Apple Watch Series 8 coraz bliżej. Oto wszystko, co o nim wiemy i co chcielibyśmy zobaczyć
Premiera Apple Watch Series 8 zbliża się wielkimi krokami. O nowym zegarku wiemy tym więcej, im bliżej wrześniowego debiutu, a ja mam też swoją listę życzeń, która mogłaby mnie przekonać, że znów warto założyć smartwatch od Apple’a.
Apple Watch to fenomen na miarę iPhone’a, nie ma tu o czym dyskutować. Inteligentny zegarek wywrócił do góry nogami całą branżę czasomierzy i dziś Apple Watch to nie tylko najlepiej sprzedający się smartwatch na świecie, ale po prostu najlepiej sprzedający się zegarek na świecie. Apple’owi udało się nie tylko zawłaszczyć dla siebie świat analogowych zegarków, ale nawet przyćmić pod względem generowanych zysków cały sektor zegarków szwajcarskich.
Osobiście nigdy nie było mi po drodze z zegarkami Apple’a. Testowałem przez moment Series 5 i w ogóle nie przypadł mi do gustu. Potem kupiłem na własność Series 6 i… wytrzymałem z nim pół roku. Jako że potrzebuję zegarka przede wszystkim sportowego i nader wszystko wytrzymałego, filigranowy Apple Watch po prostu nie zdał egzaminu i od tamtej pory noszę Garmina Fenix 6 Pro, z którym nie zamierzam się rozstawać.
Co roku jednak Apple ulepsza swój bestsellerowy zegarek. Co musiałby mieć Series 8, bym rozważył powrót?
Apple Watch Series 8 – wszystko, co o nim wiemy.
Zacznijmy od tego, jaki prawdopodobnie będzie Apple Watch Series 8. Dzięki raportowi Marka Gurmana i przeciekom z nadchodzącej wersji WatchOS 9, co nieco już wiemy. Wiemy na przykład, że najprawdopodobniej Apple Watch Series 8 nie będzie się różnił wizualnie od Apple Watch Series 7. Pozostanie ta sama obudowa i ten sam wyświetlacz, a także ten sam, ikoniczny już kształt. Jeśli cokolwiek się zmieni, będzie to wykończenie obudowy, które - według wcześniejszych doniesień Jona Prossera - już w ubiegłym roku miało być bardziej kanciaste, by uzupełniać stylistycznie iPhone'a i iPada.
Co za tym idzie, bez zmian pozostanie prawdopodobnie akumulator, ale jest szansa, że czas pracy Series 8 będzie nieco mniej żałosny niż w poprzednich generacjach; Apple może zastosować nowy, bardziej energooszczędny procesor, a także nową wersję trybu niskiego zużycia energii, który ma zostać zaprezentowany w WatchOS 9.
Wiele spekulowano na temat potencjalnych nowych możliwości pro-zdrowotnych Apple Watcha i tu również Mark Gurman rzuca nieco światła na to, czego możemy się spodziewać. Niestety, mam złe wieści dla diabetyków – Apple Watch Series 8 raczej nie zaoferuje nieinwazyjnego pomiaru glukozy. Dla milionów chorych na cukrzycę glukometr w zegarku byłby prawdziwym game changerem i kiedyś prawdopodobnie go zobaczymy, ale na pewno nie w tej generacji Apple Watcha.
Zobaczymy za to – najprawdopodobniej – termometr mierzący temperaturę ciała i to taki, którego zastosowanie ma sens. Jak donosi Gurman, początkowo bowiem nie miałby on wcale służyć do tego, by sprawdzać, czy mamy gorączkę, ale do… monitorowania dni płodnych u kobiet. Wahania temperatury ciała mogą wskazywać konkretne okresy cyklu i według raportu Bloomberga Apple zamierza w tym celu wykorzystać nowy sensor. Aktualizacja Apple Health ma też wprowadzić kilka innych, pomniejszych pro-zdrowotnych funkcji, jak np. bardzo przydatną opcję przypominania o wzięciu tabletek, połączoną z możliwością skanowania etykiet leków na smartfonie.
Już dziś Apple Watch ma imponujące możliwości pomiaru pulsu i rozpoznawania, kiedy z naszym organizmem dzieje się coś złego. Series 8 ma się nauczyć dokładnego rozpoznawania migotania przedsionków, z czym obecne generacje Apple Watcha mają problem. Apple Watch potrafi rozpoznać migotanie przedsionków do pulsu 120 bpm, podczas gdy w większości przypadków do migotania przedsionków dochodzi przy znacznie wyższym pulsie, pod obciążeniem fizycznym.
Innymi słowy, po ósmej generacji Apple Watcha możemy po raz kolejny spodziewać się ewolucji, nie rewolucji. Konkretów dowiemy się jednak dopiero we wrześniu, gdy Apple Watch Series 8 zadebiutuje u boku nowego iPhone’a 14.
Apple Watch Series 8 – moja lista życzeń.
Jako użytkownik iPhone’a 13 Pro czasem korci mnie, by wrócić do Apple Watcha. Choć ten sprzęt ma wiele wad, a też bardzo lubię mojego Garmina, tak nie da się ukryć, że poziom integracji smartfona z zegarkiem u Apple’a jest niezrównany. A odkąd Apple Watcha wyposażono w eSIM i możliwość samodzielnego działania, jest on tym bardziej kuszącą propozycją.
Tym niemniej bym poważnie rozważył zmianę, Apple Watch musiałby zyskać kilka cech, których dziś nie ma. Przede wszystkim – musiałby się stać bardziej wytrzymały. Apple co prawda zachwala, że Series 7 ma o 50 proc. wytrzymalszą konstrukcję od poprzedniej generacji, ale przez ostatnie półrocze widziałem na tyle dużo porysowanych i potrzaskanych Series 7, że traktuję te zapewnienia z ogromną dozą nieufności. Tymczasem mój Garmin Fenix 6 Pro, choć od kilku miesięcy nie cackam się z nim wcale i bywał ze mną zarówno na plaży, jak i w terenie oraz na siłowni, nadal wygląda i działa jak nowy. Apple Watch nie miałby szans przetrwać tego, co przetrwał Garmin.
Apple jednak ma w swoich laboratoriach wariant zegarka, który mógłby to zmienić. O Apple Watch Explorer Edition mówi się od lat i Mark Gurman zapewnia, że Apple nadal pracuje nad tym projektem i niewykluczone, że zobaczymy go właśnie w tym roku. To samo pisałem jednak rok temu o tej porze, więc trzymam kciuki, by tym razem te pogłoski się potwierdziły. Bardzo chciałbym zobaczyć Apple Watcha w obudowie, której niestraszne okazjonalne uderzenie o pień drzewa czy kąpiel błotna, a jeszcze bardziej zegarek Apple’a, który można obsługiwać w rękawiczkach przy użyciu samych przycisków.
Marzy mi się też Apple Watch, który będzie sportowy nie tylko teoretycznie. Na tle Garmina czy innych zegarków stricte sportowych możliwości zegarka Apple są bowiem dość… ahem, ubogie. Oczywiście Apple Watch mierzy puls i pomiary GPS z rewelacyjną precyzją, ale jeśli chodzi o możliwości treningowe czy dostarczane statystyki, jest grubo poniżej przeciętnej.
Weźmy na przykład bieganie – podczas gdy Garmin po każdym treningu wyrzuca całą stronę drobiazgowych statystyk i pomaga nadać im przełożenie na praktykę, Apple Watch daje tylko absolutne podstawy: czas, tempo, dystans, kadencję i przewyższenie. Jeszcze gorzej jest podczas pomiaru treningu siłowego. Podczas gdy Garmin czy zegarki z WearOS pozwalają nam precyzyjnie mierzyć powtórzenia, dodawać obciążenie i typ ćwiczenia, Apple Watch pozwala nam… mierzyć czas i puls. Nie da się nawet monitorować serii i czasu odpoczynku, a to czyni Apple Watcha kompletnie bezużytecznym w treningu siłowym czy interwałowym.
W końcu chciałbym też, żeby Apple Watch Series 8 miał choć odrobinę mniej żenujący czas pracy. Znam takich, co noszą dwa Apple Watche, by nie rezygnować z monitorowania snu i znam też takich, którzy twierdzą, że 1,5 dnia czasu pracy każdemu wystarczy do szczęścia, bo przecież można ładować zegarek podczas snu lub podczas brania prysznica. Patrzę na to z politowaniem, zerkając na Garmina Fenix 6 Pro, który jest do połowy rozładowany, z którym codziennie trenuję, a któremu nadal zostało 7 dni zapasu energii. I nie oczekuję, że Apple Watch nagle będzie dawał radę wytrzymać bez ładowania dwa tygodnie; na to jest on zbyt naszpikowany technologiami, a to niestety niesie kompromis w postaci wysokiego zużycia energii. Chciałbym jednak zobaczyć solidne 48 godzin intensywnego użytku, a może nawet 72 godziny bez szaleństw. Tak, żeby można było wyjechać na weekend i nie martwić się o ładowarkę.
Znając jednak tempo rozwoju Apple Watcha, na żadne z powyższych nie ma co liczyć. Wciąż mam nadzieję na wzmacniany zegarek Apple’a, ale coś czuję, że nieprędko takowy zobaczymy, jeśli w ogóle. Dłuższy czas pracy byłby bardzo trudny do zrealizowania w obecnym kształcie zegarka, a co się tyczy dodatkowych funkcji i statystyk fitnessowych… cóż, Apple nie lubi przeciążać swoich klientów nadmiarem wiedzy, więc nie łudzę się, żeby pojawiły się bardziej skomplikowane rozwiązania sportowe. Póki co więc przyzwyczajam się do myśli, że spędzę z Garminem kolejny rok, ale nadal z ciekawością wypatruję premiery Apple Watch Series 8. A nuż Apple czymś nas zaskoczy.