REKLAMA

Wolę wydać 120 zł za dwa DLC niż 250 zł za drugą wersję gry. Pokemon The Isle of Armor - recenzja

The Isle of Armor to pierwszy dodatek do gier Pokemon Sword oraz Pokemon Shield. Na tle poprzednich rozszerzeń gier wypada zaskakująco dobrze. Co nie znaczy, że jest wart zainwestowanych pieniędzy.

Recenzja dodatku Pokémon Sword and Shield: Isle of Armor
REKLAMA

The Isle of Armor to jedna z dwóch części kosztującego 120 zł pakietu dwóch dodatków. Oznacza to, że wykupując The Isle of Armor automatycznie otrzymacie dostęp do kolejnego rozszerzenia, The Crown Tundra, które ma zostać udostępnione graczom w listopadzie tego roku. Rzeczywista cena samego The Isle of Armor to jakieś 60 zł lub nawet mniej, bo to drugi dodatek ma być tam bardziej rozbudowanym.

REKLAMA

I to niestety czuć.

 class="wp-image-1195705"

The Isle of Armor to tytuł, który nie wnosi do gry wiele nowej zawartości. Zamiast tego naprawia część błędów obecnych w Pokemon Sword oraz Shield i dodaje jeden, stosunkowo niewielki obszar rozgrywki, którym jest tytułowa Wyspa Zbroi. Jej eksploracja zajmuje około godzinę, co dobitnie pokazuje o jak małym obszarze mówimy. Na wyspie spędzimy jednak więcej czasu, bo mamy na niej do wykonania kilka zadań, o których nie będę tu wspominał ze względu na spoilery.

Ile zajmuje czas gry? To zależy. Podstawowe zadania zajęły mi jakieś 1,5 godziny. W następnym etapie rozgrywki otrzymujemy Pokemona, którego musimy doprowadzić do wysokiego poziomu, nim będziemy mogli kontynuować rozgrywkę. Jeżeli będziecie robić to za pomocą regularnych walk, zajmie to wam wiele godzin. Sam poszedłem na skróty i postanowiłem w końcu zużyć cukierki dodające moim stworkom kolejne punkty doświadczenia, i co za tym idzie, poziomy. Wytrenowanie podopiecznego zajęło mi więc góra kilka minut. Potem następują jeszcze dwa akty rozgrywki, po 20-30 minut każdy.

Udało mi się uporać z dodatkiem w zaledwie 3 godziny.

 class="wp-image-1195702"

W mojej opinii to skandalicznie krótki czas. Oczywiście można go wydłużyć w pełni czyszcząc obszar wyspy z wielu znajdziek oraz łapiąc kolejne stworki. W dużej mierze są to znane pokemony, których z jakiegoś powodu zabrakło w podstawowych grach z serii. Ten ruch Nintendo wygląda mi na nieczystą zagrywkę, która ma przekonać do siebie fanów serii i miłośników poprzednich odsłon.

Możemy więc zobaczyć mnóstwo nowych-starych pokemonów, z których przeważająca część pochodzi z regionów Kanto oraz Alola. Jeżeli chodzi o zupełnie nowe stworki, to mamy ich zaledwie kilka. Są to dwa stworzenia legendarne powiązane z fabułą oraz odmiana Slowbro pochodząca z regionu Galar. Całą resztę mogliśmy zobaczyć i zebrać w poprzednich grach z serii. Na osłodę kilka pokemonów dostało potężne formy Gigantamax.

The Isle of Armor naprawia błędy poprzedników.

 class="wp-image-1195696"

W grach z serii Pokemon Let’s Go Pikachu oraz Eevee otrzymaliśmy możliwość podróżowania z naszym ulubionym stworkiem znajdującym się poza pokeballem. Podobna funkcja była dostępna w poprzednich tytułach z serii (pierwszy raz w Pokemon Yellow z 1998 roku), ale dopiero w trójwymiarowej grafice generowanej przez Nintendo Switch taka możliwość zabiera dodatkowego, szczególnie immersyjnego znaczenia.

GameFreak postanowił zrezygnować z kompanów w Sword i Shield, by teraz ponownie ich wdrożyć. Choć większość animacji jest zrobiona tu naprawdę porządnie, to zdarzają się błędy. Przykładowo, stalowy Meltan jest za mały i za wolny, by nadążyć za swoim trenerem. Nintendo za to puściło oczko do graczy, którzy narzekali na rozmiary wzorowanego na wielorybie Wailorda, który powinien być ogromny, a w grze był malutki. Teraz już na początku gry widać ogromnego płetwala błękitnego, którego naturalnie możemy złapać.

Nintendo w końcu wchodzi w XXI wiek.

 class="wp-image-1195693"

Najważniejsze jednak jest, że nie jesteśmy zmuszani do ponownego przechodzenia tej samej gry. Japończycy mieli tradycję wydawania dwóch podstawowych wersji gry, by po jakimś czasie wydawać jej wersję kompletną. Z tego powodu osoby, które już przeszły Pokemon Silver lub Gold, decydowały się na ponowne przeżycie tej samej przygody w Pokemon Crystal. Nintendo tym samym zarabiało dwa razy na tej samej grze.

REKLAMA

Problem pojawił się jednak, gdy poziom gier z serii Pokemon zaczął spadać. Sam przeszedłem Pokemon Sun/Moon i była to gra na tyle kiepska, że nie dałem rady ponownie przejść niemal tego samego wątku fabularnego w Pokemon Ultra Sun/Ultra Moon. Pokemon Sword i Shield też nie były na tyle ciekawe, żebym ponownie chciał przechodzić wątek główny w grze, więc zrezygnowanie z nowych wydań gry na rzecz DLC bardzo mnie cieszy.

Po prostu wolę zapłacić 120 zł za dwa dodatki niż 250 zł za kolejną wersję gry, która już stoi na mojej półce.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA