REKLAMA

Maki wcale nie są drogie. Już tłumaczę

Pożegnałem się z komputerami Apple’a jakiś czas temu i przez większość czasu w ogóle za nimi nie tęsknię. Teraz jednak, gdy podliczyłem, ile będę musiał wydać na oprogramowanie w najbliższym czasie, ze szczerym zdumieniem zauważam, że… taniej będzie znów kupić Maca. Już tłumaczę.

Dlaczego MacBook jest taki drogi? Nie jest - tłumaczę dlaczego
REKLAMA

Utarło się, że komputery Apple’a są bardzo drogie, a w każdym razie: że oferują bardzo niski stosunek wydajności do ceny. Zwykle było tak, że faktycznie komputery z systemem Windows o porównywalnych możliwościach kosztowały nieporównywalnie mniej, zwłaszcza gdy porównywaliśmy koszt kupna stacjonarnego Maca kontra budowę customowego PC.

REKLAMA

Dziś ten argument się kupy nie trzyma, bo taniutki Mac Mini z czipem M1 zmiata absolutnie każdego podobnie wycenionego peceta we wszystkim prócz gier, zaś nowe MacBooki Pro 14 i 16 oferują wydajność i możliwości, jakie są de facto nieosiągalne u konkurencji. A nawet jeśli przyjmiemy, że laptopy z Windowsem wyposażone w nowe układy Intela czy AMD mogą konkurować bezpośrednio z nowymi MacBookami (choć nie mogą), to ich cena wcale nie odbiega tak znacząco od laptopów Apple’a jak niegdyś. Ale ok, na użytek tego tekstu przyjmijmy, że rzeczywiście laptop kosztujący, dajmy na to, 10 tys. zł ma takie same możliwości jak MacBook Pro kosztujący 15 tys. zł. Pomimo tej różnicy w cenie MacBook Pro może się okazać dla wielu ludzi… tańszy.

Policzyłem, ile wydam w najbliższej przyszłości na oprogramowanie. Mac wyszedłby taniej.

Do takich rozważań skłoniły mnie ostatnie miesiące, w których coraz częściej rozważam zmianę horrendalnego Adobe Premiere Pro na inny program do montażu wideo i w których coraz silniej zacząłem wsiąkać w kompozycję i produkcję audio. To oczywiście relatywnie niszowe zastosowania, ale bardzo powszechne, jeśli mówimy o komputerach kalibru MacBooka Pro; wbrew obiegowej opinii większość ludzi nie kupuje ich, by lansować się w Starbucksie, lecz by zyskać najlepsze możliwe narzędzie do pracy twórczej.

Dopóki pracowałem na MacBooku Pro 16, montowałem wideo w Final Cut Pro. Oprogramowanie Apple’a do montażu wideo kosztuje 1399 zł i… nie potrzeba nic więcej. Oczywiście, można dokupić wtyczki czy szablony, ale FCP oferuje tak bogaty zestaw wbudowanych narzędzi, że osobiście nigdy nie poczułem potrzeby rozbudowywania jego możliwości, zwłaszcza odkąd ostatnia aktualizacja wprowadziła zintegrowany motion tracker. Warto pamiętać też, że Final Cut Pro kupujemy raz i mamy go po wsze czasy, regularnie aktualizowanego o nowe funkcje. Jedyny „abonament” jaki musimy zapłacić, to konieczność trzymania się ekosystemu Apple’a.

 class="wp-image-1995221"
Final Cut Pro na MacBooku Pro 14

Przed tym właśnie chciałem uciec, toteż powróciłem na łono Billa Gatesa i od ponad roku montuję filmy w Adobe Premiere Pro. Mam teorię, że popularność tego oprogramowania wynika wyłącznie z dwóch faktów: najlepszych na rynku (może prócz Avida) możliwości współpracy z innymi montażystami i przyzwyczajenia sporej grupy użytkowników. Nie ma w nim bowiem prawie nic, a jego działanie, nawet na najpotężniejszych dostępnych komputerach, woła o pomstę do nieba.

Aby uzyskać rezultaty, które FCP dawał mi „prosto z pudełka”, musiałbym korzystać nie z jednego, a z trzech programów: Premiere Pro, Audition (obróbka audio) i After Effects (zaawansowane grafiki i przejścia). Już sam Premiere jest nadmiernie skomplikowany, więc nauka kolejnych dwóch programów widzi mi się średnio. Warto też dodać, że sam Premiere Pro jest goły. Ma zestaw bardzo prostych efektów i grafik, ale w porównaniu do FCP czy choćby darmowego DaVinci Resolve ich jakość to kpina. Korzystając z Adobe Premiere Pro kupno dodatkowych wtyczek i szablonów nie jest opcją, jest koniecznością. A trzeba przy tym dodać, że działanie dodatkowych funkcji jest dość… losowe. Dla przykładu, wydałem niedawno 200 zł na paczkę napisów, po czym okazało się, że po aktualizacji Premiere Pro napisy po prostu przestały działać. Innym razem pobrałem rzekomo kompatybilną paczkę przejść, która brickowała program i uniemożliwiła pracę.

To wszystko za jedyne 170 zł/mies. (w promocji). A jako że promocja zaraz mi się skończy, to za pełny pakiet Adobe zapłacę blisko 500 zł/mies. A niestety konieczne jest kupno całego pakietu Adobe, bo sam Premiere Pro jest tak biedny, że bez dodatkowych programów jego używanie mija się z celem. Na użytek tej konwersacji przyjmijmy jednak cenę promocyjną – 170 zł/mies., czyli ok. 2040 zł rocznie. Co roku. W chwili zaprzestania opłat tracimy dostęp do programów. Tym bardziej szukam drogi ucieczki. Dotąd pierwszym wyborem był DaVinci Resolve Studio, który jednorazowo kosztuje około 1500 zł, ale potem zacząłem zabawę z audio. I tam dopiero odkryłem, jak miażdżącą przewagę ma Apple.

W świecie muzyki Apple jest liderem. Teraz w pełni rozumiem, dlaczego.

Łatwo pomyśleć, że w zamiłowaniu muzyków do Apple’a chodzi o rzeczy proste: np. stabilność komputerów czy sterowniki audio, które historycznie były na macOS nieporównywalnie lepsze od Windowsa (to już się na szczęście zmieniło). Sądzę jednak, że równie wielką rolę pełni tu stosunek ceny do możliwości oprogramowania Logic Pro, które kosztuje niespełna 900 zł, a oferuje możliwości, które gdziekolwiek indziej kosztują tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy złotych. Ach, no i nie zapominajmy o Garage Band, który również swoimi możliwościami miażdży nie tylko wszystkie darmowe programy i wtyczki, ale także wiele płatnych opcji. Ale popadam w dygresję.

Logic Pro class="wp-image-2072422"
Logic Pro

Na ten moment moje potrzeby muzyczne są relatywnie proste. Używam prostego DAW-a, do którego kod dostałem wraz z interfejsem audio (Ableton Live Lite) i szeregu darmowych bibliotek oraz wirtualnych instrumentów, na których uczyłem się jego obsługi. Jako gitarzysta mam jednak o wiele większe wymogi w kwestii symulacji wzmacniaczy i efektów, toteż jakiś czas temu wydałem 500 zł na podstawową wersję Amplitube 5 i kolejne 400 zł na rozszerzający jego możliwości pakiet dodatków. Ableton Live Lite (ani żaden inny DAW, skoro już o tym mówimy) nie oferuje też przyzwoitej perkusji, więc wydałem ok. 200 zł na pakiet rozszerzeń do darmowego MODO DRUM od IK Multimedia.

I już w tym momencie włączył mi się hamulec (finansowego) bezpieczeństwa, bo już teraz, na etapie kupna absolutnych podstaw, wydałem więcej, niż kosztowałby mnie Logic na Macu, którego symulacje wzmacniaczy bez trudu mogą rywalizować z Amplitube, zaś wbudowany kreator perkusji rozkłada na łopatki większość płatnych opcji na rynku. A przecież to dopiero początek wydatków!

Dlaczego MacBook jest taki drogi, pytacie? Czasami nie jest.

Jako że pomału „wyrastam” z darmowej wersji Abletona, coraz usilniej myślę o kupnie pełnej wersji lub przesiadce na inny, również płatny DAW. W grę wchodzą tak naprawdę trzy opcje: Ableton Live, Cubase i ProTools. Dwa pierwsze, w wersjach „okrojonych”, kosztują około 1500 zł. Nie tak źle, ale… każda aktualizacja do nowej wersji jest płatna. Więc trzeba się liczyć, że co rok/dwa konieczne będzie wydanie ponad 1000 zł na nową wersję, chcąc cieszyć się nowymi możliwościami i pełną kompatybilnością. Jedyny plus jest taki, że w tych dwóch przypadkach dostajemy gratis spory zestaw bibliotek i instrumentów, które w zupełności wystarczą na początek. ProTools z kolei kosztuje ok. 130 zł miesięcznie, ale za to – podobnie jak Premiere Pro w świecie wideo – jest dość nagi. Fabrycznie oferuje 10-krotnie mniejszą bibliotekę dźwięków i wielokrotnie mniej instrumentów od konkurencji. Odpada, zwłaszcza do domowego studia.

I zanim ktoś napisze to w komentarzu - tak, słyszałem o Reaperze. Ale choć zdaję sobie sprawę z popularności tego darmowego programu, to jest on a) paskudny b) pozbawiony jakichkolwiek dodatków. Z Reaperem zaczynałem swoją przygodę w świecie audio dekadę temu i nie chcę tam wracać, szkoda mi wolnego czasu. FL Studio, którego zapewne ktoś również wspomni, lepiej sprawdza się przy muzyce w 100 proc. programowanej lub układanej z sampli, a nie do nagrań głosu i żywego instrumentu. Również odpada.

 class="wp-image-2072419"
Logic Pro

Zacząłem się też rozglądać za niezbędnymi wtyczkami, oglądałem porównania i testy i… pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, jest fakt, że większość wtyczek nie jest potrzebna w Logic Pro, gdyż fabryczne rozwiązania są tak dobre, że na poziomie amatorskim a nawet semi-profesjonalnym nie ma potrzeby ich rozbudowy. Wbudowane narzędzia takie jak choćby kompresor, Flex-Tune (odpowiednik Autotune), wspomniane symulatory wzmacniaczy, instrumenty jak bas czy perkusja, a nawet syntezator Alchemy to wszystko oprogramowanie światowej klasy. I nie, niestety nie istnieją darmowe odpowiedniki na inne platformy – przynajmniej nie równie wysokiej jakości.

To powiedziawszy, zrobiłem krótką listę wtyczek, na które w najbliższym czasie chciałbym wydać pieniądze i złapałem się za głowę:

  • Kompresory od Waves Audio: 300 zł
  • Melodyne (do korekty wokalu): 400 zł
  • Wirtualny bas: 500 zł
  • Przyzwoita wirtualna perkusja: 400 zł
  • Podstawowa biblioteka instrumentów klasycznych: 1000 zł
  • Zestaw instrumentów, syntezatorów i efektów Komplete Select: 900 zł

Dodajmy do tego 1500 zł na DAW i 900 zł, które już wydałem na Amplitube 5, i otrzymujemy kwotę 5900 zł.

Dla skali, za 5900 zł możemy kupić nie tylko oprogramowanie Logic Pro, zawierające w sobie wszystkie powyższe elementy w bardzo podobnej jakości, ale także… Maca Mini M1 z 16 GB RAM, który jest więcej niż wystarczający do produkcji muzyki (pół świata audio pracuje na Macach Mini z procesorami Intela).

Rzucę sobie jeszcze piłeczkę podkręconą i dorzucę do tego równania koszt oprogramowania wideo. Załóżmy, że będę chciał się przesiąść z Adobe Premiere Pro na DaVinci Resolve, więc muszę doliczyć do powyższej kwoty jeszcze 1500 zł To daje łącznie 7400 zł wydatków na samo oprogramowanie.

Ok, może nie jestem do końca uczciwy w tych przeliczeniach, bo każdy z tych zakupów mogę sobie odliczyć od podatku, więc cena końcowa będzie znacznie niższa. Poza tym są to moje narzędzia pracy i pasji, więc cóż, mogę tylko zagryźć zęby i zapłacić, no i na upartego można znaleźć tańsze zamienniki, choć… nie będą one równie wysokiej jakości. Nie zmienia to jednak faktu, że to samo dotyczy strony Apple’owskiej i nagle kupno nowego Maca Mini lub wzięcie w leasing nowego MacBooka Pro okazuje się opcją bardziej korzystną finansowo, niż wydanie pieniędzy na samo oprogramowanie (a przecież w ogóle nie uwzględniamy tu ceny komputera po stronie Windowsa). Oczywiście mając cały czas w pamięci, że ceną, jaką płacimy za ten korzystny rachunek ekonomiczny, jest konieczność zamknięcia się w złotej klatce Tima Cooka.

Czy warto przesiadać się na Maca dla narzędzi Apple’a?

Zaznaczam, że piszę te słowa z perspektywy osoby zajmującej się branżą wideo i audio; dla większości ludzi odpowiedź na to pytanie jednoznacznie brzmi „nie”, choć oczywiście istnieje jeszcze wiele branż, gdzie dedykowane oprogramowanie na macOS dalece wyprzedzają jakością opcje dostępne po stronie Windowsa.

Patrząc jednak na same możliwości Final Cut Pro i (zwłaszcza) Logic Pro, naprawdę trudno jest przełknąć koszt podobnych rozwiązań na komputerach z Windowsem. Cena wolności wyboru jest w tym przypadku wysoka; Apple zamyka nas w złotej klatce, ale przynajmniej jest taniej i wygodniej.

MacBook Pro 14 class="wp-image-1995158"
MacBook Pro 14
REKLAMA

Tym niemniej pomimo wszystkich powyższych rozterek raczej nie wrócę do ekosystemu Apple’a (choć to może się zmienić po nadchodzącej marcowej konferencji i premierze nowych sprzętów). Spędziłem zamknięty w rezerwacie ponad dwa lata i nawet niedawny test MacBooka Pro 14 nie przekonał mnie, że warto tam wracać. Nie warto. Za bardzo cenię sobie wolność wyboru sprzętu i oprogramowania, by porzucać ją na rzecz dwóch programów, które – co wiem z doświadczenia innych twórców – uzależniają od ekosystemu Apple’a na stałe. I choć dziś Apple jest na fali wznoszącej, jeśli chodzi o jakość sprzętów, równie dobrze za kilka lat może się okazać, że konkurencja go dogoni. A wtedy korzyści wynikające ze świetnego oprogramowania stracą na znaczeniu, jeśli wybierać można będzie tylko w sprzęcie zauważalnie gorszym od reszty świata. Co oczywiście nie zmienia faktu, że dziś - o dziwo - w moim przypadku zakup komputera od Apple'a byłby bardziej korzystny finansowo niż zakup samego oprogramowania na maszyny z Windowsem. Żyjemy w przedziwnym timelinie.

Ten tekst ma na celu uświadomienie czytelnikom, że cena użytkowania komputera do zastosowań profesjonalnych czy hobbystycznych nie kończy się na cenie samego urządzenia. I że są sytuacje, w których potencjalnie znacznie droższy sprzęt Apple’a okazuje się bardziej korzystny finansowo od znacznie tańszego komputera konkurencji. Pamiętaj o tym następnym razem, gdy powiesz, że „komputery Apple’a są przepłacone”, bo czasem bywa dokładnie na odwrót.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA