013 roku wiele się zmieniło, co przyznaje sam Janis Sarts, dyrektor Centrum Eksperckie NATO ds. Komunikacji Strategicznej na Łotwie. W wywiadzie opublikowanym 20 czerwca na łamach Washington Examiner Sarts otwarcie mówi: "Telegram nie jest już taki jak dawniej".
"Mam powody, by sądzić, że nie ma pełnej integralności [...] Z pewnością nie postrzegałbym go [Telegramu] jako bezpiecznej platformy" - powiedział Janis Sarts
Telegram był jednym z pierwszych komunikatorów oferujących szyfrowanie
Pierwsze wydanie Telegramu zostało udostępnione użytkownikom w sierpniu 2013 roku, a już w 2014 roku aplikacja osiągała szczyty list najpopularniejszych aplikacji. Telegram był ówcześnie jedną z pierwszych aplikacji oferujących szyfrowanie, dzięki czemu stał się popularny wśród przede wszystkim rosyjskich i białoruskich opozycjonistów. Od samego początku istnienia komunikatora, jego współtwórca - Pawieł Durov nie uginał się pod presją rosyjskich służb domagających się danych użytkowników platformy, a przede wszystkim członków grup i kanałów opozycyjnych. Telegram był nieocenionym narzędziem dla białoruskiej opozycji, grając pierwsze skrzypce przy organizacji protestów po sfałszowaniu przez Aleksandra Łukaszenkę wyborów w 2020 roku.
Mimo to Sarts w wywiadzie dla amerykańskiego tygodnika mówi:
"Nie wydaje mi się, żeby Telegram był w pełni bezpieczny"
Zapytany o uzasadnienie swojej opinii, dyrektor Centrum Eksperckie NATO ds. Komunikacji Strategicznej napomniał o roli Telegramu w szerzeniu dezinformacji oraz wątpliwej niezawodności szyfrowania, która była krytykowana przez ekspertów z dziedziny kryptografii.
Jak przypomina Washington Examiner, Roskomnadzor, rosyjski organ cenzorski, w 2018 roku zablokował Telegram na terenie Federacji Rosyjskiej z powodu odmowy współzałożyciela Telegramu Pawła Durova współpracy z "wszelkimi żądaniami rosyjskich służb". W 2020 roku cenzorzy znieśli blokadę, powołując się na "zadeklarowaną gotowość Durova do walki z terroryzmem i ekstremizmem".
"Telegram nigdy nie współpracował w żadnej formie z rządem rosyjskim. W rzeczywistości Telegram był tam zakazany - ale zakaz zniesiono, ponieważ okazał się nieskuteczny w ograniczaniu rozwoju Telegramu." - powiedział rzecznik Telegramu Remi Vaughn w rozmowie z Washington Examiner.
"Rosyjski" Telegram
Jak podkreślił Vaughn, obecna siedziba Telegramu znajduje się w Dubaju, a firma nie posiada żadnych spółek, firm ani programistów na terenie Federacji Rosyjskiej.
Durov określił Telegram jako swoją próbę "stworzenia środka komunikacji, do którego nie będą miały dostępu rosyjskie agencje bezpieczeństwa". Ich poprzedni projekt, VKontakte, rosyjski odpowiednik Facebooka, był wykorzystywany przez Ukraińców do przekazywania wiadomości obywatelom Rosji w pierwszych dniach inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę.
"W ciągu dwóch tygodni rosyjskie agencje przejęły całkowitą kontrolę nad tą platformą" - powiedział.
Durov próbował zapewnić ukraińskich użytkowników o niezawodności Telegrama w tygodniach po rozpoczęciu przez Władimira Putina pełnowymiarowej agresji na Ukrainę. Zwrócił uwagę na ukraińskie pochodzenie swojej matki i podkreślił, że ma na swoim koncie występowanie przeciwko rosyjskim agencjom szpiegowskim w imieniu Ukraińców.
"W 2013 r. rosyjska agencja bezpieczeństwa FSB zażądała ode mnie przekazania im prywatnych danych ukraińskich użytkowników VK, którzy protestowali przeciwko prorosyjskiemu prezydentowi. Odmówiłem spełnienia tych żądań, ponieważ oznaczałoby to zdradę naszych ukraińskich użytkowników. Po tym wydarzeniu zostałem zwolniony z firmy, którą założyłem [VKontakte], i zmuszony do opuszczenia Rosji" - pisał Durov w marcu na Telegramie.
Mimo to, jeśli Telegram wydaje się bardziej otwarty niż VK, Sarts ostrzegł, może to wynikać z faktu, że jest on obecnie "centralnym punktem ogniskowym dla rosyjskiej dezinformacji".
"W ten sposób [Rosjanie] omijają blokady wprowadzone przez Facebooka, Instagram i inne serwisy. Działają więc za pośrednictwem grup na Telegramie i wykorzystują je do umieszczania materiałów na wszystkich innych platformach mediów społecznościowych" - dodał.