Atom nie taki straszny jak go malują. Ale też nie taki wydajny
Atom ostatnimi czasy nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Nie tylko wśród ekologów. Z raportu World Nuclear Industry Status Report (WNISR) z 2018 r. wynika, że energia atomowa staje się coraz mniej konkurencyjna – głównie pod względem kosztów. Nie można odmówić jej jednak ogromnej wydajności.
W dodatku budowa pojedynczego reaktora atomowego zajmuje (według danych World Nuclear Association) od 5 do 8,5 lat. Jeśli więc chcemy oprzeć dekarbonizację sektora energetycznego na energii atomowej, możemy być praktycznie pewni, że nie byłby to zbyt szybki proces. A według naukowców im szybciej zrezygnujemy z węgla na rzecz mniej szkodliwych sposobów produkcji energii elektrycznej, tym lepiej.
Z drugiej strony, wielu ekspertów przekonuje, że ślepe poleganie na odnawialnych źródłach energii w postaci paneli solarnych czy turbin wiatrowych jest mocno niepewnym rozwiązaniem. Szczególnie w naszej części Europy, gdzie zarówno energia słoneczna, jak i wiatrowa mogą (w dużym uproszczeniu) zostać uznane za sezonowe. Nie wspominając już o tym, że panele słoneczne oraz turbiny również nie są do końca obojętne ekologicznie.
Może więc warto pomyśleć o dywersyfikacji produkcji energii elektrycznej i oprócz stawiania nowych turbin oraz paneli fotowoltaicznych zainteresować się ponownie energią pochodzącą z atomu. Wiemy już, jak przywrócić użyteczność napromieniowanemu grafitowi. Ze składowaniem pozostałych odpadów również potrafimy sobie poradzić. Plusów jest więcej.
Energia jądrowa jest najwydajniejszym źródłem energii
Taki pogląd przedstawia m.in. Richard Rhodes, jeden z najbardziej szanowanych ekspertów zajmujących się energią jądrową, który od wielu lat obala kolejne mity na temat energii z atomu. W swojej najnowszej publikacji, która ukazała się na stronie uczelni Yale, autor przekonuje że bez udziału elektrowni atomowych, kompletne uniezależnienie się od energii węglowej jest po prostu niemożliwe. W dodatku, energia produkowana z atomu jest porównywalnie zielona do prądu wytwarzanego w elektrowniach wiatrowych, czy farmach solarnych - w trakcie jej generowania, elektrownie jądrowe nie emitują do atmosfery żadnych gazów cieplarnianych.
Kolejną zaletą atomu, prezentowaną przez Rhodesa jest wydajność. Wszystkie sposoby produkcji energii, oparte o prawdziwe zielone rozwiązania mają z tym problem. Szczególnie w naszej części Europy, w której słoneczne dni, czy odpowiednio silne wiatry nie są zjawiskami całorocznymi, przez co średnia wydajność stawianych w Polsce elektrowni wiatrowych, czy solarnych jest dość niska. Podobna sytuacja ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie elektrownie wodne pracują ze średnią wydajnością na poziomie 38,2 proc, turbiny wiatrowe - 34,5 proc, a wydajność farm solarnych wynosi zaledwie 25,1 proc. Wydajność elektrowni atomowych na tym samym obszarze wynosi z kolei 92,3 proc., co sprawia że ten rodzaj energii można określić jako o wiele bardziej stabilny.
Elektrownie atomowe wydzielają mniej promieniowania niż… elektrownie węglowe
Brzmi absurdalnie, wiem. Rhodes dysponuje jednak wiarygodnymi badaniami na ten temat. Jak to w ogóle możliwe? To całkiem proste. Węgiel spalany w elektrowniach węglowych, bardzo często zawiera domieszki takich pierwiastków jak tor, czy uran. Zgadnijcie co dzieje się z nimi w trakcie procesu spalania węgla? Wylatują radośnie przez kominy elektrowni i trafiają wprost do atmosfery w postaci mniej lub bardziej radioaktywnego pyłu. Rhodes dodaje, że przy obecnej liczbie funkcjonujących elektrowni węglowych na całym świecie, dawki emitowanego przez nich promieniowania nie powinny być bynajmniej pomijalne.
W przeciwieństwie do promieniowania emitowanego prze elektrownie jądrowe. Obecnie szacuje się, że roczna dawka promieniowania emitowana przez pojedynczą elektrownię jądrową wynosi ok. 0,001 mSv/rok. Dla porównania, średnia globalna dawka naturalna to ok. 2,4 mSv/rok, natomiast jeśli chodzi o obszar naszego kraju ta średnia wynosi 3,35 mSv/rok i jakoś sobie z tym radzimy. Nieprawdą jest również, że składowanie odpadów radioaktywnych stanowi ogromne zagrożenie.
Najlepszym dowodem tej tezy jest chociażby polskie składowisko takich odpadów, które od ponad 50 lat funkcjonuje w miejscowości Różań. Kolejne pokolenia mieszkańców Różania rodzą się zdrowe, nikt z tubylców nie protestuje też przeciwko samemu składowaniu radioaktywnych odpadów. Przy naszej obecnej wiedzy i technologii, praca na takim składowisku jest bardzo bezpieczna i całkiem nieźle dochodowa, a gmina i samo miasto Różań należą do obszarów o najniższej zachorowalności na nowotwory w Polsce.
A katastrofa w Fukushimie?
Trzęsienie ziemi i wywołane nim Tsunami doprowadziło do stopienia się rdzeni w trzech reaktorach elektrowni w Fukushimie. Władze Japońskie ewakuowały wtedy 195 tys. ludzi znajdujących się w potencjalnej strefie zagrożenia. Wszyscy zostali potem przebadani pod kątem przyjęcia nadmiernej dawki promieniowania. Wyniki tych badań zostały omówione w raporcie przygotowanym przez Atomic Energy Agency, z którego wynika, że zaledwie 10 osób przyjęło ponadprzeciętną dawkę promieniowania - wyższą niż 10 mSv/rok. Taka ekspozycja nie spowodowała jednak żadnych problemów zdrowotnych. U 98 proc. ewakuowanych ludzi, dawka promieniowania była mniejsza, niż 5 mSv/rok. Dodajmy jeszcze, że Japonia nie leży w tak spokojnym miejscu, jeśli chodzi o ruchy płyt tektonicznych, jak na przykład Polska.