Prawdopodobnie najlepszy smartfon za ok. 2000 zł. Xiaomi Mi Note 10 - recenzja
Jak zamienić antyfana Xiaomi w no, może nie fana, ale na pewno kogoś, kto rozumie, na czym ten fenomen polega? Dać mu do ręki Xiaomi Mi Note 10.
Nigdy nie ukrywałem, że do Xiaomi miłością nie pałam. Coś jednak czuję, że 2020 r. zaznaczy dla mnie ostateczną zmianę poglądów, bo to, co Chińczycy prezentują ostatnimi czasy, można umieścić tylko w kategorii „wow”.
Nadchodzący Xiaomi Mi 10 zapowiada się rozbrajająco i w końcu nie jest ordynardną kalką iPhone’a. Budżetowy Redmi Note 9 Pro Max przesunął granice tego, co nazywamy „niedrogim” smarfonem tak bardzo, że konkurencja będzie potrzebowała lat, by to nadgonić.
I w końcu jest też on. Xiaomi Mi Note 10, z którym spędziłem ostatnie tygodnie. I którego będę polecał znajomym na prawo i lewo.
Xiaomi Mi Note 10 to prawdopodobnie najlepszy telefon, jaki można kupić za 2000 zł.
W Polsce jego cena oscyluje między 2100 a 2200 zł, za wariant bez dopisku „Pro” – wyposażony w 6 GB RAM-u i 128 GB miejsca na dane.
Na Allegro czy Amazon.de kupimy go jednak bez problemu za mniej niż 2000 zł, a to czyni go więcej niż atrakcyjną propozycją, zwłaszcza gdy przyjrzeć się temu, jak wiele oferuje.
Już na papierze Xiaomi Mi Note 10 prezentuje się imponująco:
- Procesor: Qualcomm Snapdragon 730G
- RAM: 6 GB
- Pamięć wbudowana: 128 GB
- Ekran: 6,47” 2340 x 1080 px AMOLED
- Akumulator: 5260 mAh z ładowaniem 30 W
- Aparat tył: 108 + 20 + 12 + 5 + 2 Mpix
- Aparat przód: 32 Mpix
- System operacyjny: Android 9 z nakładką MIUI 11
- Wymiary: 157,8 x 74,2, x 9,67 mm
- Masa: 208 g
Sama obecność aż 5 aparatów, potężnego akumulatora i ekranu typu AMOLED stawia Xiaomi Mi Note 10 na miejscu w czołówce potencjalnych zakupów w cenie do 2000 zł. Używanie telefonu na co dzień tylko utwierdza w przekonaniu, że warto wydać na niego te pieniądze.
Ale najpierw ponarzekam.
Xiaomi Mi Note 10 kilka rzeczy robi źle.
Nie jest tak, że mamy do czynienia z telefonem bez wad. Znalazłem kilka cech, które nieco mnie uwierały w czasie testów.
Pierwsza i najbardziej irytująca to wystający moduł aparatów. Tak jak nigdy nie polecam zakupu etui, tak do tego telefonu etui jest dodatkiem obowiązkowym, inaczej telefon nigdy nie będzie leżał płasko na blacie, lecz zawsze dziwnie przechylony, chybocący się pod najlżejszym naciskiem.
Drugi brak, który mi doskwierał, to kwestia audio. Mi Note 10 nie tylko nie ma głośników stereo, ale ma też relatywnie cichy, piskliwy głośnik mono, który brzmi bardzo sucho i płasko. Do tego – choć cenię jego obecność – złącze słuchawkowe prezentuje jakość telefonu za 700 zł. Gra cicho, nieinspirująco, po prostu istnieje i tyle można o nim powiedzieć.
Trzeci problem to wibracje. Od lat nie włączyłem dzwonka w telefonie, posiłkując się wyłącznie wibracjami. Lubię tzw. „haptykę” klawiatury, czyli wibracje w czasie pisania. I niestety, w Xiaomi Mi Note 10 byłem bliski ich wyłączenia, tak nieprzyjemne jest to doznanie. Podobnie jak w testowanym kilka miesięcy temu Xiaomi Mi 9 Lite, również tutaj motorek wibracyjny zachowuje się jak wyjęty z zetafonu.
Wibracje są słabe i bardzo, bardzo nieprzyjemne. Jako że Mi Note 10 ma dość grubą bryłę, wibracja jest też dość „pusta”
Szkoda też, że Mi Note 10 nie spełnia jakiegokolwiek standardu odporności na wodę i pył. Czy zabezpieczenie telefonu przed żywiołami naprawdę jest tak drogie, że od lat producentom nie udaje się go zapewnić w tańszych modelach?
Na tym jednak koniec uwag.
Xiaomi Mi Note 10 na co dzień spisywał się po prostu rewelacyjnie.
Zacznijmy od tego, jak ten telefon czuć w dłoni. Bo na pewno nie można powiedzieć, że go nie czuć. To zaskakująco potężna, gęsta bryła. Przy masie 208 g czuć ją zarówno w dłoni, jak i w kieszeni, ale… wcale nie powiedziałbym, że to wada. Ba, dzięki zaokrąglonym pleckom ten telefon naprawdę świetnie leży w dłoni, choć szkoda, że ostro zaokrąglone są też krawędzie ekranu, co przyczynia się do częstych przypadkowych naciśnięć tego i owego.
Mi Note 10 jest znakomicie spasowany, solidny i jest bodajże najprzyjemniejszym w dotyku smartfonem Xiaomi, z jakim się do tej pory zetknąłem. Nie można też odmówić mu urody – osobiście bardziej podoba mi się czarny wariant, ale testowana przez mnie biel również nie jest pozbawiona uroku, zwłaszcza że pod wpływem światła mieni się też delikatnie innymi kolorami.
Tym niemniej, jak każdy telefon ze szklanymi, błyszczącymi pleckami, również ten bardzo szybko zbiera odciski palców. Ponownie – w przypadku Mi Note 10 etui jest więcej niż wskazane.
Nie licząc wspomnianych krawędzi, ekran również zasługuje na same pochwały. Jest po prostu śliczny, dostatecznie jasny, by odczytać go nawet w pełnym słońcu i na tyle duży, że konsumowanie na nim treści wszelakich jest wielką przyjemnością.
Wyjątkowo nie mogę też narzekać na umieszczony pod ekranem czytnik linii papilarnych, bo działa on zaskakująco dobrze. Wiadomo, nie jest to liga dedykowanych czytników na pleckach czy krawędzi smartfona, ale nie ma tu też dramatu, jak np. w Samsungu Galaxy A71.
Najbardziej jednak lubiłem ten ekran w chwilach, gdy… był wyłączony. Nie żartuję. Xiaomi robi obecnie najładniejszy, najfajniejszy tryb Always-on, jaki znajdziemy w smartfonach.
Na moim Mi Note 10 ustawiłem podgląd godziny i powiadomień wraz z piękną wizualizacją pozycji słońca na horyzoncie. Nawet jeśli kosztuje to kilka proc. energii w ciągu dnia – warto.
A skoro o energii mowa, to nikomu jej tutaj nie zabraknie. Akumulator Xiaomi Mi Note 10 imponuje nie tylko na papierze.
5260 mAh samo w sobie zwiastuje, że możemy liczyć na wiele. W moim przypadku owym „wiele” były dwa dni pracy z około 7 godzinami włączonego ekranu. Nie oszczędzałem na niczym – smartfon ustawicznie połączony był z opaską Mi Band 4, automatycznie przełączał się między Wi-Fi a LTE, regularnie służył do słuchania muzyki przez Bluetooth i jak wspomniałem wyżej, miał uruchomiony ekran AOD.
A podejrzewam, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby Mi Note 10 – wzorem każdego smartfona z Androidem – nie tracił tak wiele energii w czasie czuwania. Przez noc ten telefon potrafił zgubić nawet 10 proc. energii. A to naprawdę sporo.
Na szczęście w razie wyczerpania się akumulatora możemy go bardzo szybko naładować. Technologia Fast Charge 30 W pozwala naładować te potężne ogniwa od zera do setki w około 70 minut.
Po części za ten świetny czas pracy odpowiada też energooszczędny procesor. Snapdragon 730G nie jest demonem wydajności, ale za to odwdzięcza się niskim poborem prądu.
Nie zauważyłem jednak, by choć raz zabrakło mi mocy obliczeniowej. Snapdragon 730G nie jest może Snapdragonem 865, ale wystarczy do wszystkiego – od codziennych zadań bo granie w najpiękniejsze gry mobilne.
Momentami nieco brakowało mi RAM-u. 6 GB powinno wystarczyć większości użytkowników, ale zdarzały się sytuacje, gdy telefon nie dawał rady utrzymać w pamięci wszystkich aplikacji, jakie w danym momencie miałem otwarte. Dla osób z podobnymi wymogami jest na szczęście nieco droższa wersja Pro, z 8 GB RAM i 256 GB miejsca na dane.
Słowo uznania należy się też nakładce MIUI 11. Nie wiem, kiedy to się stało, ale MIUI zrobiło się jedną z najlepszych nakładek na Androida. To już nie jest chińskie dziwactwo, przeładowane śmieciowymi aplikacjami i toną niepotrzebnych funkcji.
To bardzo elegancka, użyteczna nakładka, dodająca niemal wyłącznie same użyteczne rzeczy (no, może oprócz aplikacji do „sprzątania” telefonu). Xiaomi nie sili się też w końcu na zastępowanie aplikacji Google’a swoimi własnymi potworkami – Telefon, Wiadomości, Zdjęcia i Kalendarz pochodzą wprost od Google’a.
To wszystko sprawiło, że codzienne korzystanie z Xiaomi Mi Note 10 było jednym z najprzyjemniejszych doświadczeń, jakie kiedykolwiek miałem z telefonem za 2000 zł.
Gdyby nie marny motorek wibracyjny i brak głośników stereo, nie czułbym wręcz, że nie mam do czynienia ze sprzętem z najwyższej półki.
Wisienką na torcie jest tu bowiem aparat, który jest… cóż. Kapitalny!
Xiaomi Mi Note 10 to prawdopodobnie najlepszy foto-smartfon za 2000 zł.
Od czego tu zacząć? Mi Note 10 był pierwszym smartfonem, który oficjalnie trafił na rynek z matrycą 108 Mpix. Niestety z piedestału błyskawicznie zrzucił go Galaxy S20 Ultra, który jednakowoż jest trzykrotnie droższy.
Xiaomi Mi Note 10 nie ma jednak trzykrotnie gorszego aparatu.
Główny sensor o rozdzielczości 108 Mpix spisuje się rozbrajająco dobrze, jak na tę półkę cenową. Oczywiście nie robimy nim zdjęć w rozdzielczości 108 Mpix przez cały czas, lecz w rozdzielczości 27 Mpix. Tym samym smartfon bierze cztery sąsiadujące ze sobą piksele i traktuje je jako jeden, co – teoretycznie – powinno przełożyć się na lepszą dynamikę i znacznie lepsze rezultaty w zdjęciach nocnych.
Jeśli ktoś sobie życzy, można oczywiście wykonać też zdjęcie w pełnej rozdzielczości. Taka opcja dostępna jest wprost w menu wyboru trybów w aplikacji, zawsze pod ręką. Czy jednak warto? To zależy.
Tak wyglądają zrobione obok siebie zdjęcia w formacie 108 i 27 Mpix:
Po przybliżeniu widać wyraźnie, że ujęcie 108 Mpix jest bardziej szczegółowe, ale… cała reszta pozostaje bez zmian. Rozpiętość tonalna, kolory – to wszystko pozostaje niezmienione, a na ekranie smartfona różnicy po prostu nie widać.
Delikatną różnicę widać za to nocą, gdzie w trybie 108 Mpix zdjęcia mają – paradoksalnie – nieco mniej szczegółów.
Tutaj zbieranie światła przez cztery sąsiadujące ze sobą piksele wychodzą smartfonowi na dobre i ujęcia 27 Mpix oferują wyższą szczegółowość od tych zrobionych z pełną rozdzielczością.
Pozostałe aparaty radzą sobie równie dobrze. Zaskakująco dobrze. Szczególnie podobają mi się efekty uzyskiwane przez 20-megapikselowy sensor z obiektywem ultrawide, ale obiektyw do zdjęć portretowych z dwukrotnym powiększeniem optycznym o rozdzielczości 12 Mpix również daje radę.
Zauważalnie słabiej wypada matryca 5 Mpix, pozwalająca uzyskać nawet 50-krotny zoom cyfrowy (10x hybrydowy), który jednak wygląda tragicznie. Za to przy 5-krotnym zoomie optycznym zdjęcia prezentują akceptowalną jakość.
Szkoda jednak, że - podobnie jak w większości smartfonów z Androidem - ujęcia z różnych obiektywów dość znacznie różnią się od siebie kolorystyką i nasyceniem barw. Inaczej jest też ustawiany balans bieli. Tyle dobrego, że tutaj zmiany nie są na tyle drastyczne, by umniejszać ogólnej jakości finalnego ujęcia.
Marnie wypada jedynie aparat makro o rozdzielczości 2 Mpix. To najsłabszy element tego zestawu i szczerze? Mi Note 10 mógłby się bez niego obyć i pewnie nikt by tego braku nie zauważył.
Świetnie za to wypada 32-megapikselowy aparat do selfie. Nie jestem wielkim fanem robienia sobie „selfiaczków”, ale czego się nie robi dla dobra decyzji zakupowych czytelników:
Zaskakująco przyzwoity jest nawet tryb portretowy. Nie do końca poradził sobie on z moją poczochraną czupryną, ale i tak prezentuje się lepiej od dowolnego smartfona na tej półce cenowej.
Mieszane uczucia mam natomiast co do trybu nocnego, który jest, ale jakby go nie było. Xiaomi w trybie nocnym nie robi tego, co np. Samsung, próbując jak najmocniej podbić jasność sceny, zachowując detale w cieniach i prześwietleniach, co często skutkuje jaśniejszym, ale mocno zaszumionym obrazkiem.
Dla porównania, tak wygląda tryb nocny w Samsungu Galaxy Note 10 Lite:
A tak w Xiaomi Mi Note 10:
Tak z kolei działa Xiaomi bez włączonego trybu nocnego:
Samsung bez dwóch zdań pokazuje na zdjęciu więcej, ale to zdjęcie z Mi Note'a 10 bliższe jest oglądanej rzeczywistości. Do tego Xiaomi bardzo ładnie opanowuje prześwietlenia, jak na telefon tej klasy. Finalny efekt bardzo mi się podoba, ale też... różnica między trybem nocnym a brakiem trybu nocnego jest tu marginalna, choć dość wyraźnie widać poprawę szczegółowości i opanowania prześwietleń.
Trzeba też mieć na względzie dwie rzeczy, które trzeba zrobić od razu po zakupie: pierwsza to wyłączenie bzdurnego znaku wodnego (no chyba, że chcecie się chwalić na każdym zdjęciu, że zrobiliście je smartfonem Xiaomi) i wyłączenie typowo chińskiego wygładzania twarzy na zdjęciach robionych przednim aparatem (no chyba, że chcecie wyglądać jak lalka).
Xiaomi Mi Note 10 wart jest każdej wydanej złotówki.
Nie powiedziałbym tego samego o wersji Pro, która kosztuje nieco zbyt wiele (~2700 zł), ale testowany przeze mnie Xiaomi Mi Note 10 definitywnie wart jest swojej ceny. W mojej opinii jest to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy telefon, jaki kupimy dziś za 2000 zł. Nie licząc może przecenionych o kilka tys. zł smartfonów LG.
Jedynym godnym rywalem Xiaomi Mi Note 10, jaki przychodzi mi do głowy, jest Oppo Reno 2, który oferuje nieco lepszą specyfikację, piękny ekran i wcale nie gorszy aparat, choć oczywiście nie z tak dużą matrycą.
Xiaomi nadal wygrywa jednak olbrzymim akumulatorem i bardzo dopracowaną nakładką systemową, nie mówiąc już o fantastycznym wsparciu marki i społeczności fanów, jakiej może Xiaomi pozazdrościć każdy producent prócz Apple’a.
Innymi słowy: jeśli szukasz smartfona w cenie około 2000 zł, nie szukaj dalej. Znalazłeś.