REKLAMA

TicWatch Pro 3 Ultra na sportowo. 6 razy tak, 2 razy nie

Tak, TicWatch Pro 3 Ultra był już w naszej redakcji. Ale jednego aspektu nie udało nam się wtedy przetestować - czas więc to nadrobić.

30.01.2022 14.30
TicWatch Pro 3 Ultra na sportowo. 6 razy tak, 2 razy nie
REKLAMA

Czego zabrakło? Analizy części sportowej, co jest o tyle istotne, że zegarek reklamowany jest przez producenta właśnie jako produkt dla tych, którzy zamiast siedzieć na kanapie, wolą wyskoczyć w góry, na rower, czy po prostu chwilę pobiegać.

REKLAMA

Postanowiłem więc sprawdzić, czy TicWatch Pro 3 Ultra sprosta oczekiwaniom.

Na tak: multum trybów sportowych

 class="wp-image-2023003"

Nie ma chyba zbyt wielu dyscyplin sportowych, których nie znajdziemy w systemowej aplikacji treningowej TicWatcha. Owszem, różnią się od siebie głównie tym, czy włączany jest GPS, czy też nie, a także ikonką, ale to i tak dobrze. Niektórzy producenci sztucznie ograniczają wybór dyscyplin sportowych, tylko po to, żeby skusić nas do zakupu droższego urządzenia.

Tutaj możemy wybierać do woli. Ewentualnie możemy zainstalować inną aplikację.

Na tak: pomiar... właściwie wszystkiego

 class="wp-image-2023048"

Na pokładzie TicWatcha jest właściwie wszystko. Jest GPS (a dokładniej GPS, Beidou, Glonass, Galileo i QZSS), WiFi, Bluetooth, mikrofon, głośnik, NFC i - w tej wersji - LTE. Jest też oczywiście akcelerometr (m.in. pomiar kadencji), jest wbudowany wysokościomierz (mamy dostęp do danych nt. przewyższeń w trakcie treningu), jest czujnik tętna z opcją całodobowego monitorowania, jest też optyczny pomiar saturacji krwi i monitorowanie snu.

 class="wp-image-2023345"

To oczywiście przekłada się na multum informacji, które jest nam w stanie dostarczyć zegarek i które w większości możemy przeglądać w postaci trendów w dedykowanej aplikacji. Sprawdzimy w niej m.in. nasz pułap tlenowy (o dziwo tylko dla konkretnego treningu, nie w formie długoterminowego wykresu), tętno z całego dnia i spoczynkowe, poziom zmęczenia mentalnego, poziom energii, poziomu SpO2, wskaźniki stresu, poziom hałasu, czas aktywności, oceny i czas snu, a także takie podstawy jak dzienną liczbę kroków w rozbiciu na poszczególne godziny.

 class="wp-image-2023342"

Naprawdę jest na bogato. I co najważniejsze, TicWatch nie tylko podaje surowe dane, ale stara się je przekuć w jakieś istotne informacje, np. dotyczące tego, kiedy powinniśmy zdecydować się na mocniejszy trening, a kiedy lepiej z niego zrezygnować. Nie sięga to wprawdzie tak daleko jak oferty Polara czy Garmina, które sugerują odpowiednie treningi, ale to zawsze coś. I zawsze coś lepszego niż morze suchych pomiarów, z którymi nie do końca wiadomo, co zrobić.

 class="wp-image-2023351"

Pozostaje tylko kwestia, na ile te sugestie są precyzyjne, biorąc pod uwagę, że są głównie zgadywaniem. W przypadku SpO2, w optymalnych warunkach (całkowity bezruch), wyniki pokrywają się w większości z tymi z normalnego pulsoksymetru - chociaż na wszelki wypadek przy faktycznych problemach zdrowotnych polegałbym raczej na tym drugim. Tętno spoczynkowe było natomiast nieco wyższe niż na pozostałych urządzeniach, które mam, ale w granicach akceptowalnego odchylenia. Jeśli natomiast chodzi o poziom energii i zmęczenia, to mniej więcej pokrywały się w moim przypadku z realnym stanem. Traktowałbym to więc raczej jako wskazówkę, nie niepodlegający dyskusji wyznacznik.

Na tak: wygoda

 class="wp-image-2023036"

Może to kwestia tego, że na co dzień korzystam z dużo większego zegarka sportowego, ale TicWatch w tym wydaniu jest po prostu... w sam raz. Ani za ciężki, ani za wielki, ani za bardzo latający po ręce, choć pewnie właściciele drobniejszych dłoni mogliby z tym dyskutować.

Całkiem dobre spisuje się też "hybrydowy" pasek - z wierzchu pokryty skórą, natomiast od spodu gumą. Nie miałbym przy tym nic przeciwko temu, gdyby był odrobinę szerszy, ale akurat dla tego rozmiaru zegarków taka szerokość jest raczej standardowa.

Na tak: akumulator

Może i nie jest tak ultra, jak sugeruje nazwa, ale nie ma obaw o to, że rozładuje się nam w trakcie treningu, jeśli nie mamy np. zegarka naładowanego do połowy. W większości przypadków, i to przy używaniu wbudowanego w zegarek GPS, mniej więcej godzinny trening powodował spadek poziomu naładowania o ok. 10 proc., więc te 10 godzin treningu z GPS od pełnego naładowania powinniśmy wybiegać bez trudu.

Na tak: LTE

Z prostego powodu - można sobie na te kilkadziesiąt minut spokojnie wyjść pobiegać, bez szukania miejsca na telefon. Nie jest to raczej zabójczy ficzur, ale zdecydowanie zaliczam go na plus.

Tym bardziej, że mając LTE i płatności NFC jesteśmy właściwie niezależni od telefonu w większości awaryjnych sytuacji, jakie mogą nas spotkać podczas biegania czy innej jazdy na rowerze.

Na tak: ekran

 class="wp-image-2023015"

Z wyjątkiem jednego detalu, który jest opisany w dalszej części tekstu, ten ekran jest po prostu bardzo dobry i sprawdzi się w czasie treningu. Jest jasny, czytelny, dobrze reaguje na dotyk, ma bardzo dobrą rozdzielczość i odpowiedni kontrast. Nie było wprawdzie ostatnio dni z wybitnie intensywnym oświetleniem, ale nie powinno być tutaj raczej problemów z tym, że musimy się specjalnie wpatrywać w ekran, żeby zobaczyć np. tętno czy tempo.

Mogę się przyczepić tylko do dwóch rzeczy, które nie do końca są związane z samym wyświetlaczem, a raczej z oprogramowaniem. Po pierwsze - nie ma tutaj możliwości konfiguracji ekranów treningu i np. podmiany wyświetlanych danych. Jest kilka domyślnych ekranów przygotowanych przez twórców zegarka i na tym koniec - i nie jestem przekonany, czy to idealnie połączenie informacji. Przykładowo na powyższym zdjęciu widać, że w trakcie biegu mamy jednocześnie tempo i prędkość - po co? Z kolei tętno jest na osobnym ekranie.

Druga drobna uwaga - na niektórych ekranach danych dobrano raczej średnio kontrastowy kolor opisów:

 class="wp-image-2023027"

Ciemny fioletowy na czarny to raczej kiepski pomysł. Choć z drugiej strony - łatwo na tych kilku ekranach zapamiętać, gdzie co jest i potem nie zwracamy i tak uwagi na te opisy.

Na ok (albo ok z plusem): GPS

 class="wp-image-2023006"

Nie jest to wprawdzie najlepszy pod względem GPS zegarek, jaki miałem w swoich rękach, ale jest wystarczająco dobry, żeby zaspokoić potrzeby sporej części potencjalnych klientów.

Pierwszy plus za to, że zegarek uczciwie informuje nas przed rozpoczęciem treningu o tym, czy już ustalił naszą lokalizację, czy jeszcze tego nie zrobił. Nie, nie wszystkie zegarki tak robią - niektóre po prostu sugerują, że można już zaczynać, a potem okazuje się, że w sumie to nie wiedziały, gdzie jesteśmy.

Drugi plus - znajdowanie naszej lokalizacji przed startem treningu jest przeważnie błyskawiczne, niezależnie od tego, czy mamy przy sobie smartfona, czy też nie. Dłuższą chwilę trzeba poczekać tylko w sytuacji, kiedy dawno albo wręcz nigdy nie aktywowaliśmy GPS w zegarku - przykładowo po pierwszej konfiguracji. Ale to pojedyncze przypadki.

Przez cały okres testów nie miałem też sytuacji, żeby sygnał GPS został zgubiony - jeśli już raz TicWatch Pro 3 Ultra znajdzie satelity, to nie przestanie ich widzieć nawet podczas biegu np. przez las.

Jeśli natomiast chodzi o samą dokładność lokalizacji i zapis trasy to jest dobrze - może tylko z małymi wyjątkami. Zerknijmy na przykładowy bieg:

 class="wp-image-2023111"

Większość trasy pokrywa się z zapisem z Fenixa 6X i iPhone'a 12. Widać jednak już na takim oddaleniu mapy dwa niezgodne fragmenty.

 class="wp-image-2023120"

Jeden i drugi pojawia się niemal w tych samych warunkach - duża, stosunkowo gęsta zabudowa. Garmin i iPhone jakoś sobie z tym radzą, mniej więcej wskazując poprawny przebieg trasy, a przynajmniej zgadzając się w tej kwestii ze sobą. TicWatch z kolei dryfuje natomiast o kilkadziesiąt metrów w bok.

Na otwartym terenie - kompletne zero zastrzeżeń:

 class="wp-image-2023123"

Przy dwukrotnym przejściu pod autostradowym wiaduktem - również:

 class="wp-image-2023129"

No, może można mieć małe zastrzeżenie w kwestii tego, że TicWatch bardzo chętnie zaokągla tego typu nawroty - widać wyraźnie, że linia jego zapisu jest dużo bardziej wygładzona niż np. Fenixa. I to ta Fenixa była bliższa prawdzie, choć oczywiście niekoniecznie idealna.

Jeszcze kawałek biegu pod drzewami (choć o tej porze roku raczej nie są dobrym elementem do utrudniania pracy GPS):

 class="wp-image-2023141"

I tutaj też jest w porządku. Owszem, TicWatch minimalnie wypada z drogi, ale nawet nie wiem, czy o metr, czy o dwa. Kompletnie pomijalne.

Pomijalne były też różnice w dystansach notowanych przez wszystkie te sprzęty, więc ostatecznie te zaburzenia wpływały w głównej mierze na tempo chwilowe, a nie np. na średnie tempo na koniec. I podejrzewam, że większość osób korzystających z TicWatcha, będzie patrzyło głównie na to ostatnie.

Przy okazji - automatyczna pauza działa bardzo dobrze.

Na prawie tak: czujnik tętna

Czujnik tętna w TicWatch potrafi być w komfortowych dla niego warunkach naprawdę piekielnie precyzyjny. Tutaj przykładowo jeden z takich zapisów:

 class="wp-image-2023165"

Porównanie z Polarem OH1 jest prawie idealne. Występują pojedyncze różnice, ale przeważnie oscylują w okolicach 1-2 BPM. Prawie wszystkie górki i dołki, a także górki na górkach są odwzorowane niemal idealnie.

Co ciekawe, jeśli przybliżymy wybrany fragment, zobaczymy, że próbkowanie TicWatcha jest trochę niższe, ale raczej w niczym to nie przeszkadza - nawet krótsze okresy wzrostu intensywności są zapisane prawidłowo.

 class="wp-image-2023174"

I tak jest dość często. Ale... niestety nie zawsze. Tutaj przykładowo inny trening, gdzie TicWatchowi poszło po prostu kiepsko:

 class="wp-image-2023189"

Żeby było śmiesznie - średnia z TicWatcha i Fenixa jest dość zbliżona, a i wzorzec z OH1 jakoś tak bardzo nie odstaje. Ale to, co faktycznie działo się w trakcie treningu, to już inna sprawa.

TicWatch już od samego poczatku miał trochę problemów z wskoczeniem na właściwe tory - widać, że chociażby w okolicach 3 i 4 minuty zupełnie przegapił spadki tętna, co potem próbował nadrabiać i ostatecznie gdzieś od okolic 6 minuty zaczął wskazywać to, co pozostałe urządzenia.

 class="wp-image-2023204"

Tak, te różnice na początku nie są wielkie i nie czepiałbym się, gdyby zgadzał się kształt wykresu, ale tutaj to jest po prostu przegapione.

Potem przyszedł czas na serię trzech niezbyt długich interwałów. I na dobrą sprawę mógłbym jako tako zaliczyć tutaj trzeci, a także początek pierwszego (co z kolei oblał Fenix) i drugiego. Zgadza się też mniej więcej tętno maksymalne z każdego interwału, natomiast ewidentnie TicWatch pogubił się gdzieś w odpoczynkach - szczególnie w tym pierwszym.

 class="wp-image-2023216"
 class="wp-image-2023237"

O dziwo niemal identyczna sytuacja zdarzyła się przy dłuższym, późniejszym "interwale". Niemal idealne wejście na szczyt, a potem jakiś całkowity chaos przy zejściu - i to trwający przez ładnych kilka minut.

Uznałem wtedy, że może coś jest nie tak z zapięciem zegarka, więc postanowiłem go trochę poluźnić. I to był niestety błąd, bo zaowocowało to czymś takim - wynikiem pomiaru tętna zablokowanym na absurdalnym poziomie. Przy czym krótkie poszukiwania w internecie wskazały na to, że nie jestem odosobniony z tym problemem.

 class="wp-image-2023246"

Przy okazji też dowiedziałem się, że TicWatch ma alert zbyt wysokiego obciążenia/tętna w trakcie treningu. Co może być problemem, jeśli nasz trening właśnie taki ma być. Albo jeśli wysoki wynik jest efektem błędnego pomiaru.

To jak jest? Dobrze czy źle?

Bywa bardzo dobrze. Bywa też przeciętnie. Najlepiej metodą prób i błędów znaleźć taką lokację zegarka na nadgarstku i taki poziom zaciśnięcia paska, żeby pomiary były jak najbardziej zbliżone do naszych odczuć - wtedy powinno być już dobrze i tak jak na pierwszym zrzucie ekranu z tego działu.

 class="wp-image-2023357"

Przy okazji - niektóre aplikacje na Wear OS obsługują zewnętrzne czujniki tętna. Szkoda, że nie robi tego aplikacja sportowa preinstalowana na zegarku i nie jest to opcja ogólnosystemowa. Wtedy w sumie nie byłoby tematu.

Na "tak, ale wymaga doszlifowania": aplikacja towarzysząca

 class="wp-image-2023360"

Zero zastrzeżeń w najbardziej podstawowej kwestii, czyli łączności z telefonem. Aplikacja Monvoi na iOS działa w tym zakresie wzorcowo, a synchronizacja jest szybka i sprawna.

Nie ma też większych problemów z dostępem do większości danych i czytelnością. To, co ma być na wierzchu, jest na wierzchu, to, co będzie interesować mniejszą grupę osób, jest trochę bardziej zakopane, ale wciąż nie trzeba sięgać po instrukcję, żeby się do tych informacji dokopać.

 class="wp-image-2023363"

Daję też plusa za dostęp do historycznych danych w postaci ładnych wykresów i bardzo przyjemny ekran podsumowania treningów - z naprawdę sporą ilością danych, wliczając w to VO2max i nawet efektu treningu - przy czym prawdopodobnie nie jest to popularne rozwiązanie Firstbeat, a autorska technologia.

 class="wp-image-2023369"

Są też cotygodniowe i comiesięczne raporty uwzględniające większość zbieranych danych (i porównujące je z ogółem innych użytkowników), a także integracją z zewnętrznymi usługami - Stravą Google Fit, Runkeeperem i Apple Health. Testowałem tę pierwszą i działa bez zarzutu.

Za co więc daję minusy? Chociażby za to, że próżno w aplikacji szukać trendu VO2max, a to jest w przypadku tego parametru dość istotna kwestia. W ogóle liczba danych czysto sportowych, które możemy przeglądać w takiej formie jest dość ograniczona.

Po drugie aplikacja lubi czasem ładować niektóre historyczne dane z wielkim opóźnieniem albo nie ładować w ogóle (np. wykres tętna dla ćwiczeń czasem jest, a czasem jest pusty). Nie wspominając już o tym, że dostępna jest wyłącznie w języku angielskim.

Jeśli jednak dla kogoś trend VO2max i kilka innych nie są istotne, ma trochę cierpliwości i język angielski mu nie przeszkadza, może sobie zamienić ten punkt na plusa, bo aplikacja jest wprawdzie dość prosta (w porównaniu np. do Garmin Connect czy chociażby aplikacji Fitbita), ale jak najbardziej spełnia swoje zadanie.

Na meh: energooszczędny tryb wyświetlania w trakcie aktywności

 class="wp-image-2023009"

Z punktu widzenia oszczędzania energii, taki tryb wyświetlania jak na powyższym zdjęciu jest na pewno dobry. Z punktu widzenia czytelności w mocnym słońcu - niespecjalnie. Samo rozlokowanie danych i rozmiar wyświetlanych treści też jest raczej mizerne.

Tyle dobrze, że zegarek dość dobrze odczytuje wszelkie obrócenia i podniesienia ręki, po czym błyskawicznie uruchamia właściwy tryb wyświetlania. Nawet jeśli czasem zdarza mu się chwilę pomyśleć, zanim odświeży informacje i pokaże właściwe dane.

No i z drugiej strony - zawsze to lepsze niż całkowite wygaszanie ekranu w celu oszczędzania energii.

Na meh: musisz.zaakceptować.wszystko.

 class="wp-image-2023051"

Z jednej strony to miło, że Wear OS dba o nasze bezpieczeństwo i każda aplikacja musi na starcie poprosić o dostęp do określonych danych lub czujników. Z drugiej - pierwszych kilka godzin zabawy z TicWatch Pro 3 Ultra spędziłem na odkrywaniu coraz to nowych zakamarków oprogramowania, w których jeszcze takich uprawnień udzieliłem.

Jasne, robi się to tylko za pierwszym razem, ale niektórzy mogą się np. zdziwić, dlaczego w aplikacji nie znajdą pomiarów X albo Y. A powód jest prosty - muszą się najpierw do nich przeklikać w zegarku, poczekać, aż wyskoczy zapytanie o udzielenie uprawnień i dopiero wtedy te dane będą zbierane i przesyłane do aplikacji.

Na nie: przyciskami wszystkiego nie obsłużymy

Trochę można w TicWatch Pro 3 Ultra zrobić za pomocą jednego z dwóch fizycznych przycisków, ale niestety - tylko trochę. Nie jest to dyskwalifikująca wada, tym bardziej, że większość nie-sportowych smart zegarków nie oferuje pełnej obsługi przyciskowej - po prostu, szczególnie zimą, takie braki potrafią doskwierać.

Na nie: trening tylko z głowy

Przynajmniej taki bardziej zaawansowany. TicWatch Pro 3 Ultra pozwala ustalić wprawdzie podstawowe cele treningu (jak np. czas czy kalorie), ale to by było na tyle. Z pomocą systemowej aplikacji nie zaprogramujemy sobie żadnego, nawet najprostszego treningu interwałowego, nie mówiąc już o jakichś gotowych propozycjach czy planach treningowych.

Szkoda, bo teoretycznie nie jest to raczej bardzo skomplikowana funkcja, jeśli chodzi o oprogramowanie. Ot, timer połączony z alertami tętna czy tętna - a te drugie przecież już na wyposażeniu zegarka są, więc problem jest jeszcze mniejszy.

Zamiast tego pozostaje nam ewentualnie pamiętać, co ile mamy przyspieszyć, a co ile zwolnić. Albo możemy poszukać innej aplikacji.

TicWatch Pro 3 Ultra - czy warto?

TicWatch Pro 3 Ultra class="wp-image-1976846"
TicWatch Pro 3 Ultra

To oczywiście zależy. Żeby mieć jeszcze komplet danych, dodajmy do tego wszystkiego cenę - w tej chwili wersja z LTE kosztuje na Amazonie ok. 1400 zł (promocja), natomiast wersja bez LTE - 1380 zł. Ta druga przy takiej różnicy trochę traci sens.

Dla kogo więc jest TicWatch Pro 3 Ultra, poza fanami długich nazw? Głównie dla tych, którzy chcą mieć prawdziwego smart watcha z Wear OS, płatnościami, LTE, niezłym czasem pracy na jednym ładowaniu, wydajnymi podzespołami (o tym akurat pisał Łukasz i mogę to potwierdzić), a także całym sportowo-zdrowotnym arsenałem - od GPS i czujnika tętna, aż po barometr, pomiar saturacji krwi, monitorowanie snu i naszych poziomów energii. Dla tych, którzy po prostu wychodzą sobie pobiegać, naciskają start na początku, stop na końcu i gotowe.

REKLAMA

Nie jest natomiast raczej dla tych, którym zależy głównie na aspektach treningowych. Nie stworzymy tutaj własnych treningów (przynajmniej w systemowej aplikacji), nie znajdziemy planów treningowych, nie wybierzemy się z włączonym GPS na ekstremalnie długi bieg albo wędrówkę, niespecjalnie też obsłużymy całość np. w grubych rękawiczkach. Jeśli więc chodzi o zegarki stricte sportowe - można lepiej. I przy okazji taniej.

Pozostaje więc pytanie, na ile TicWatch Pro 3 Ultra odpowiada nam jako smart zegarek. Jeśli odpowiada i to ta smart zegarkowa część jest dla nas priorytetem, to raczej nie będziemy rozczarowani częścią sportową.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA