REKLAMA

Mariusz Max Kolonko mianował się generałem i przegrał bitwę z samym sobą. Przykro na to patrzeć

Kilka lat temu polecałem wam na łamach Spider's Web nowy kanał youtube'owy Mariusza Maksa Kolonko. Że dziennikarz znany z telewizji próbuje swoich sił w internecie. Że przyjemnie się tego słucha. Że ciekawy punkt widzenia. Niestety dziś muszę posprzątać, co nabałaganiłem i po raz ostatni powiem w tej sprawie jak jest.

Mariusz Max Kolonko mianował się generałem i przegrał bitwę ze sobą
REKLAMA

Moja przygoda z Mariuszem Max Kolonko zaczęła się - jak u większości z nas - w 2001 roku, kiedy na ekranach telewizorów pojawił się jegomość bardziej amerykański od George'a W. Busha i Chucka Norrisa razem wziętych. Nikt jednak przesadnie nie zwracał uwagi na Maksa, gdy w jego tle najpierw paliły, a potem waliły się dwie wieże.

REKLAMA

Przez kolejne tygodnie niestrudzony relacjonował nam co też mu się przydarzyło rano, gdy spacerował Milwaukee Avenue w Chicago. Wszyscy podziwiali to dziennikarstwo z wielkiego świata, już z ewidentnymi naleciałościami w akcencie, podczas gdy my mogliśmy sobie co najwyżej przełączyć Wiadomości na Panoramę.

A potem pan Kolonko zniknął z TVP. I żalił się Kubie Wojewódzkiemu, że na Woronicza bardzo go nie lubiła pani - bodajże - Warakomska. Wtedy uwierzyłem w relację ofiary, dzisiaj patrzę na tę sprawę z nieco innej perspektywy. Niewykluczone, że ze strony pani Doroty był to tak zwany rak wczesnego rozpoznania. Jak Albus Dumbledore zobaczyła w tym młodzieńcu z nienagannie ułożonym haircut prawdziwą twarz Lorda Voldemorta.

A jaka ona jest? Dziennikarz podbił YouTube'a w czasach, gdy ten był jeszcze troszkę dzikim zachodem. Takim już z zalążkami cywilizacji na horyzoncie, trochę jak w grach z serii Red Dead Redemption, ale nadal wielkim wydarzeniem było, gdy tradycyjne media uznawały bytność YouTube'a, a jak już ktoś znany z mainstreamu się tam nagle pojawił... To było wydarzeniem samym w sobie. A mimo to wcale nie chcieli się pojawiać, choć dzisiaj na przykład Wujek Czarek dobrze sobie tam radzi robiąc już czwartą rundkę w opowiadaniu tych samych anegdotek z Killera.

Ale oczywiście nie tylko to. Mariusz Max Kolonko czarował charyzmą, czarował profesjonalizmem dziennikarskim, czarował rzetelnym omówieniem tematu, czarował opiniami, ale wydzielonymi od faktów. Jeśli nie wiecie o co chodzi, to Danuta Hołecka tego wam nie wytłumaczy. To były naprawdę dobre materiały, które podbiły serca internautów. Przymykaliśmy oko, że Max TV nadaje z pomieszczenia złośliwie nazywanego przez internautów schowkiem na miotły.

Staraliśmy się ignorować fakt, że dziennikarz rysujący obraz siebie jako człowieka sukcesu, ma na sobie garnitury, które pamiętały, gdy nad Nowym Jorkiem wznosiły się dwie wieże World Trade Center, Sunset Suits kolekcja lato/jesień 2000. Jednak już w okolicy 2014 roku zaczęło się tam dziać coś dziwnego. Zachłyśnięty własnym sukcesem Kolonko odpływał - pal licho, że merytorycznie, radykalizując się w poglądach i coraz bardziej angażując w polską politykę. Problemem była jednak forma. Teatralne śmiechy, bełkotliwe wypowiedzi. Wtedy jeszcze uważałem, że to syndrom „sodówki”. Niektórym ludziom wiele nie potrzeba, by sodówka łatwo uderzyła do głowy. Dziś jednak nie mam pewności, czy problem nie był poważniejszy.

Moim zdaniem Kolonko grał na zostanie szefem TVP po 2015 roku. Powiem więcej, ja nawet uważam, ze ówczesny Kolonko zrobiłby PiS-owi naprawdę dobrą i sensowną wersję Fox News. To jednak nie był ten poziom. Kurscy i Rachonie się nawet Jankesom nie śnili, a nad Kolonko górę wzięło rozgoryczenie.

Jakże proroczo zatem w 2013 roku nakreśliłem dalsze losy pana Kolonko, choć niestety myląc się w kluczowych aspektach.

Dobrze czytam rynek medialny, ale psychologiem niestety nie jestem.

Popularny dziennikarz jest reprezentantem ideologii głównego nurtu amerykańskich republikanów, który w Polsce często znajduje przełożenie na doktrynę konserwatywnego liberalizmu. Myślę, że w czasach, gdy idee te zawładnął Janusz Korwin-Mikke, a pośrednio uzurpuje sobie także Wojciech Cejrowski, młodym, polskim internautom należał się choć jeden w pełni stabilny psychicznie autorytet. I w mojej opinii kimś takim ma prawo zostać właśnie Kolonko. Być może, choć tutaj już trochę marzę, a trochę fantazjuję, ma szanse z tego wyrosnąć jakiś wreszcie poważny byt polityczny, który ma nad Wisłą wielu sympatyków, ale wciąż brak mu kompetentnych (nie stukniętych?) reżyserów. Mielibyśmy wtedy tutaj niezły Texas, ale ja bym się nie złościł.

Kolonko rzeczywiście wszedł z impetem w konserwatywny elektorat, a nawet faktycznie narodził się z tego ruch polityczny.

Problemem Rewolucji Maksa Kolonko stał się fakt, że Korwin-Mikke na jego tle wypada na całkiem poważnego i stabilnego emocjonalnie polityka.

Zaś Wojciech Cejrowski jawi się jako dobrze ubrany mąż stanu.

W ostatnich dniach wyciekły do sieci nagrania rozmów telefonicznych, w których Mariusz Max Kolonko pięknym, polskim akcentem (czyli ten amerykański akcent rodem z Kentucky to była tylko poza), z dźwięcznym „r” w narodowym słowie „ku*wa” rzucał groźbami karalnymi z częstotliwością Kałasznikowa.

Trudno przy tym powiedzieć kogo obrażał bardziej - rodaków, bo z wypowiedzi wybrzmiewała pogarda do tego co polskie (polecam tekst: to jest takie polskie), członków własnego, groteskowego ruchu czy „kurwinistów”, jak zwykł mawiać o sympatykach Janusza Korwina-Mikke. Mariusz Max Kolonko stanął na czele licealnego batalionu kuców, którzy tłukli się w sieci z kucami Korwina, jednak robił to w stylu, na który nie polecieliby nawet gimnazjaliści. Kolega z boiska, który zjadał dżdżownice to wprawdzie zawsze była atrakcja, ale nigdy przywódca stada.

Określenia „batalion” używam nieprzypadkowo, ponieważ wódz i lider ruchu politycznego Max Kolonko taką właśnie nomenklaturę wprowadził w swoim ruchu/partii, który ostatecznie nie uzbierał podpisów i nie wystartuje w wyborach. Do podwładnych kuców zwracał się przez Facebooka, stanowczość podkreślał zwrotami „to jest rozkaz” oraz „wykonać”, a w rozmowie telefonicznej bulwersował się, że „pan z Batalionu Podkarpacie” wie o jego ustaleniach z panem Arkiem.

Ruch Maksa Kolonko bez Maksa Kolonko.

Kiedy już wszystko się wysypało, zwątpili rewolucjoniści, pojawiły się niezapłacone faktury, wycieki w mediach społecznościowych itd., zrozpaczony Max Kolonko wystąpił z ruchu Maksa Kolonko, który teraz jest „Ruchem Maksa Kolonko bez Maksa Kolonko”. Czy jakoś tak. W każdym razie: Psikuta.

REKLAMA

Po wszystkim nagrał bardzo emocjonalny film na YouTube i to jest film z gatunku tych, po których odchodzisz z show-biznesu. Jak ostatni Rambo. Jest wszystko: kurwiniści, konfedjeracja, słyszenie głosów, teatralne śmiechy, Żyd Cukierberg i inni niewymienieni z imienia i nazwiska Żydzi. Po takich filmach krytycy mówią, że reżyser za bardzo chciał. Że przesadził. Gdyby Max Kolonko był kompozytorem pod koniec XVIII wieku, wiedeńscy filharmoniści powiedzieli by mu, że jego muzyka ma za dużo nut.

I dziś, po tym wszystkim, nie jest ani politykiem, ani cenionym dziennikarzem, ani charyzmatycznym vlogerem, tylko panem ze schowka na miotły, który zraził do siebie wszystkich i raczej już o nim nie usłyszymy. A przynajmniej o to pozostaje nam się modlić, bo kierunek, w którym podążają filmy od ostatnich kilku lat budzi mój uzasadniony niepokój odnośnie tego dokąd zmierza Rewolucja.
Collapse

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA