Elon Musk ściemnia w temacie Neuralinku. Byli pracownicy opowiadają, jak pracuje się nad interfejsem mózg-maszyna
Opis firmy przedstawiony przez sześcioro jej byłych pracowników nie pozostawia żadnych złudzeń: Neuralink może co najwyżej robić plastikowe miotacze ognia, a nie bawić się mózgiem żywego człowieka.
Elon Musk kilka dni temu poinformował, że już wkrótce jest szansa na pierwsze testy budowanego przez specjalistów z Neuralink wszczepianego w czaszkę interfejsu mózg-maszyna. Byli pracownicy firmy przekonują jednak, że to tylko mydlenie oczu i robienie dobrej miny do złej gry.
W najnowszym wydaniu magazynu Fortune sprawę postanowili skomentować byli pracownicy Neuralink. Choć w środowisku naukowym od początku projekt ten traktowany był z przymrużeniem oka, to teraz pojawiły się jeszcze dużo większe wątpliwości co do stanu faktycznego całego projektu.
Warto tutaj przypomnieć, że mówimy o urządzeniu, które miałoby być wszczepiane bezpośrednio w kość czaszki, a następnie za pomocą specjalnych przewodów i elektrod łączyć się bezpośrednio z wybranymi obszarami mózgu. Chyba nie trzeba mówić, że skala trudności w realizacji takiego przedsięwzięcia sprawia, że stworzenie rakiety księżycowej czy samochodu elektrycznego przyspieszającego w 1,9 sekundy do setki, to przy tym banalna zabawa. Tutaj mówimy o urządzeniu ingerującym bezpośrednio w człowieka, w jego mózg. Każde urządzenie tego typu musi być sprawdzone na każdy możliwy sposób, a zgoda na jego „instalację” u człowieka powinna być wydana po niezwykle drobiazgowych testach medycznych.
W Neuralink chaos jak w mózgu Elona.
Co mówią pracownicy? Z opisu wynika, że dominującą cechą kultury pracy jest stres i odgórny nacisk na jak najszybsze wyniki. Presja na wyniki wywierana przez kierownictwo ma swoje źródło w samym Elonie Musku, który domaga się od swoich bezpośrednich przełożonych szybkich i spektakularnych efektów. Owi przełożeni natomiast przenoszą te naciski bezpośrednio na naukowców i na inżynierów.
Byli już członkowie zespołu badawczego przyznają, że jak na tę firmę i tak osiągali spektakularne wyniki i osiągali wysokie tempo rozwoju technologii. Zdecydowali się jednak odejść z firmy ze względu na to, że „góra” przekonywała, że wszystko wciąż trwa zbyt długo.
Elon Musk dociska śrubę
Atmosfera w firmie była według rozmówców Fortune zła, a wręcz toksyczna. Naukowcy przekonują, że stawiano przed nimi całkowicie nierealistyczne terminy i zbyt ambitne cele. W efekcie pracownicy, chcąc uniknąć gniewu pracodawcy, za wszelką cenę starali się doprowadzać projekty do końca w jak najkrótszym czasie.
Problem w tym, że przeoczenia wynikające ze zbyt szybkiego rozwoju produktu, mogą i będą bezpośrednio zagrażać życiu przyszłych użytkowników interfejsu.
Presja na wyniki i szybkie tempo rozwoju produktu doskonale może się sprawdzać w przypadku budowy nowej rakiety.
Jakby nie patrzeć jak jedna eksploduje, to zawsze można wyciągnąć z hangaru następną, sprawdzić co w poprzedniej poszło nie tak, poprawić i spróbować jeszcze raz. Strata? Wyłącznie finansowa i to można zaakceptować. Jeżeli jednak Neuralink na szybko zbuduje pierwsze prototypy i - tak jak mówi Elon - jeszcze w tym roku wszczepi je pierwszym użytkowników (z braku lepszego słowa), to co Elon Musk zrobi, gdy ten czy inny pacjent zejdzie z tego świata z powodu niewykrycia na etapie tworzenia urządzenia tej, czy innej usterki? Wyciągnie z grona swoich fanów na Twitterze kolejnego chętnego? Nie sądzę.
Pozostaje mieć nadzieję, że bliski termin pierwszego implantu to tylko czcze gadanie, z jakiego Elon Musk jest znany i nikt za szybko tego urządzenia nie zobaczy. Wszak czy Stany Zjednoczone pokryte są już tunelami, którymi śmigają Tesle? Czy ulicami miast podążają elektryczne ciężarówki Muska, niezwykle szybkie roadstery i kolosalne Cybertrucki? Też nie. A przecież miały.
Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy na spidersweb.pl 31.01.2022 roku