REKLAMA

Miliarderzy po imprezie wsiedli do swoich prywatnych samolotów. My segregujemy śmieci, a oni mają wszystko w pompie

Super Bowl od dawna nie jest wydarzeniem, które przyciąga wyłącznie fanów amerykańskiego futbolu. Tegoroczna odsłona narobiła jeszcze więcej szumu za sprawą występów Eminema czy Dr. Dre. Kurz nie zdążył opaść, a zachwyt przerodził się w smutną konstatację. Miliarderzy zaraz po imprezie - choć raczej pewnie po głośnym afterze - rozeszli się i wsiedli do swoich prywatnych odrzutowców. A co ze środowiskiem?

loty
REKLAMA

Zdjęcie przeszło 140 samolotów, które opuszczają Los Angeles po Super Bowl musi wkurzać. Kiedy my zastanawiamy się, do jakiego pojemnika włożyć dane opakowanie, kiedy dawno zrezygnowaliśmy z plastikowych słomek, kiedy wybieramy pociąg zamiast samolotu, najbogatsi znowu mają to wszystko w nosie. Co tam, że ich prywatne odrzutowce to plucie w twarz każdemu, kto chce troszczyć się o środowisko.

REKLAMA

Biorąc pod uwagę, że każdy taki mały samolocik to pewnie rzadko kiedy więcej niż 5 osób na pokładzie, łatwo się domyślić, o jakim marnowaniu zasobów mówimy.

Cóż. Oni mogą, a ty, biedaku, rezygnuj z jedzenia mięsa i dojeżdżaj do pracy na rowerze w deszcz. Na pewno coś zmienisz, powodzenia! A teraz wybacz, muszę lecieć, mam za godzinę ważne spotkanie na Bahamach. Z kim? Z plażą i drinkiem!

Rozumiem tę irytację

Gdyby poszukać, na pewno przyłapalibyśmy niejednego z tych celebrytów na niezłej hipokryzji - np. wypuszczeniu ekologicznej linii ubrań albo wsparcia akcji "godzina dla ziemi". Piękne hasła to jedno, a rzeczywistość to drugie - bo przecież nikt będzie się tłoczył z tłumem, skoro można polecieć prosto do swojej rezydencji.

Takich przykładów jest rzecz jasna więcej. Od dawna wiadomo, że prywatne samoloty czy jachty szkodzą środowisku bardziej niż loty zwykłego Kowalskiego. Bogaci i korporacje są bezczelni w swoich działaniach. Niedawno ukazała się rozmowa z Januszem Filipiakiem w "Magazynie Wyborczej", który podzielił się swoim poświęceniem dla środowiska. Otóż kupił "propeller, który ma o połowę niższą emisję śladu węglowego niż odrzutowiec". Prawda, że mało kto jest gotów na tak radykalny krok?

Łudziłem się, że może pandemia coś zmieni i faktycznie przewartościujemy pewne rzeczy. Tymczasem można nawet odnieść wrażenie, że zrobiliśmy krok w tył. Doprowadzono do absurdów w stylu "samolot musi latać pusty, bo takie są przepisy".

Doprowadza do tego, że troska o środowisko zaczyna przypominać licytację, kto szkodzi bardziej

Nie chcę w ten sposób bronić miliarderów mających w nosie ochronę planety ani tym bardziej mówić, że nie powinno się na to zwracać uwagę. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej wkurza mnie, że przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie podcinają skrzydła tym, którzy chcieliby żyć bardziej ekologicznie, ale rozglądają się i widzą, że przykład wcale nie idzie z góry. Zamiast tego widzimy puste frazesy i dużo hipokryzji. Stąd komentarze: "to dlatego zrezygnowałem z plastikowej słomki?".

Tyle że nasze działania też mają znaczenie. Bardzo dobrze pokazuje to książka "Ukryta konsumpcja. Wpływ na środowisko, z którego nie zdajesz sobie sprawy". Podchodziłem do niej jak pies do jeża. Spodziewałem się, że Tatiana Schlossberg będzie mnie i was obwiniała za to, jak żyjemy, przymykając oczy na działania największych szkodników. Ale nie - w przystępny sposób pokazuje, jak wszystko jest ze sobą powiązane i dlatego tak bardzo skomplikowane.

Na przykład w przypadku Super Bowl jedynym problemem wcale nie byli ci miliarderzy, którzy przylecieli i odlecieli prywatnymi samolotami, ale to, że impreza w 2016 roku doprowadziła do sprzedaży 8,6 mln nowych telewizorów. Jak łatwo się domyślić, nie dlatego, że nagle przeszło 8 mln odbiorników wyzionęło ducha, bo były eksploatowane do granic możliwości. Nie - po prostu Amerykanie uznali, że chcą oglądać rozgrywki w lepszej jakości.

To prowadzi zaś do tego, że całkiem dobre telewizory trafiły na śmietnik. Część poddana została recyklingowi, ale część - i to zapewne ta większa - nie. Elektroniczne śmieci głównie wywożone są do Afryki bądź Azji. Przy ich rozbiórce pracują dzieci, a to tylko jeden z problemów. W Afryce dym ze spalania plastiku unosi się do atmosfery, a w Chinach rzeki są pełne metalu. Wpływ na życie okolicznych mieszkańców jest mówiąc delikatnie nieciekawy.

Nie chodzi o to, żeby się wzajemnie obwiniać i przerzucać odpowiedzialność

Siedzimy w tym po uszy wszyscy, niestety każdy dokłada swoją cegiełkę - czasem mniejszą, czasami większą. Najważniejsze jest jednak to, aby znaleźć jednego winnego, tylko żeby odgadnąć sieć powiązań. Widząc więcej będziemy dysponowali wiedzą, która pozwoli cokolwiek zmienić. Musimy na nasze działania patrzeć w szerszym kontekście.

Dlatego nawet mała zmiana ma znaczenie. Jak pisze Schlossberg:

REKLAMA

Nie, rezygnacja ze słomki nie naprawi świata. Ale też fakt, że ktoś truje bardziej niż my, nie zwalnia nas jednak z walki o środowisko. Potrzebujemy globalnych zmian, jednak musimy pamiętać, że także my jesteśmy ich częścią. Bardzo łatwo się rozproszyć myśląc, że inni szkodzą bardziej, więc my też jednak możemy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA