REKLAMA

Facebook uważa, że jesteście tak naiwni, że musi oznaczać wam satyrę i ironię

Facebook uznał, że będzie częściej myślał za nas. Przy postach pisanych ironicznie oraz satyrycznie pojawi się stosowna adnotacja.

facebook fake news satyra
REKLAMA

Portal stworzony przez Marka Zuckerberga zmieni sposób prezentacji postów ze stron. Pojawią się specjalne pola z dodatkowym opisem, które będą informowały, że mamy do czynienia z oficjalnym fanpage’em danej organizacji, profilem przygotowanym przez fanów oraz stroną satyryczną. Firma nie wyjaśnia co prawda, jaki jest cel udostępniania tej funkcji, ale można rozsądnie założyć, że chodzi o walkę z dezinformacją oraz fake newsami.

REKLAMA

Aszdzienniki i The Oniony tego świata nie będą już mogły udawać stron z newsami na Facebooku.

Testy nowego rozwiązania już się rozpoczęły i na razie objęły swoim zasięgiem Stany Zjednoczone i możliwe, że niedługo nowość trafi również do nas. Przyznam też, że w pierwszej chwili mnie to zasmuciło, bo żarty, które trzeba tłumaczyć i oznaczać, często przestają bawić, ale po namyśle uznałem to za świetny krok. Fake newsy, jakie potrafi wygenerować satyra, są pożywką dla wszelkiej maści antyszczepionkowców, płaskoziemców i innych szurów, a często na podawane dalej w social media treści łapie się pół kraju.

Trochę szkoda, że sprawi to, iż odbiorcy odbierze się szansę wykrycia ironii, ale niestety widzę po sobie, jak łatwo jest pomylić dowcip z prawdziwą informacją — czasem czuję się tak, jakbyśmy codziennie mieli prima aprilis. Już od kilku lat mam spore problemy z odgadnięciem, które z krążących po sieci zrzutów ekranu z paskami TVP to fejki, a które faktycznie pokazała telewizja publiczna, jeszcze kilka lat temu informacje o tym, że ktoś przebimbał 70 mln zł na wybory, które się nie odbyły, potraktowałbym jak niezły żart.

REKLAMA

Rzeczywistość momentami przegania już satyrę.

Rozgraniczenie żartów od prawdziwych newsów to świetny pomysł — tak samo jak rozgraniczenie komunikacji oficjalnej od tej pochodzącej od skrzykujących się oddolnie entuzjastów. Jeśli z kolei uważacie, że tego typu narzędzia nie są nam potrzebne, to przypominam, że żyjemy w kraju, w którym wystarczy, że niejaki Człowiek Bóbr zmieni nazwę konta oraz zdjęcie profilowe na Twitterze i zacznie udawać jakiegoś polityka, by największe stacje telewizyjne zaczęły go cytować…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA