80-letni profesor fizyki twierdzi, że opracował silnik, który rozpędzi się do prędkości bliskiej prędkości światła. Bez paliwa
Jim Woodward, 80-letni emerytowany profesor fizyki z California State University twierdzi, że ma pomysł na to, jak szybko dotrzeć do pobliskich gwiazd.
Niewielkie kryształy wibrujące dziesiątki tysięcy razy na sekundę pod wpływem prądu elektrycznego powinny według niego załatwić sprawę.
Sondy międzyplanetarne, które w trakcie swojej misji mają wiele manewrów do wykonania muszą posiadać na pokładzie zapasy paliwa umożliwiające zmianę prędkości. Nawet nowoczesne silniki jonowe wymagają zapasów odpowiedniego paliwa na pokładzie.
To właśnie między innymi dlatego póki co nasze badania przestrzeni kosmicznej ograniczają się do Układu Słonecznego. Sonda może przyspieszać tylko tak długo, jak długo ma zapasy paliwa. To zdecydowanie za mało jeżeli chcielibyśmy się wybrać choćby do najbliższej innej gwiazdy - Proxima Centauri odległej od nas o 4,26 roku świetlnego.
Najszybsza kiedykolwiek wysłana z Ziemi sonda wciąż potrzebowałaby wielu tysięcy lat, aby tam dolecieć (mimo tego, że w najszybszym punkcie misji będzie przemieszczała się z prędkością 600 000 km/h).
Wymyślony przez Woodwarda napęd MEGA, co jest skrótem od Mach-effect gravitational assist, nie potrzebuje jednak zapasów paliwa. Według zapewnień wynalazcy jedyne czego wymaga MEGA to elektryczność, np. pochodząca z paneli słonecznych. Z założenia przyspieszenie silnika będzie powolne, ale bezustanne przez bardzo długi czas. Według Woodwarda, statek wyposażony w napęd MEGA mógłby (przy pomocy pokładowego reaktora jądrowego, który mógłby zasilać napęd elektryczny przez całe dziesięciolecia) z czasem osiągać prędkości zbliżone do prędkości światła.
Jak działa napęd MEGA?
Sposób działania napędu Mega opiera się na zasadzie Macha, według której masa ciała nie jest jego wewnętrzną cechą, ale skutkiem oddziaływania pozostałej materii we wszechświecie. Gdy zatem zmianie ulega energia obiektu, zmienia się też tkanka otaczającej go czasoprzestrzeni. Jest to dość kontrowersyjna interpretacja słynnego równania E=mc².
Napęd Woodwarda składa się ze stosu piezoelektrycznych kryształów, które wymagają kontrowersyjnej - ale według autora możliwej - fizyki do wytworzenia ciągu. Stos kryształów zawierających niewielkie ilości energii wibruje z częstotliwością dziesiątek tysięcy razy na sekundę po dostarczeniu im energii elektrycznej. Niektóre częstotliwości wibracji wzmacniają się wzajemnie i napęd stopniowo zaczyna przyspieszać.
Nie brzmi to zbyt fascynująco, ale jeżeli udałoby się ten ciąg utrzymać przez długi czas, z czasem sonda mogłaby przyspieszać tak długo, jak miałaby źródło prądu elektrycznego. Gdyby na pokładzie sondy znalazł się reaktor jądrowy, mógłby zapewnić takie źródła na całe dekady, co z kolei pozwoliłoby na osiągnięcie prędkości bliskich prędkości światła.
Co to oznacza? Jeżeli taki napęd faktycznie działa tak jak uważa Woodward, to może być pierwszym napędem umożliwiającym dotarcie z Ziemi do układu Alfa Centauri w trakcie życia jednego astronauty.
Choć to wszystko brzmi dość enigmatycznie i - co tu dużo mówić - podejrzanie, to prace nad napędem Woodward prowadzi od ponad 30 lat, a 3 lata temu uzyskał nawet finansowanie w ramach programu NASA Innovative Advanced Concepts. Dzięki dodatkowym środkom, wraz ze współpracownikami Woodward zaprojektował nawet koncepcyjny, bezzałogowy statek kosmiczny SSI Lambda, na pokładzie którego znalazło się 1500 napędów MEGA w skali.
W czerwcu natomiast, po dwudziestu latach problemów z prototypem, Woodward oraz Fearn wprowadzili pewne zmiany w konfiguracji napędu i... ten nagle wytworzył dużo większą siłę ciągu niż kiedykolwiek wcześniej. Według Woodwarda jest to niezaprzeczalny dowód na to, że jego projekt faktycznie działa. Napęd generował 100 mikroniutonów siły ciągu, podczas gdy wcześniejsze pomiary wskazywały na siłę ciągu rzędu kilku nanoniutonów.
Byliśmy wprost zszokowani tak dużym wzrostem siły ciągu. Spodziewaliśmy się odczytu na poziomie 1 do 5 mikroniutonów
- mówi Hal Fearn, bliski współpracownik Woodwarda i fizyk na California State University.
Sceptyków jednak nie brakuje
Wydaje mi się, że szansa na to, że faktycznie udało się coś takiego stworzyć ma wartość między 1/10 a 1/10 000 000 i prawdopodobnie raczej bliżej tej drugiej wartości. Pomyślmy jednak co by było, gdyby okazało się to prawdą: byłoby wspaniale. W końcu po to zajmujemy się nauką
- komentuje Mike McDonald, inżynier lotnictwa w Naval Research Lab w Maryland.
Najbliższe plany Woodwarda zakładają wysłanie urządzenia na orbitę w celu sprawdzenia jego sprawności w przestrzeni kosmicznej.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.