Wielka księżycowa rakieta SLS wyjechała na światło dzienne. Po ponad 10 latach opóźnień
Dziewięćdziesięcioośmiometrowy kolos, który ma ponownie dostarczyć ludzi na powierzchnię Księżyca, po raz pierwszy w całości wyjechał z hangaru NASA. Na to wydarzenie czekał cały świat astronautyki.
SLS, a właściwie Space Launch System, to potężna rakieta jednorazowego użytku, która docelowo będzie służyła przede wszystkim do wynoszenia w przestrzeń kosmiczną ludzi lecących w kierunku Księżyca. To właśnie ona ma stanowić jeden z filarów całego zaplanowanego na długie lata programu misji księżycowych Artemis.
Droga do stworzenia rakiety Space Launch System była bardzo długa i usiana opóźnieniami i potężnymi kosztami. Aktualnie szacuje się, że start każdego SLSa będzie kosztował amerykańskich podatników ponad 4 miliardy dolarów.
Rakieta SLS wyjechała z hangaru NASA
O godzinie 22:00 polskiego czasu pierwszy w pełni złożony egzemplarz SLSa wyjechał z hangaru NASA, w którym był składany w całość przez ostatnie kilka miesięcy i rozpoczął sześciokilometrową podróż na stanowisko startowe, na którym zostanie przetestowany.
Sam wyjazd był równie szybki jak budowa samej rakiety. Pokonanie 6 kilometrów zajęło rakiecie okrągłe 11 godzin i w całości było relacjonowane w internecie przez NASA. W bezpośrednim otoczeniu drogi prowadzącej do stanowiska startowego zebrało się ponad 10 000 widzów chcących zobaczyć księżycowego kolosa w pełnej krasie. Na szczycie rakiety zainstalowany jest statek załogowy Orion.
SLS nie jest największą rakietą w historii. W przeszłości nieco wyższy od niego był Saturn V, którym na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych NASA wysłała astronautów na Księżyc w ramach misji Apollo, a obecnie wyższy jest Starship Super Heavy mierzący 120 metrów wysokości. Jednocześnie jednak gdy już SLS wystartuje, będzie najsilniejszą rakietą w historii, zdolną generować ciąg rzędu 39 meganiutonów, czyli 15 proc. więcej niż Saturn V sprzed pół wieku.
Po dotarciu na stanowisko startowe rakieta SLS będzie szczegółowo testowana przez kilkanaście dni, a cała sekwencja testowa zakończy się testem silnika. Do zbiorników rakiety zostanie załadowanych ponad 3 miliony litrów materiałów pędnych, a następnie zespół startowy przeprowadzi całą procedurę startową rakiety, zatrzymując się zaledwie dziesięć sekund przed końcem odliczania od startu.
Ten konkretny egzemplarz rakiety, który dzisiaj stoi przy wieży startowej - jeżeli wszystkie testy przebiegną pomyślnie - już w maju wystartuje w pierwszą, historyczną podróż SLS-a w stronę Księżyca. W ramach misji Artemis I rakieta wyniesie pusty statek Orion na niską orbitę okołoziemską, a następnie wykorzystując silniki górnego członu rakiety wprowadzi go na trajektorię w stronę Księżyca. Statek Orion okrąży Księżyc, wypuszczając się 60 000 km za Księżyc, czyli dalej niż jakikolwiek statek z czasów misji Apollo, a następnie po trzech tygodniach od startu wróci na Ziemię. Po wejściu w atmosferę naukowcy przetestują osłonę termiczną statku. Orion powinien wylądować u wybrzeży Kalifornii. Jeżeli cała misja przebiegnie prawidłowo, kolejnym etapem będzie przygotowanie drugiej rakiety SLS, która tym razem - w ramach misji Artemis II - zabierze po raz pierwszy od pół wieku ludzi w taką samą podróż dookoła Księżyca.
Kulminacją całego programu będzie misja Artemis III, w ramach której astronauci powinni wylądować na powierzchni Księżyca. Realizacji tej misji możemy się spodziewać nie wcześniej niż w 2025-27 roku.
Rakieta SLS nie ma przed sobą przyszłości
Warto tutaj zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. O ile SLS faktycznie może w krótkim terminie pozwolić ludziom wrócić na Księżyc, to docelowo będzie całkowicie nieopłacalny. Wspomniany wyżej koszt oscylujący w rejonach 4 miliardów dolarów nawet jeżeli zmniejszy się o połowę, nie będzie w stanie konkurować ze Starshipem rozwijanym przez SpaceX. Elon Musk pytany o swój długofalowy cel przekonywał niedawno, że aby umożliwić realizację załogowych lotów na Marsa będzie musiał obniżyć koszt wysłania jednego Starshipa na orbitę do 10 milionów dolarów. Tej kwoty nijak nie da się porównać do 4 miliardów dolarów. Oczywiście można zakładać, że Musk jest przesadnym optymistą. Jednak jeżeli start Starshipa będzie kosztował 100 czy 200 mln dol. to wciąż będzie to znacznie mniej niż koszt jednego SLSa. A im mniej SLSów będzie potrzebnych, tym wyższy będzie koszt każdego egzemplarza.
Cieszmy się zatem SLS-em. póki istnieje, bo może zniknąć z powierzchni Ziemi znacznie szybciej, niż powstawał.