Bomby ekologiczne w Polsce bezlitośnie tykają. Jest ich prawie tysiąc i mogą być śmiertelnie groźne
Z roku na rok ich liczba powiększa się, a tempo likwidowania problemów jest skandalicznie małe. Problem znany jest od lat, a Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie chce ujawnić pełnej liczby miejsc, gdzie może występować zagrożenie.

Jak informuje RMF FM, łącznie mamy 968 lokalizacji nazywanych "bombami ekologicznymi". W skład nich wchodzą miejsca, w których niezgodnie z prawem nagromadzano odpady.
Ministerstwo pełnej listy ujawnić nie chce, zasłaniając się, że to wewnętrzny dokument zawierający informacje o toczących się postępowaniach karnych. Dlatego nie jest zaliczany do "szeroko pojętej informacji publicznej".
Tymczasem w marcu ubiegłego roku liczba zagrażających środowisku lokalizacji składała się z 818 adresów. Przez rok udało się usunąć raptem 34 miejsca.
Bomby ekologiczne w Polsce - gdzie są?
Jako że tempo usuwania jest powolne, ciągle można korzystać z listy przygotowanej przez "Rzeczpospolitą"... w 1990 roku. Chodzi o takie miejsca jak Zakłady Chemiczne "Zachem" w Bydgoszczy, Zakłady Chemiczne "Boruta" w Zgierzu, tereny dawnych Zakładów Metalowych "Dezamet" w Nowej Dębie, Centralne Składowisko Odpadów "Rudna Góra" dawnych Zakładów Chemicznych "Organika-Azot" w Jaworznie, Zakłady Metalurgiczne Krakowie i Dąbrowie Górniczej - wylicza RMF FM.
Listę tworzą głównie tereny poprzemysłowe, ale dokładna lokalizacja nie jest znana.
Rząd zdaje sobie sprawę z problemu. Na początku roku poinformowano, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska wznowiło prace nad projektem ustawy o wielkoobszarowych terenach zdegradowanych.
- Z zadowoleniem przyjmujemy inicjatywę ustawodawczą przewidującą usuwanie odpadów z gruntów będących własnością osób fizycznych, z możliwością czasowego zajęcia gruntu lub wywłaszczenia - komentował sprawę Arkadiusz Czech, burmistrz Tarnowskich Gór. - Dostrzegamy jednocześnie związane z tym ryzyka. Właścicielami toksycznych odpadów zostałyby w myśl nowych przepisów gminy, a projekt ustawy nie gwarantuje w stu procentach finansowania przez rząd prac na rzecz ochrony środowiska.
O jakich kwotach mowa? Całkiem sporych. Gdy w latach 2000-2011 udało się unieszkodliwić ponad milion m3 niebezpiecznych odpadów, przeznaczono na to 228 mln zł ze środków publicznych. Szacuje się, że dokończenie sprzątania pochłonie od 120 do 150 mln. A mówimy o samych Tarnowskich Górach.
Tykające bomby są też w Bałtyku
Problem dotyczy nie tylko lądu, ale też morza. Bałtyk zanieczyszczony jest śmieciami płynącymi z całego kraju, jednak to nie koniec. Zagrażają mu pozostałości z II wojny światowej:
Zarówno administracja morska jak i ochrony środowiska nie rozpoznawały zagrożeń wynikających z zalegania w zatopionych na dnie Bałtyku wrakach ropopochodnego paliwa i broni chemicznej. Nie szacowały też ryzyka z nimi związanego i skutecznie nie przeciwdziałały rozpoznanym i zlokalizowanym zagrożeniom. Może to doprowadzić do katastrofy ekologicznej na niespotykaną skalę. Największe zagrożenie stanowią pochodzące z okresu II wojny światowej Stuttgart i Franken. Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną – raportowała w 2020 Najwyższa Izba Kontroli.
Do tego w rejonie Głębi Gdańskiej może spoczywać na dnie co najmniej kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących (BŚT), w tym jeden z najgroźniejszych iperyt siarkowy. Od wojny już kilkukrotnie doszło do poparzenia nim rybaków i plażowiczów.