iMac 27 odchodzi na emeryturę. Wspaniały był to komputer, nie zapomnimy go nigdy
Po cichutku, bez fanfar, stojąc gdzieś w kąciku, z dala od jupiterów oświetlających nowego Maca Studio, ze sceny zszedł właśnie iMac 27. Czy na chwilę, czy na stałe - tego nie wiemy. Faktem jest jednak, że jeśli liczyłeś na 27-calowego iMaca z czipem od Apple’a, to się przeliczyłeś.
Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym, śpiewał Perfect i to właśnie zrobił iMac 27. Zszedł ze sceny zanim recenzenci rozszarpaliby go na strzępy, porównując wydajność nowych Maców Studio i piękno nowych monitorów Apple Studio Display z projektem pamiętającym rok 2014.
Jeśli nie jesteście mocni w metafory, to napiszę inaczej – iMac 27 właśnie zniknął ze sklepu Apple’a. Tim Cook nie tylko nie zaprezentował nowej wersji dużego iMaca, ale wycofał z oferty istniejący wariant z procesorem Intela i grafiką od AMD. Mało tego – podczas prezentacji padły słowa, że do zakończenia zapowiedzianego na rok 2022 r. przejścia na Apple Silicon pozostał już tylko jeden komputer, Mac Pro, którego Apple zaprezentuje przy innej okazji. Ani słowa o następcy iMaca 27 czy iMaca Pro. Jedyne, co dostaliśmy, to Apple Studio Display, który od dziś możemy połączyć z dowolnym komputerem Mac, by uzyskać protezę niegdysiejszego komputera All in One.
Czytaj również:
iMac 27 odchodzi na emeryturę.
Jeśli chcielibyśmy dziś kupić iMaca, jesteśmy skazani na wersję 24” z czipem M1. Dla znakomitej większości użytkowników będzie to komputer więcej niż wystarczający, zarówno pod względem rozmiaru, jak i wydajności. Co jednak z tymi, którzy oczekują czegoś więcej?
Cóż, dla tych, którzy nie potrzebują potężnej wydajności, ale chcieliby większego ekranu, wbudowanych głośników, kamery i mikrofonów, najtańszą opcją jest sparowanie nowego Studio Display z Makiem Mini M1. Dorzućmy do tego obowiązkową klawiaturę i myszkę, i otrzymujemy zestaw kosztujący nieco ponad 12 tys. zł, czyli wcale niewiele więcej niż podstawowe warianty iMaca 27 z procesorem Intela.
Dla tych zaś, którzy liczą nie tylko na rozmiar, ale też wydajność, ceny zaczynają się od niespełna 20 tys. zł za Maca Studio i Studio Display. Oczywiście stąd możemy iść jeszcze wyżej - najdroższa wersja tej kombinacji wyniesie ponad 50 tys. zł. I trzeba dodać, że będzie to konfiguracja, która zmiecie dowolnego iMaca 27, a nawet topowe iMaki Pro.
Oczywiście nie jest powiedziane, że za jakiś czas nie zobaczymy większego iMaca. Niezbadane są wyroki Tima Cooka i niewykluczone, że za jakiś czas, gdy światło dzienne ujrzą następcy obecnych czipów Apple Silicon, z M2 na czele, iMac 27 powróci w glorii i chwale – zapewne przyjmując rolę komputera domowego, jak mniejszy iMac 24. Po tym jednak, co zobaczyliśmy dzisiaj, sądzę, że iMac 27 nie powróci w przewidywalnej przyszłości do swojej oryginalnej roli – komputera dla ludzi, którzy chcieli czegoś więcej.
Dziwny jest ten ruch Apple’a i trochę go nie rozumiem.
Ok, może i rozumiem. iMac 27 od zawsze pełnił bowiem rolę mostu nad przepaścią ziejącą między Makiem Mini a Makiem Pro. Jeśli Mac Mini nie był dla ciebie dość wydajny, a nie uśmiechało ci się wystawiać nerki na czarnym rynku, by sfinansować zakup Maca Pro, iMac 27 był znakomitym półśrodkiem. Nie dość, że dostatecznie wydajnym dla większości entuzjastów (a nawet profesjonalistów), to jeszcze wyposażonym w znakomity wyświetlacz, przyzwoite głośniki, kamerę, mikrofon, klawiaturę i myszkę. Innymi słowy – zamiast kompletować zestaw jak jakiś podrzędny pececiarz, klikałeś „kup” w sklepie Apple i do domu przyjeżdżał pięknie zapakowany, kompletny zestaw do pracy. Nie potrzeba było niczego więcej.
I tu przestaję rozumieć logikę Apple’a, bo chociaż Mac Studio (a nawet Mac Mini) z powodzeniem zastąpią iMaca w roli komputera dla entuzjastów, to obecne podejście Apple’a kłóci mi się z jej odwiecznym etosem firmy minimalistycznej i eleganckiej.
Kompletowanie oddzielnie monitora, klawiatury i myszki to doświadczenie, które dotąd było zarezerwowane albo dla pececiarzy, albo dla tych, których nie było stać na nic więcej niż Mac Mini. iMac 27 był gotowy do pracy prosto z pudełka. Żadnej plątaniny kabli, żadnego dopasowywania akcesoriów – wystarczyło postawić na biurku, podłączyć do prądu i działa się magia. Choć w praktyce kombinację Maca Mini/Maca Studio i Studio Display różnić będzie tylko konieczność podłączenia jednego dodatkowego kabla, tak odczucie jest już zupełnie inne. Zniknięcie tego urządzenia zaboli nie tylko entuzjastów, ale także estetów i minimalistów z zasobnym portfelem, dla których jeden dodatkowy sprzęt na biurku to o jeden sprzęt za dużo, a iMac był perfekcyjnym połączeniem estetyki z funkcjonalnością.
A przecież nie jest tak, że dla iMaca 27 nie byłoby miejsca w portfolio. Eksperci i analitycy od miesięcy spekulowali, iż zobaczymy większego iMaca, wyposażonego w czip M1 Pro/M1 Max, być może także z wyświetlaczem Mini-LED. Byłoby to dobre uzupełnienie oferty dla sierot po iMacu Pro, a także dobra propozycja dla każdego, kto przez ostatnią dekadę przywyknął do komputerów All in One od Apple’a i ani myśli przestawiać się na dedykowanego desktopa.
Dlaczego zatem iMac 27 z czipem M1 Pro/Max nie został dziś pokazany? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Taki sprzęt prawdopodobnie kosztowałby grubo powyżej 15 tys. zł, a co za tym idzie, mógłby kanibalizować sprzedaż nowego Maca Studio. A nawet gdyby kosztował mniej, to kanibalizowałby sprzedaż Apple Studio Display, bo skoro sam monitor kosztuje 8000 zł, to czy nie lepiej dorzucić jeszcze trochę i kupić taki sam monitor, ale z wbudowanym komputerem? Obstawiam, żę taka właśnie logika stoi za dzisiejszym pożegnaniem iMaca 27 i brakiem wersji z Apple Silicon. A przynajmniej tymczasowym brakiem, bo głęboko wierzę, że prędzej czy później ten sprzęt powróci. Tym bardziej, że dziś zobaczyliśmy, jak będzie wyglądał, wszak Studio Display to przecież nic innego, jak iMac, tyle że z procesorem Apple A13 zamiast Apple M1 Pro.
Osobiście jest mi z tego powodu bardzo wszystko jedno.
Choć mam sporo przemyśleń w temacie z profesjonalnego punktu widzenia, jako użytkownik… mam to kompletnie w nosie. Jestem pececiarzem; konieczność składania zestawu komputerowego mam wpisaną w technologiczne DNA, a iMaca od zawsze traktowałem jako swoistą aberrację na rynku, bo iMac 27 de facto nigdy nie miał godnego rywala po stronie komputerów z Windowsem. Paradoksalnie więc… jego zniknięcie z rynku niczego nie zmieni, bo przez cały okres swojego istnienia nie doczekał się on ani jednej godnej alternatywy po stronie okien, więc jego zniknięcie nie spowoduje nagłego rozsadzenia od środka jakiejś kategorii produktów.
Co innego Mac Studio i Studio Display. Te sprzęty mają potencjał wywołać prawdziwe trzęsienie ziemi w kategorii komputerów dla zawodowców i entuzjastów, proponując bezprecedensową wydajność i możliwości w kompaktowym, nawet rozsądnie wycenionym opakowaniu. Nowe urządzenia Apple’a mają potencjał kompletnie zmienić krajobraz sprzętów dla kreatywnych profesjonalistów, w którego centrum niegdyś znajdował się duży iMac. I jeżeli iMac 27 rzeczywiście ma powrócić w bliżej nieokreślonej przyszłości, to specjaliści w Apple’u będą musieli się sporo nagłowić, by znaleźć sposób na to, żeby iMac pasował do tego zmienionego krajobrazu.