To najambitniejsza misja kosmiczna w historii Chin. Orbiter, lądownik i łazik właśnie ruszyły w stronę Marsa
Chiny wysłały właśnie w przestrzeń kosmiczną swoją najbardziej zaawansowaną i najambitniejszą misję. W kierunku Marsa poleciała sonda, na pokładzie której znalazł się także lądownik i łazik. Jeżeli lądowanie na Czerwonej Planecie się powiedzie, Chiny staną się drugim w historii krajem, który dostarczył łazik na powierzchnię Marsa.
Tianwen-1, bo taką nazwę nosi cała misja, składa się z orbitera, lądownika i łazika. Trio wystartowało w kierunku Marsa na szczycie najpotężniejszej chińskiej rakiety Długi Marsz 5. Podczas gdy orbiter będzie obserwował planetę z góry, lądownik i łazik wejdą w atmosferę i postarają się miękko wylądować na jej powierzchni. Zadaniem lądownika jest bezpieczne dostarczenie tam łazika.
Tianwen-1 to kolejna z coraz bardziej skomplikowanych misji kosmicznych realizowanych w ostatnim dziesięcioleciu przez Państwo Środka. W ubiegłym roku Chiny jako pierwszy kraj w historii dostarczył łazik na niewidoczną z Ziemi stronę Księżyca. Chiny intensywnie eksplorują naszego naturalnego satelitę, a pod koniec roku planują wysłanie misji, która będzie w stanie dostarczyć próbki gruntu księżycowego z powrotem na Ziemię.
Teraz, realizując pierwszą misję międzyplanetarną, Chiny rozpoczynają nowy etap swojego programu kosmicznego. Ambicje chińskich naukowców są duże i obejmują wysłanie sondy do planetoidy oraz Jowisza w latach trzydziestych.
To już drugie podejście Chin do Marsa
Warto jednak pamiętać, że w misjach marsjańskich nie ma nic łatwego, a pierwsze podejście Chin do wysłania sondy marsjańskiej zakończyło się, zanim jeszcze się na dobre rozpoczęło. W 2011 r. Chiny próbowały wysłać na Marsa sondę Yinghuo-1. Według planów miała ona niejako przy okazji zabrać się w stronę Marsa na pokładzie dużo większej rosyjskiej sondy Fobos-Grunt. Jednak obie uległy zniszczeniu już podczas startu z Ziemi na szczycie ukraińskiej rakiety.
Teraz jednak Chiny zajmują się wszystkim – samodzielnie opracowały sondę Tianwen-1 i samodzielnie wysłały ją w podróż. Jeżeli pierwszy etap misji pójdzie zgodnie z planem, Chiny dołączą do zaledwie kilku krajów, którym udało się wprowadzić sondę na orbitę wokół Marsa. Wylądowanie na powierzchni planety jest jeszcze większym wyzwaniem. Jak na razie tylko Stanom Zjednoczonym i Związkowi Radzieckiemu się to udało, a tylko te pierwsze uruchomiły tam łazik.
Tianwen-1 – plan działania
Tradycyjnie, jak to w przypadku większości chińskich misji kosmicznych, do przestrzeni publicznej przebiło się niewiele szczegółów dotyczących misji. Mimo to chińskie władze przekazały pewne informacji o ogólnej strukturze misji. Trzy elementy misji spędzą siedem miesięcy w podróży na Marsa, dokąd dotrą w lutym 2021 r. tak samo jak arabska misja Hope, która wystartowała z Ziemi 19 lipca oraz amerykański łazik Perseverance, którego start planowany jest na 30 lipca.
Gdy Tianwen-1 dotrze do Marsa, wszystkie elementy pozostaną na orbicie przez dwa-trzy miesiące, kiedy to zespół inżynierów będzie poszukiwał potencjalnych miejsc lądowania. Generalnie chińscy naukowcy planują skierować lądownik na równinę Utopia Planitia, na której w 1976 r. wylądował lądownik Viking 2. Obszar ten zlokalizowany między 20 a 30 stopniami północnej szerokości geograficznej zapewni odpowiednią ilość promieniowania słonecznego do napędzania ważącego 240 kg łazika.
Łazik będzie miał dużo roboty
Naukowcy dużo nadziei pokładają w łaziku, który będzie zajmował się mapowaniem terenu, poszukiwaniem lodu wodnego w marsjańskim gruncie czy pomiarami pogody na powierzchni Marsa. Łazik wyposażono w sześć instrumentów naukowych, wśród których znalazł się także radar, który będzie w stanie zidentyfikować różne skały, a nawet pokłady lodu wodnego pod powierzchnią. Podstawowe plany zakładają działanie łazika przez 90 marsjańskich dni.
Lądowanie na Marsie jest bardzo trudne
Aby dotrzeć na powierzchnię, łazik będzie musiał przetrwać ośmiominutową podróż przez atmosferę planety. W trakcie lotu najpierw lądownik będzie zmniejszał prędkość poprzez tarcie w atmosferze. Gdy osiągnie odpowiednio niską prędkość, uwolni spadochron, który przez 90 sekund będzie dalej zmniejszał jego prędkość. Na ostatnim etapie uruchomi silnik, który wyhamuje go tuż nad powierzchnią do zera, a następnie pozwoli miękko opaść na powierzchnię.
Na to jednak musimy poczekać do lutego 2021 r.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.