Nie ma nic za darmo. Darmowy antywirus Avast jest kombajnem do zbierania danych, którymi firma handluje
Ironią losu jest fakt, że oprogramowanie służące do ochrony komputera użytkownika zamieniono w maszynkę do pozyskiwania danych. Tak było z Avastem.
Doskonale pamiętam nieodległe czasy, gdy znajomi „eksperci” od bezpieczeństwa polecali Avasta. Podstawową zaletą tego oprogramowania była jego darmowość. Zasada mówiąca, że nie ma nic za darmo sprawdza się w tym przypadku niemal w 100 procentach.
Niedawno pisaliśmy o tym, że rozszerzenia Avasta (i zależnego od Avasta AVG) zniknęły z Chrome Web Store. Google sprawdził informacje dostarczone przez twórcę Adblocka Plus i doszedł do wniosku, że doszło do nadużycia zaufania użytkowników. Avast zbierał szczegółowe dane na temat witryn, które odwiedziliśmy i wysyłał je na swoje serwery.
Firma tłumaczyła wówczas, że dane są w pełni zanonimizowane i „nie można ich wykorzystać do osobistej identyfikacji oraz namierzania użytkownika”.
Avast sprzedawał dane użytkowników.
Dziennikarze PCMag i Motherboard ujawnili, że Avast uczynił ze sprzedaży danych model biznesowy. Spółka córka firmy o nazwie Jumpshot, oferowała klientom dostęp do danych pochodzących ze 100 mln urządzeń: smartfonów i pecetów.
Klienci Jumpshot zyskiwali dostęp do aktywności użytkowników, a więc do ich wyszukiwań w Google czy Amazonie. Produkt o nazwie All Click Feeds oferowany przez firmę zbierał informację o słowach kluczowych wpisywanych przez użytkownika w wyszukiwarce oraz klikniętych linkach. Inny pozwalał śledzić jakie filmy ogląda internauta na YouTube, Facebooku i Instagramie.
Te rzekomo zanonimizowane dane na pierwszy rzut oka mogły zostać uznane za takowe, gdyby nie fakt, że były przypisywane do identyfikatora użytkownika i „zawierały sygnaturę czasową, trwałe trwałe identyfikatory urządzeń oraz zebrane adresy URL” - podaje PCMag.
Przedstawiciele Avasta pytani o sprawę wyjaśnili jedynie, że nie zbierają już danych za pośrednictwem rozszerzeń przeglądarki. Ta deklaracja nie dotyczy jednak sztandarowych produktów firmy, czyli antywirusów Avast i AVG.
Dane zbiera moduł Web Shield. Problem polega na tym, że jednocześnie służy do skanowania stron pod kątem złośliwego oprogramowania.
Czy powinienem odinstalowywać Avasta?
Zanim wpadniemy w panikę warto uświadomić sobie kilka rzeczy. Po pierwsze (i najważniejsze), nie jest tak, że pozyskane z naszego komputera dane mogą zostać w prosty sposób połączone z konkretnymi osobami. Byłoby to bardzo trudne (choć nie jest niemożliwe).
Po drugie, powinniśmy pamiętać, że korzystając darmowych usług: Google’a, Facebooka itp. również „karmimy” bazy danych. To, co odróżnia Avasta od wyżej wymienionych usług można sprowadzić do nadużycia zaufania. Oto bowiem oferowane przez Avasta narzędzia miały chronić użytkowników, tymczasem stały się kombajnami do zbierania danych.
Czy odinstalować Avasta? Odpowiedź na to pytanie nie istnieje w oderwaniu od jego skuteczności. Sam wybierałem płatne rozwiązania, a tym którzy woleli darmową ochronę polecałem bardziej Windows Defender (obecnie Zabezpieczenia Windows), czyli wbudowane funkcje antywirusowe w Windowsie 10, niż bezpłatne antywirusy. Dlaczego? Wychodziłem z założenia, że darmowe oprogramowanie antywirusowe firm trzecich daje raczej iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem, jak przypomina nasz redakcyjny ekspert od Microsoftu, Maciek Gajewski, rozwiązania antywirusowe firmy znajdują się na szczycie rankingów skuteczności.