Czeka nas smażenie. Upały będą dotkliwe dla trzech czwartych ludzkości. Zwierzęta i rośliny będą miały jeszcze gorzej
Na pierwszy rzut oka „trzy czwarte ludzkości” brzmi jak spora przesada. Wystarczy jednak spojrzeć, w których rejonach globu zmiany klimatyczne będą najbardziej dotkliwe, a następnie sprawdzić, gdzie żyje najwięcej ludzi na Ziemi.
Aż 20 procent populacji świata żyje w dorzeczu Gangesu i Indusu. To tam standardem staną się fale upałów, w których temperatury będą stale przekraczały 35 stopni Celsjusza. Takie temperatury stanowią zagrożenie zarówno dla dzieci, osób starszych, chorych, jak i dla kobiet w ciąży. Co to oznacza? W najgorszym przypadku masowe migracje na niespotykaną dotąd skalę liczoną w dziesiątkach, a nawet setkach milionów.
Bardzo często skupiamy się - jak to ludzie - na tym, co takie zmiany klimatyczne oznaczają dla nas. To poważny błąd, bowiem zmiany klimatyczne dotkną w równym stopniu nie tylko ludzi, ale także zwierzęta i roślinność na całym globie. Warto zatem przypomnieć, że na tychże dwóch filarach także opiera się nasze życie.
Patrząc na skutki fali upałów z 2003 roku, można tymczasem dostrzec, że zwierzęta hodowlane dostaną po głowie równie mocno co my sami. Dane archiwalne wskazują bowiem, że w 2003 roku z powodu wysokich temperatur w Europie zmarło ok. 70 000 ludzi, ale jednocześnie w tym samym czasie i z tego samego powodu we Francji padło aż 24 procent bydła więcej niż zwykle.
Zmiany będą brutalne
Aktualnie na świecie 12 proc. populacji żyje w rejonie, w którym przynajmniej przez część roku życie jest niemożliwe bez wykorzystania technologii (np. klimatyzacji). Tymczasem naukowcy przewidują, że w 2100 roku taka sytuacja będzie dotyczyła już 44-75 procent ludzi. Wszystko wskazuje na to, że już w 2080 r. liczba zgonów spowodowanych przez upały w Australii będzie nawet czterokrotnie wyższa niż obecnie.
Problem jednak w tym, że o ile ludzie uciekną do technologii czy migracji do rejonów bardziej przyjaznych życiu, zwierzęta i rośliny nie będą już miały tego komfortu. Tymczasem wszystko wskazuje, że u zwierząt hodowlanych problemy z upałami pojawiają się mniej więcej przy tych samych temperaturach co u ludzi. Przy wysokiej wilgotności jest to temperatura ok. 24 stopni, a przy niskiej 29 stopni Celsjusza. Gdy temperatury utrzymują się przez długi czas powyżej tych wartości, kury zaczynają znosić mniej jaj, krowy dają mniej mleka. A przecież już teraz temperatury 29 stopni Celsjusza nie traktuje się jako ekstremalnie wysokiej, bo fale upałów nawet w Polsce potrafią wywindować temperatury do ponad 35 stopni Celsjusza.
Naukowcy przekonują zatem, że jesteśmy na trajektorii prowadzącej do zderzenia z ziemią. Komputer pokładowy już krzyczy Terrain Ahead! Pull up!, a połowa ludzkości wciąż uważa, że wystarczy wyłączyć ten komputer i będzie po problemie. Obyśmy jednak nie zabrali się do roboty 500 metrów nad ziemią, bo wtedy nasz samolot nie zdoła już zatrzymać opadania, zahaczy o coś i ludzkość bohatersko polegnie w starciu z siłami klimatu.
Na pocieszenie: Ziemia przetrwa, nic jej się nie stanie, pojawią się nowe gatunki, nowa roślinność, ślady działalności Homo sapiens zarosną, rozpadną się i nadejdą nowe dobre czasy. To właśnie wtedy koło Ziemi przelecą przedstawiciele obcej cywilizacji i ze smutkiem stwierdzą, że żadnego życia inteligentnego tutaj nie ma i pewnie jednak - tak jak przypuszczali - są sami we wszechświecie. To już jednak opowieść na inną okazję.