Mam tylko dwie uwagi. Garmin Forerunner 55 - recenzja
Garmin Forerunner 55 jest właściwie kompletną odpowiedzią na pytanie, „jaki zegarek sportowy warto kupić na start”. Właściwie, bo są w nim dwie rzeczy, które trochę przeszkadzają w bezwarunkowej rekomendacji.
Na wszelki wypadek może doprecyzuję to pytanie. Początek, owszem, brzmi „jaki zegarek sportowy warto kupić na start”, ale - jako że Forerunner 55 kosztuje ok. 900 zł i nie jest najtańszą propozycją na rynku - jego pełne brzmienie to raczej „jaki zegarek sportowy warto kupić na start, żeby nie rozbijać banku, ale i potem nie żałować, jeśli na poważniej wkręcimy się np. w bieganie”.
To teraz, skoro już wszystko jasne, zacznijmy szybko od tego, co mi w nim nie pasuje, a potem przejdźmy do tego, dlaczego mimo tych braków i niedociągnięć jest to pozycja i tak zdecydowanie warta rozważenia.
Co mi się nie podoba #1 - ekran
I znowu muszę zacząć od doprecyzowania. Od strony sportowo-użytkowej ten ekran - jak na Garmina przystało - jest świetny. Jest doskonale widoczny w każdych warunkach, UI jest zaprojektowane tak, żeby w trakcie treningu zawsze wszystko było wyraźne i czytelne, a do tego dochodzi moja ulubiona forma sterowania, czyli przyciski. Tak, nie ma znaczenia, czy mamy rękawiczki, czy nasze ręce spływają potem, czy z nieba leje się deszcz - każdą funkcję aktywujemy zawsze bez pudła.
Gdzie jest więc mój problem? W tym, że ten ekran - mimo że kolorowy i tak dalej - jest moim zdaniem po prostu straszliwie brzydki. Tak, to zegarek sportowy. Tak, to najtańszy przedstawiciel rodziny Forerunner w ofercie Garmina.
Ale...
Mamy jednak 2021 r., a właściwie jego drugą połowę. Forerunner 55 (kosztujący prawie 1000 zł!) jest też - biorąc pod uwagę jego możliwości monitorowania nie tylko aktywności, ale i zdrowia - sprzętem, który powinniśmy ze sobą nosić przez całą dobę. I przez tych kilka tygodni, kiedy faktycznie nosiłem 55 całymi dniami, regularnie krwawiły mi oczy, kiedy patrzyłem na ten wyświetlacz.
Właściwie każda linia wyświetlana na ekranie 55 jest poszarpana. Każda literka i cyferka też wygląda, jakby przybyła do nas z poprzedniej dekady, a może nawet i wcześniej.
Nie, nie ma to żadnego wpływu na funkcjonowanie zegarka. Po prostu nie jest tak przyjemnie, jak powinno być w 2021 r., nawet w zegarku sportowym. Ach, przy okazji - Forerunner 55 nie ma właściwie żadnych animacji w menu. Żadnych. Tak, ma nowy układ danych znany z droższych zegarków, ale animowanych przejść między nimi kompletnie brak, co tylko uświadamia nam, że kupiliśmy najtańszego Forerunnera. I jak dla mnie - w sposób trochę zbyt bolesny.
(Jeśli kogoś interesuje specyfikacja, to FR55 ma ekran o średnicy 1,04" i rozdzielczość 208x208 pikseli).
Co mi się nie podoba #2 - brak płatności zbliżeniowych
To też nie jest jakaś monstrualna wada, bo zawsze można zapłacić telefonem, a niektórzy - jak już tylko uda im się znaleźć miejsce do zaparkowania konia i powozu - płacą gotówką.
Sam jednak - po przyzwyczajeniu do Garmin Pay w 945 - łapałem się na tym, że stojąc przy kasie, próbuję aktywować właśnie taką formę płatności, po czym przypominam sobie, że... to jednak nie tutaj.
Szkoda, bo to jednak nie tylko wygodne, ale i przydatne - np. jeśli na poranny bieg zapomnimy zabrać telefonu, a chcemy kupić coś do jedzenia/picia. Albo kiedy rozładuje nam się telefon.
Czego jeszcze nie ma Garmin Forerunner 55?
Nie zaliczam już tego do dużych wad, bo to jednak najtańszy Forerunner, ale warto wiedzieć, że nie znajdziemy tutaj m.in.:
- opcji odtwarzania muzyki bezpośrednio z zegarka (sterowanie muzyką z telefonu jak najbardziej jest),
- szczegółowej analizy obciążenia treningowego,
- wysokościomierza (a więc i pokonanych pięter),
- obsługi czujników mocy do jazdy na rowerze,
- animowanych ćwiczeń (nigdy nie skorzystałem...),
- pulsoksymetru,
- rozbudowanej dynamiki biegu,
- nawigacji z mapami (bez map w sumie też),
- kompasu,
- segmentów Stravy,
- pomiaru temperatury zewnętrznej,
- Virtual Partnera (nie było już w 45, był za to w 35),
- aklimatyzacji temperaturowej i wysokościowej,
- profilu treningu siłowego,
- obsługi kolorowych emoji.
Ok, to ostatnie to już czepianie się, ale dawno nie widziałem kolorowych emoji konwertowanych na czarno-białe odpowiedniki i musiałem się tym z kimś podzielić.
I ta lista braków jest przy okazji dobrym wstępem do zalet Forerunnera 55. Bo jak widac - wiele z istotnych rzeczy mu nie brakuje.
Garmin Forerunner 55 - co mi się podoba?
W dużym skrócie: to, że Garmin Forerunner 55 ma właściwie wszystko, czego można wymagać od zegarka dla biegających (głównie, ale nie tylko), przy zachowaniu rozsądnej jak na Garmina ceny. Już poprzednik, czyli 45, był pod tym względem naprawdę mocną propozycją, ale w tym roku jest jeszcze lepiej, bo nowe funkcje skierowane są nie tylko dla początkujących, ale też i bardziej zaawansowanych biegaczy.
Zacznijmy może od podstaw.
Forerunner 55 ma właściwie wszystkie pomiary aktywności ogólnej, których można byłoby oczekiwać. Są kroki, jest całodobowy pomiar tętna, zliczanie oddechów, Body Battery, analiza snu, pomiar stresu, są minuty aktywności i śledzenie cyklu menstruacyjnego.
Czyli właściwie mamy wszystko, czego można byłoby wymagać, a nawet trochę więcej, bo np. nie znam nikogo, kto przykładałby jakąś szczególną uwagę do tych pomiarów oddechów i tak dalej. No ale jest.
Pomiary sportowe też są na poziomie niezbędnym.
Nie ma tu wprawdzie jakichś szalenie rozbudowanych analiz, ale jest to, co potrzeba:
Jest tempo, dystans, tętno, wysokość (z GPS), czas w strefach tętna, kadencja, długość kroku, opcja samodzielnej oceny treningu (lewy dolny róg drugiego zdjęcia), kalorie i tak dalej. Po treningu dostajemy natomiast pomiar pułapu tlenowego, wieku sprawnościowego i sugerowany czas odpoczynku.
I tutaj drobna, ale istotna uwaga - Forerunner 55 pozwala (a nie wszystkie zegarki Garmina mają taką opcję) wybrać cosekundowy zapis danych w trakcie aktywności, co podnosi precyzję naszych cyfrowych wspomnień o aktywności.
Jasne, droższe zegarki z serii Forerunner pozwolą nam monitorować to, czy odpowiednio dobieramy obciążenie treningowe, jaki potencjalny wpływ na naszą kondycję miał każdy trening, ale... nie wiem, czy to jest aż takie niezbędne do życia.
Co ważne - to nie jest zegarek z serii „kliknij start i zapomnij”
Co jest kolejnym argumentem za tym, że 55 może być nie tylko naszym pierwszym zegarkiem sportowym, który szybko zmienimy na coś droższego, kiedy już się wkręcimy, ale przez długi czas również i zegarkiem docelowym. Mamy tutaj bowiem:
- PacePro - czyli system planowania wyścigu na określonej trasie, gdzie możemy zadać docelowe średnie tempo, to, czy chcemy zacząć szybciej, czy szybciej biec pod koniec, a także kilka innych parametrów. Potem w trakcie biegu dostajemy informację, że np. ten fragment przebiegliśmy szybciej, niż planowaliśmy i mamy tyle i tyle zapasu. Albo że musimy przyspieszyć, bo zostajemy w tyle za planem. Zaawansowane, ale proste w obsłudze rozwiązanie i do tego całkiem przydatne - szczególnie w biegach z dużą liczbą podbiegów.
- Szacowany czas ukończenia biegu, czyli po prostu aktywny w trakcie biegu na określony dystans licznik, który szacuje, ile czasu zajmie nam dobiegnięcie do celu.
- Sugerowane treningi - opcja znana z droższych zegarków Garmina. Uruchamiamy profil aktywności Bieganie i automatycznie podpowiadany jest nam jeden z typów treningu, który Garmin uważa za najlepszy dla nas w tym dniu i na tym etapie treningów. Klikamy i lecimy.
- Plany treningowe i ćwiczenia - mówi samo za siebie.
- Plany treningowe Garmin Coach - to też raczej oczywiste.
Czyli tak: możemy kupić ten zegarek z planem wyjścia raz na jakiś czas, żeby ot tak sobie pobiegać - odpalić stoper, potruchtać, kliknąć stop i skończyć bieg. Jasne, można tak. Ale jeśli pomyślimy, żeby porobić coś bardziej ambitnego albo szybciej poprawiać swoje wyniki - mamy zatrzęsienie opcji, które nam to ułatwią.
Oczywiście zawsze najlepszy będzie trener personalny, ale jeśli ktoś nie ma ochoty aż tak się angażować - zostają opcje cyfrowe i tych Forerunner 55 ma więcej, niż w sumie mógłbym oczekiwać.
Tryby sportowe i inne
Ponownie - jest prawie wszystko, czego można oczekiwać, szczególnie biorąc pod uwagę nazwę zegarka.
Mamy więc bieganie, bieganie po bieżni (takie jak w droższych zegarkach), bieg wirtualny (czyli np. ze Zwiftem), pływanie (z pomiarem tętna i automatycznym zliczaniem statystyk, etc.), jazdę rowerem, jazdę rowerem w pomieszczeniu, trening wydolnościowy, HIIT, jogę, pilates i jeszcze kilka innych trybów. Nie jest to może kompletna lista i Garmin dalej chyba niepotrzebnie ją okraja (np. brak treningu siłowego), ale nie jest źle.
Ach, jest też LiveTrack oraz wykrywanie zdarzeń i wzywanie pomocy.
Garmin Forerunner 55 - czujniki i inne
Tym razem ten fragment będzie krótki - z dwóch powodów. Po pierwsze - Forerunner 55 wykorzystuje dokładnie ten sam czujnik (Elevate 3), co np. dużo droższy 745, droższy 245 albo któryś z nowszych Fenixów. Nie zauważyłem tutaj jakichkolwiek znaczących odstępstw od tego, co pokazuje np. mój prywatny 945, więc nie ma co spodziewać się tutaj jakichkolwiek niespodzianek - to ten sam czujnik, z tymi samymi wadami i zaletami (i moim zdaniem póki co lepszy niż V4). Jeśli chcecie mieć dokładniejsze wyniki - zawsze można podłączyć zewnętrzny czujnik tętna i po kłopocie.
To samo z GPS - mam spory problem, żeby znaleźć jakiekolwiek różnice w zapisach z FR55 i z droższych sprzętów, więc oszczędzę może serwerom Spider's Web kolejnych zrzutów ekranu.
W kwestii pozostałych zewnętrznych czujników - możemy podłączyć do 55 jeszcze footpoda i czujnik kadencji oraz prędkości podczas jazdy na rowerze. Na tym lista czujników się kończy - tak, nie ma pomiaru mocy, więc średnio potrenujecie sobie na rowerze (ale zapis trasy oczywiście będziecie mieć).
No i na koniec...
Bo trochę zapomniałem o tym na początku - Forerunner 55 jest fenomenalny, jeśli chodzi o komfort całodniowego noszenia. Jest niewielki (42 x 42 x 11,6 mm), a do tego niesamowicie lekki (37 g). Zakładamy na rękę i zapominamy, że tam jest - zarówno w trakcie treningu, jak i poza nim.
Możemy też spokojnie zapomnieć o regularnym ładowaniu 55. W trybie zegarka wytrzyma do 2 tygodni, natomiast w trybie GPS - do 20 godzin. Można więc sobie spokojnie pojechać na całodniowy wypad rowerowy albo ruszyć na równie długi bieg - małe szanse, że będziemy po drodze żałować, że nie wzięliśmy powerbanka.
Warto czy nie?
Tak, ale przy założeniu, że nie interesuje nas opcja płatności bezkontaktowych i mamy spory poziom akceptacji dla kiepskiej rozdzielczości ekranu. To w sumie dwie największe wady Forerunnera 55 i w sumie - patrząc na cenę i resztę oferty Garmina - jedyne, które przychodzą mi do głowy.
Poza tym bowiem mamy tu właściwie wszystko, co jest potrzebne nie tylko początkującemu, ale i bardziej zaawansowanemu biegaczowi. Do tego najważniejsze sportowo-zegarkowe podzespoły są takie, jak w droższych sprzętach i co najważniejsze - tak samo działają.
Można tylko zastanowić się nad jednym, zanim zamówimy Forerunnera 55. W tej chwili kosztuje on ok. 920-950 zł, czyli jest niewiele tańszy (ok. 120-150 zł) niż Forerunner 245. Forerunner 245 z większym ekranem, dłuższym czasem pracy w trybie GPS (ale nie w trybie zegarka), lepszą rozdzielczością wyświetlacza, Gorilla Glass 3, namiastką nawigacji, zgodnością z radarem i światłami Varia, większą liczbą profili sportowych i dużo, dużo bardziej rozbudowaną analizą aktywności biegowych oraz bardziej rozbudowaną analizą dynamiki biegu.
Gdybym miał kupować tu i teraz - pewnie dopłaciłbym do 245. Gdybym mógł chwilę poczekać i chciał kupić jak najtaniej, ale jednocześnie sensownie, to pewnie poczekałbym, aż 55 trochę jeszcze zjedzie z ceny. Bo poza konkurencją z 245 (745 miał taki sam problem z taniejącym 945), trudno się do czegokolwiek przyczepić.