Google i Apple blokują Nawalnego. Putin zażądał, Big Techy grzecznie wykonują
Na żądanie rosyjskiego regulatora mediów i internetu, urzędu Roskomnadzor, wielcy giganci nowych technologii Google i Apple zdjęli ze swoich sklepów aplikację „Nawalny” służącą do wyborczego wspierania opozycji. Władze Rosji wyraziły zadowolenie, a kontrola Kremla nad internetem wchodzi na coraz wyższe poziomy.
„Umnoje gołosowanie”, czyli „vote smart” („inteligentne głosowanie”) to metoda tzw. głosowania taktycznego opracowana przez opozycyjnego rosyjskiego polityka Aleksieja Nawalnego w 2018 r. Cel: pokonanie w poszczególnych okręgach polityków rządzącej Jednej Rosji, ale wszystko w ramach demokratycznych zasad tylko wspartych nowymi technologiami.
To się nie mogło spodobać rządowi Wladimira Putina. Szczególnie że choć sam Nawalny został skazany na początku roku na 3,5 roku więzienia w kolonii karnej, to wciąż pozostaje politycznym wrogiem nr 1. Putina.
Dziś rozpoczęły się w Rosji trzydniowe wybory do Dumy. Faworytem wyborów oczywiście jest prezydencka partia Jedna Rosja, jednak w ostatnim czasie zanotowała ona spadek w sondażach. By ograniczyć wpływy opozycji, Kreml doprowadził więc do zablokowania aplikacji Nawalny w największych sklepach - Google Play i App Store.
Kira Yarmysh, sekretarz prasowa i osobista asystentka Nawalnego skwitowała to jednoznacznie: - To ogromne rozczarowanie. Jest to akt cenzury politycznej i nie można go usprawiedliwić.
Ale blokada tej aplikacji to może być dopiero wstęp do prawdziwej kampanii Kremla skierowanej w stronę silniejszej kontroli nad internetem. I wszystko wskazuje na to, że Putinowi może się ten plan udać.
Wielkie czyszczenie internetu z opozycyjnej aplikacji Nawalny.
Roskomnadzor (pełna nazwa to Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej) zażądał 2 września od Apple i Google, by usunęły ze swej oferty aplikację o nazwie Nawalny zawierającą komunikaty ze strony internetowej opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Urząd jasno zapowiedział, że odmowę usunięcia tej appki z App Store i Google Play uzna za próbę ingerencji w wybory parlamentarne w Rosji. Powodem ma być właśnie element aplikacji zawierający mechanizm „umnoje gołosowanie”.
Roskomnadzor aplikację Nawalnego wziął na celownik już w połowie sierpnia. Wtedy po raz pierwszy wezwał do jej usunięcia Big Techy. Wtedy również lokalni operatorzy telefonii komórkowej i dostawcy internetu w Rosji zaczęli na wniosek urzędu blokować aplikację. Kilka tygodni wcześniej zaś zaczęła się kampania blokowania strony internetowej Nawalnego oraz 40 portali związanych z założoną przez tego opozycjonistę Fundacją Walki z Korupcją (FBK).
Teraz jak opisuje „Financial Times”, powołując się na źródła zbliżone do Google, na pracowników tej firmy były wywierane naciski włącznie z prywatnymi groźbami. „W poniedziałek uzbrojony mężczyna - najprawdopodobniej policjant - spędził kilka godzin w moskiewskim biurze Google” - podaje brytyjski dziennik.
Oczywiste jest, że naciski na Google i Apple są spowodowane trwającymi właśnie wyborami. Ale stoi za nimi także długofalowy plan Rosji. Plan budowy własnego, niezależnego i kontrolowanego przez państwo internetu.
RuNet staje się rzeczywistością
Rosja od dłuższego czasu ma już nie tylko ambicję, ale także i konkretne plany, by idee cyfrowej suwerenności przekuć na realną kontrolę nad własnym internetem, który nawet nazwano - RuNet. Niemal dwa lata temu przyjęto ustawę, która ma do tego prowadzić, a w lutym tego roku zastępca przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew ogłosił, że Rosja już osiągnęła techniczną zdolność do kontrolowania ruchu w RuNet.
Eksperci jasno już wtedy oceniali: ma to na celu ograniczenie protestów szczególnie po powrocie, wyroku i skazaniu Nawalnego.
Jak pisze Agnieszka Legucka ekspertka PISM w analizie „Przyszłość rosyjskiego suwerennego internetu": „Władzom Rosji zależy na sprawowaniu kontroli nad rosyjską częścią internetu, który przez wiele lat rozwijał się spontanicznie i osiągnął duży stopień powiązań z globalną siecią. W Rosji korzysta z internetu ponad 80% obywateli (stan na 2020 r.), co stanowi ósmy wynik na świecie. FR dąży do zwiększenia nadzoru nad infrastrukturą internetową na wzór chiński, aby m.in. filtrować i tworzyć punkty dostępowe, przez które będzie kierować ruchem w sieci”.
Nawalny od lat budował swoją polityczną siłę właśnie dzięki internetowi. Jego mocno kompromitujący dla Putina materiał o jego pałacu, opublikowany pod koniec stycznia do tej pory obejrzano na YouTube niemal 119 mln razy. Wywołał on także spore protesty na początku tego roku.
Jako że Rosjanie - szczególnie młodzi - faktycznie coraz więcej informacji czerpią z internetu, to władze Federacji Rosyjskiej od lat starają się ograniczać tę swobodę. W 2016 roku zablokowano w Rosji LinkedIn, dwa lata później próbowano dokonać takiej blokady w stosunku do najpopularniejszego w Rosji komunikatora Telegram. Ta kampania jednak poniosła fiasko, bo Paweł Durow, czyli twórca Telegramu odmówił współpracy z rosyjskim rządem. Od lat zresztą mieszka w Dubaju, ma Putina w głębokim poważaniu i paszport państewka Saint Kitts i Nevis na Karaibach.
Odkąd jednak obowiązuje wspomniana ustawa o cyfrowej suwerenności, Roskomnadzor zdobył sporo nowych uprawnień. Między innymi wymuszono na operatorach zainstalowanie tzw. pakietów głębokiej inspekcji, które służą do monitorowania i filtrowania ruchu. Działa ten mechanizm choćby tak, że na żądanie urzędników operatorzy spowolniają niepożądane połączenia np. te z Twitterem.
Wiele wskazuje, że to tak naprawdę dopiero początek rosyjskiej ofensywy w stronę silniejszej kontroli internetu. Analityk portalu Bellingcat Christo Grozev twierdzi, że Kreml ma plan i - co nie mniej ważne - także techniczną możliwość, by w ciągu dwóch lat tak spowolnić dostęp do globalnych serwisów np. YouTube czy Twitter, że korzystanie z nich nie będzie możliwe na terytorium tego kraju.
Zdjęcie główne: Protesty w Moskwie w obronie Aleksieja Nawalnego, stycznień 2021 r. fot. NickolayV/Shutterstock.com.