Fotobudka czy Instax? Przed tym dylematem staje każda para młoda
Fotobudka, aparaty Instax czy może coś jeszcze innego? Przed tym dylematem staje każda para młoda, która planuje organizację swojego wesela. Ja też przez to przechodziłem, podjąłem słuszną decyzję, więc mogę podzielić się swoim doświadczeniem w tym temacie.
Sezon weselny ruszył pełną parą. Po wielu miesiącach surowych obostrzeń, które w praktyce uniemożliwiały organizację przyjęcia weselnego, w końcu można zaprosić gości na celebrację tak ważnego dnia, jakim jest ślub.
Sam miałem mieć wesele w lipcu 2020, jednak pandemia sprawiła, że musiałem przesunąć termin tej uroczystości o niemal rok. Nagłe znoszenie obostrzeń w maju sprawiło, że na organizację wesela w drugim już terminie, w czerwcu 2021, miałem zaledwie nieco ponad miesiąc. Generalnie nie życzę nikomu, by musiał wszelkie formalności załatwiać w tak krótkim czasie. Niby jestem już ponad tydzień po własnym weselu, a dopiero zaczynam dochodzić do siebie.
Bo ze ślubem i weselem łączy się wiele rzeczy, które trzeba ogarnąć. Niektóre, jak formalności kościelne oraz sala, są bardzo ważne i myśli się o nich z wyprzedzeniem. Inne są na tyle mało istotne, że przypomina się o nich zaledwie kilka dni przed ślubem. U mnie tak właśnie było z wyborem sprzętu, za pomocą którego goście będą mogli sobie robić zdjęcia z wesela. Pierwszą opcją były aparaty natychmiastowe Instax, drugą zaś fotobudka. Ostatecznie... jednak najważniejsza okazała się opcja trzecia, ale nie uprzedzajmy faktów.
Początkowo moja przyszła żona była zwolenniczką aparatów natychmiastowych.
Dylemat po prostu nie istniał, mieliśmy korzystać z Instaksów i koniec. Rozwiązanie to wydawało się bardzo ciekawe, bo widywaliśmy je już na innych weselach. Aparaty leżały na każdym stole, a goście mogli sobie robić nimi zdjęcia, które następnie wklejali do księgi gości. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej.
Rozmawialiśmy z parami, które miały Instaksy na weselach i, delikatnie mówiąc, duża część z nich nie była z tego faktu przesadnie zadowolona. Instaksy mają kilka problemów, z których najważniejszy to obsługa. W teorii zrobienie nimi zdjęć jest łatwe - bierzesz aparat do ręki i cykasz fotkę. W praktyce jednak dużo osób robi nimi poruszone, nieostre zdjęcia.
Dodatkowo gdy skończy się klisza, trzeba ją wymienić, z czym też nie radzi sobie wiele osób. Nie to, że sam proces jest jakiś trudny, po prostu goście nie są do niego przyzwyczajeni, a sala weselna nie jest dobrym miejscem na skupienie czy lekturę instrukcji. Nie w dobie smartfonów, którymi cykasz tyle zdjęć, ile dusza zabraknie. Duża część zrobionych zdjęć nie trafiała też do księgi gości, tylko zostawała na zawsze w kieszeniach gości, którzy chcieli mieć pamiątkę z wesela. Oczywiście nie ma w tym nic złego.
Istotnym problemem jest też cena tych aparatów i zdjęć. Mieliśmy łącznie 7 stołów, czyli powinniśmy kupić 7 aparatów po minimum 300 zł każdy. Jasne, aparaty natychmiastowe można też pożyczyć od znajomych, ale w gronie naszych przyjaciół posiadało je mało osób. Od par, które zdecydowały się na pożyczenie aparatów, usłyszeliśmy też, że ostatecznie trzeba było kupić kilka aparatów, bo część zaginęła w trakcie przyjęcia weselnego. Ale największą barierą jest… horrendalnie wysoka cena każdego zdjęcia, która wynosi jakieś 2,5-3 zł. No cóż: zabawa z Instaksami to droga impreza. Z tego powodu jedyne małe zdjęcia, jakie mamy to próbki wykonane przez naszego fotografa normalnym aparatem, następnie wydrukowane na drukarce przenośnej.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na wynajem fotobudki.
Ostatecznie okazało się to dobrą decyzją. Jako że nasze wesele odbywało się w Białymstoku, zdecydowaliśmy się na usługi lokalnej firmy CrazyFun. Koszt? 1100 zł za cztery godziny zabawy. Może wydawać się, że to sporo, ale w tej cenie otrzymuje się fotobudkę (w naszym przypadku fotolustro), osobę odpowiedzialną za jej obsługę (to bardzo pomocne w przypadku starszych gości) oraz nielimitowaną liczbę zdjęć. Same fotografie goście otrzymują do ręki zaraz po zrobieniu, ale państwo młodzi mają też dostęp do wszystkich zdjęć wykonanych na weselu w formie elektronicznej. Dobrze pomyślana rzecz.
Minusem fotobudki jest statyczna sceneria, w końcu mamy do czynienia ze sprzętem stacjonarnym. To jednak można obejść, urozmaicając zdjęcia za pomocą różnych szablonów fotografii, a także gadżetów w formie kapeluszy, napisów czy kolorowych okularów. Czy jest to jarmarczne? Tak, ale właśnie o to chodzi w weselu.
Jednak najwięcej osób robiło zdjęcia smartfonami.
W trakcie przyjęcia weselnego nie było tego aż tak widać, bo przyzwyczailiśmy się do widoku smartfonów praktycznie wszędzie. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, gdy po wszystkim poprosiliśmy gości, żeby przesłali nam swoje fotografie, zostaliśmy nimi wręcz zalani. Po namyśle uznałem, że nie ma w tym nic dziwnego, bo smartfona mamy zawsze przy sobie, umiemy z niego korzystać, ponieważ to nasz prywatny sprzęt i w praktyce nie ma on limitów liczby robionych zdjęć.
Minusem tego rozwiązania jest tylko fakt, że smartfon nie stworzy fizycznej kopii fotografii, ale i z tym poradziliśmy sobie bez problemu. Zdjęcia w końcu można „wywołać” w fotolabie lub wydrukować samemu na domowym sprzęcie, który niczym nie ustępuje jakością odbitkom z punktu. Wybrałem to drugie rozwiązania i skorzystałem z dwóch urządzeń. Pierwszy to posiadany przeze mnie model Epson L3156, który już opisywałem na łamach Spider’s Web - jest to fenomenalna drukarka domowa, która nada się zarówno do drukowania treści tekstowych, jak też fotografii.
Miałem jednak ochotę też na wydrukowanie kilku zdjęć w większym formacie A3, więc użyłem droższego i większego modelu Epson L8180, który jest przeznaczony dla fotografów i akurat był na testach w naszej redakcji. Sprzęt ten ma różne podajniki, więc nie trzeba zmieniać papieru w celu drukowania na zmianę dużych i małych zdjęć czy też dokumentów. Sprzęt ten ma też pojemnik na szary tusz, który świetnie nadaje się do drukowania zdjęć monochromatycznych oraz bardzo ładne podświetlenie podczas wydruku, choć oczywiście to tylko szczegół. Pozostałe rzeczy są takie same jak w przypadku modelu Epson L3156, więc mamy tu do czynienia z niskim kosztem wydruku, ekologicznym drukiem bez nagrzewania i wysoką trwałością sprzętu, którą potwierdzają 3 lata gwarancji po rejestracji na stronie producenta.
Generalnie korzystanie z obu sprzętów jest bardzo podobne. Wkładasz do drukarki papier atramentowy, za pomocą appki Epson iPrint na swoim smartfonie lub tablecie (ja wybrałem drugą opcję przez większy ekran) wybierasz zdjęcia, które mają być wydrukowane i załatwione!
Koszt takiego rozwiązania nie jest drogi, bo, pomijając cenę drukarki, Epson ma tanie tusze. Zestaw czterech buteleczek do Epsona L3156 to jakieś 130 zł i pozwala na wydrukowanie dobrych kilkuset zdjęć (dokładna liczba zależy od tego czy - upraszczając - są to zdjęcia na śniegu, czy nocne krajobrazy) w standardowym formacie 10x15 cm. Do tego dochodzi też papier, którego cena zależy od jakości wydruku. Ten od Epsona jest świetnej jakości i wybraliśmy go do najważniejszych zdjęć, a do masówki kupiliśmy najtańszy papier fotograficzny z Allegro za 13,99 zł. Jego jakość nie była tak dobra, ale uznaliśmy ją za wystarczającą. Generalnie cena wydruku zdjęć na domowej drukarce była nieco niższa niż odbijania ich w Empiku. W ten sposób wydrukowaliśmy też zdjęcia z fotobudki, które goście zabrali ze sobą, zamiast wkleić do księgi gości. Nic nam nie umknęło.
Czym warto robić zdjęcia podczas wesela?
Sam cieszę się, że podjąłem taką, a nie inną decyzję i zdecydowałem się na fotobudkę zamiast aparatów natychmiastowych. Z kolei zdjęcia ze smartfonów gości okazały się świetnym uzupełnieniem tych robionych przez profesjonalnego fotografa. Takie cyfrowe fotografie można trzymać przecież na dysku w chmurze i zawsze mieć do nich dostęp, a najlepsze z nich wywołać lub wydrukować na domowej drukarce, tak jak my zrobiliśmy.
Tekst powstał we współpracy z marką Epson.