Galaxy Note - to nawet nie jest on. 48 godzin z Samsungiem Galaxy S22 Ultra
Ultra w końcu coś oznacza. Spędziłem już 48 godzin z najnowszym Samsungiem Galaxy S22 Ultra i wiem jedno – to nie tylko najlepszy Note w historii, choć wcale się tak nie nazywa, ale też prawdopodobnie najbardziej kompletny smartfon, jaki Samsung kiedykolwiek wydał na rynek.
Gdy już myśleliśmy, że to koniec; że Samsung zaora uwielbianą przez wszystkich linię Galaxy Note, pojawił się on – Samsung Galaxy S22 Ultra. Nadal podtrzymuję zdanie, że plan był zupełnie inny. Jak pisałem w pierwszych wrażeniach po premierze:
Niezależnie jednak od tego, czy taki rozwój sytuacji był wypadkiem przy pracy, czy działaniem z premedytacją, efekt końcowy pozostaje bez zmian – przydomek „Ultra” w końcu coś oznacza. W końcu płacąc kolosalne pieniądze za Galaxy Ultra dostajemy coś realnie odmiennego od tych wariantów S22, które są tego przydomku pozbawione. To już nie jest po prostu „nadmuchany” S22, ale realnie potężniejszy, bardziej naszpikowany możliwościami smartfon – zarówno pod względem funkcjonalności, jak i stylistyki. Tym sposobem wilk jest syty i owca cała; fani odzyskali Note’a, a Samsung dostał zapas marketingowego paliwa, jakiego nowy Galaxy Ultra potrzebował.
Czytaj również:
Samsung Galaxy S22 Ultra jest przytłaczająco ogromny. I nie mam mu tego za złe.
Miałem w dłoniach smartfony wyższe niż nowy S22 Ultra i miałem smartfony grubsze niż S22 Ultra. Jednak coś w kanciastym projekcie z obłymi krawędziami sprawia, że nowy Samsung zdaje się być znacznie bardziej ogromny i masywny niż jakikolwiek inny smartfon na rynku, nawet jeśli obiektywnie to nieprawda.
Galaxy S22 Ultra mierzy sobie 163 x 78 x 8,9 mm i waży 229 g. I to czuć. Naprawdę czuć, zarówno w dłoni, jak i w kieszeni. To nie jest mały smartfon i nie mam zamiaru nikomu wkręcać, że da się go wygodnie obsługiwać jedną dłonią, bo nie jest to możliwe – wyświetlacz jest tak potężny, a obudowa tak szeroka, że nawet odpisanie komuś na SMS-a jedną dłonią jest wyzwaniem i może skończyć się lotem smartfona ku ziemi.
Potencjalny upadek ułatwia też dość śliska konstrukcja obudowy, która co prawda nie zbiera odcisków palców, ani też nie ześlizguje się sama ze stołu, jak niektóre urządzenia, ale w dłoni nie daje żadnego punktu zaczepienia, co dodatkowo potęgują obłe krawędzie.
Niemniej jednak nie mam zamiaru odbierać za to Samsungowi żadnych punktów, bo S22 Ultra szalenie mi się podoba. To krzyżówka znakomitego designu Note’a 20 Ultra z elegancką, stonowaną kolorystyką (ten zielony jest fantastyczny na żywo!) i dość cudacznym układem aparatów, który jest moim jedynym „ale”, jeśli chodzi o stylistykę. A może nawet nie chodzi o stylistykę, co o praktyczne implikacje tej decyzji projektowej. Po pierwsze – wystające obiektywy zbierają syf z kieszeni jeszcze łatwiej niż iPhone 13 Pro, a to nie lada wyczyn, a też wystają one na tyle, że SGS22 Ultra niemiłosiernie buja się na blacie. Oczywiście ten problem rozwiąże wrzucenie go w etui, ale wówczas będzie on jeszcze bardziej masywny niż bez dodatkowej ochrony. Coś za coś.
Przez weekend jednak nie miałem większego problemu z obsługą tego monstrum, nie licząc faktu, że nie do końca mieści się ono w schowek na smartfon w samochodzie. Obawiam się też nieco o żywotność kieszeni moich spodni, bo kanciaste rogi wyglądają na takie, które mogą wydrzeć w nich dziurę, ale znowuż – coś za coś. Dzięki temu rozmiarowi otrzymujemy urządzenie absolutnie kompletne i absolutnie potężne.
Samsung Galaxy S22 Ultra zachwyca w codziennym użyciu.
Tak, wiem – Galaxy S22 Ultra ze swoim Exynosem 2200 i 12 GB RAM-u wypadły znacznie gorzej w syntetycznych benchmarkach od iPhone’a 13 Pro. I wiecie, co z tego wynika? Absolutnie nic. Gdy kładę obok siebie iPhone’a 13 Pro i Galaxy S22 Ultra, nie odczuwam żadnej różnicy w płynności czy szybkości działania, a jeśli już to… na korzyść Galaxy.
Wszystko dlatego, że ekran iPhone’a 13 Pro odświeża się w 120 Hz tylko teoretycznie i tylko gdy Apple na to pozwala. Tymczasem adaptacyjne odświeżanie 120 Hz w Galaxy S22 Ultra sprawia, że telefon wydaje się idealnie płynny i przez cały weekend bardzo intensywnego użytkowania nie natrafiłem na choćby jeden przypadek przycięcia czy jakiegokolwiek problemu z wydajnością. Nie ma tu o czym mówić, ten telefon działa z idealną szybkością niezależnie od zastosowania, przynajmniej przy pierwszym kontakcie. Jeśli coś się zmieni w toku testów, poinformuję o tym w pełnej recenzji.
Podobnie nie zauważyłem też, by Exynos 2200 miał jakiekolwiek problemy z przegrzewaniem. Już Galaxy S21 Ultra i jego Exynos 2100 były pozbawione tego piętna niegdysiejszych Galaxy; tutaj jest jeszcze lepiej. Rzekłbym, że lepiej nawet niż w przypadku Snapdragona 888, ale z tak definitywnym werdyktem wstrzymam się do pełnej recenzji.
Trudno mi natomiast powiedzieć coś więcej o rysiku, bo osobiście nigdy nie znalazłem żadnego zastosowania dla piórka na co dzień. Ot, miły dodatek, przydatny raz/dwa razy na tydzień, gdy trzeba podpisać jakiś dokument. Oprócz tego jego użyteczność dla mnie jest znikoma, ale z zawodowego obowiązku przyjrzę mu się bliżej w pełnej recenzji. Po 48 godzinach mogę potwierdzić tylko to, co pisałem w pierwszych wrażeniach – rozpoznawanie pisma odręcznego działa o niebo lepiej niż w poprzednich generacjach (lepiej nawet niż w Galaxy Z Fold 3), a piórko jest też znacznie bardziej precyzyjne.
A skoro mowa o rysiku, to trzeba powiedzieć też słowo o ekranie. Słowem: cudo. Panel Dynamic AMOLED 2X w Galaxy S22 Ultra robi niesamowite wrażenie na żywo i coś czuję, że wyprzedzi iPhone’a 13 Pro Max w rankingu DxO. Jest nieprawdopodobnie jasny (do 1750 nitów szczytowej jasności!), kąty widzenia są idealne i naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, by ktokolwiek mógł mu cokolwiek zarzucić. Może prócz tego, że się nie składa, ale to już temat na odrębny tekst.
Kilka słów muszę też poświęcić głośnikom, które z początku mnie rozczarowały, ale po kilku odsłuchach zaczynam je coraz bardziej lubić. Nie są one ani tak głośne, ani tak basowe jak w Samsungu Galaxy Z Fold 3, czy tym bardziej Asusie ROG Phone 5. Ba, w kwestii tonów niskich ustępują nawet iPhone’owi 13 Pro. Za to jeśli chodzi o szczegółowość, klarowność i separację stereo, jestem absolutnie oczarowany. Podobnie jak faktem, iż nawet przy maksymalnej głośności S22 Ultra nie przesterowuje i zachowuje idealnie wyraźne, czyste brzmienie.
W kwestii codziennej użyteczności mam póki co mieszane uczucia tylko do jednego aspektu – czasu pracy. Galaxy S22 Ultra ma akumulator o pojemności 5000 mAh, co brzmi imponująco, ale w praktyce zanosi się na to, że to smartfon na maksymalnie jeden dzień intensywnego użytku i nic ponadto. Po pierwszych dniach widzę, że zwłaszcza robienie zdjęć drenuje akumulator w bardzo szybkim tempie, ale to póki co niemiarodajne wyniki – smartfony działają tym dłużej, im lepiej nas znają i im lepiej optymalizują procesy zarządzania energią. Finalny werdykt odnośnie czasu pracy nowego Samsunga będzie można wydać dopiero za kilka tygodni.
Pomówmy o aparacie, ale nie za długo.
Aparatom Galaxy S22 Ultra poświęcimy osobny artykuł, bo jest tu naprawdę mnóstwo aspektów do omówienia. Moje osobiste odczucia po pierwszym kontakcie można jednak streścić w słowach: „jest świetnie, ale…”
Główny sensor nadal ma 108 Mpix, ale to zupełnie nowy moduł, korzystający z technologii nona-binning, czyli łączenia ze sobą 9 sąsiadujących pixeli, co zapewnia lepszą światłoczułość matrycy, lepsze rezultaty po zmroku i większą szczegółowość. I rzeczywiście, każde zdjęcie, jakie dotąd zrobiłem głównym sensorem, zachwyca szczegółowością, kolorami i ogólną plastyką.
Ogromnym zaskoczeniem jest też dla mnie jakość teleobiektywów, zarówno tego z 3-krotnym zoomem, jak i tego z 10-krotnym zoomem. Imponujące jest też cyfrowe przetwarzanie obrazu, które sprawia, że S22 Ultra robi całkiem używalne zdjęcia nawet przy 30-krotnym powiększeniu. Ujęcia na 100-krotnym powiększeniu nadal mają jakość podobną do grafiki w oryginalnym Final Fantasy, ale jeśli chcemy odczytać jakiś napis z daleka, będzie jak znalazł.
Póki co jednak nie potrafię się zachwycić 12-megapikselowym aparatem połączonym z sensorem ultrawide. Nie przez wzgląd na jego jakość, lecz przez wzgląd na jego relatywnie wąski kąt widzenia. Jest on odczuwalnie węższy niż w iPhonie 13 Pro, a także Galaxy Z Fold 3. Nie czuć tu tak spektakularnej rozpiętości kadru, jak np. w obiektywach ultrawide świętej pamięci smartfonów LG.
Dla równowagi zachwycił mnie jednak tryb portretowy, który działa równie dobrze dla każdego z aparatów, dla których jest dostępny – głównego, trzykrotnego telefoto i przedniego. Samsung już rok temu przy okazji Galaxy S21 pokazał, że potrafi robić tryb portretowy, a w tym roku, dzięki nowemu układowi Neural Engine i mocniejszemu procesorowi radzi sobie z odcinaniem postaci i obiektów od tła lepiej niż kiedykolwiek. Co prawda brak mu „naturalności” rozmycia, jaką oferuje iPhone (który symuluje fizyczne właściwości bokehu w profesjonalnych aparatach), ale potrafi odróżnić obiekt od tła lepiej nawet od smartfonów Google Pixel.
Samsung bardzo chwali się też „nightografią” w S22 Ultra, czyli fotografią nocną. Co prawda dostaję ciarek żenady od tego marketingowego sloganu, ale faktem jest, że główny sensor telefonu radzi sobie po zmroku naprawdę nieźle. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo – jak pisałem wyżej – temu, podobnie jak wielu innym aspektom aparatu przyjrzymy się bliżej w osobnym tekście.
Czy warto kupić Samsunga Galaxy S22 Ultra?
Jeśli ktoś już po tych wstępnych testach oczekuje odpowiedzi na pytanie „czy warto?”, odpowiadam – to zależy.
Galaxy S22 Ultra jest obiektywnie diabelnie drogim smartfonem. Droższym od najdroższych iPhone’ów. Droższym od Samsunga Galaxy Z Flip 3 i niemal tak drogim, jak Galaxy Z Fold 3. W jego cenie można kupić przyzwoity laptop, albo ciut mniej przyzwoity laptop i przyzwoity smartfon. Sądzę jednak, że jeśli ktoś w ogóle rozważa zakup takiego telefonu, to nie przejmuje się tym, ile musi na niego wydać, tylko raczej „na który z absurdalnie drogich telefonów warto wydać te pieniądze najbardziej”.
Już po kilku pierwszych dniach mogę stwierdzić, że Galaxy S22 Ultra ma prawdopodobnie największe możliwości ze wszystkich smartfonów. Jest nieprawdopodobnie funkcjonalny, do tego stopnia, że mój prywatny iPhone 13 Pro nagle zdaje się biedną zabawką dla rozpieszczonych, bogatych dzieciaków, podczas gdy S22 Ultra – jak na Note’a przystało – to narzędzie pracy.
Galaxy S22 Ultra to mariaż produktywności i elegancji. Zachwycający przy pierwszym kontakcie. Czas pokaże, jak długo ten zachwyt się utrzyma, ale coś czuję, że nieprędko przejdzie mi faza wstępnego zauroczenia. I jeśli chcesz telefonu najlepszego z najlepszych, będącego nie tylko symbolem statusu i drogą zabawką, ale rzeczywiście użytecznym narzędziem… prawdopodobnie nie musisz dalej szukać.