Alergicy, bracia i siostry w cieknącym nosie i czerwonych oczach, czy aplikacje dla alergików mają sens?
Trudno żyć w kraju kwitnącej lipy. Oczy zaczerwienione, skóra swędzi, a w nosie panta rei. Aplikacje dla alergików mają teoretycznie pomóc przetrwać w zapyłkowanej rzeczywistości i uczynić nasze życie znośniejszym. Tylko czy są w stanie same spełnić własne obietnice?
Wiosna, wiosna, wiosna, ech to ty, chcę ponuro zaśpiewać, kończąc dziesiątą tego dnia paczkę chusteczek i wycierając po raz niezliczony zaczerwieniony i obolały nos. Wiem, że nie jestem sama, ale niezbyt to pokrzepiająca wiadomość. Na alergię już teraz cierpi około 30 do 40 proc. osób na całym świecie, a ma być tylko gorzej. Liczba zachorowań rośnie z roku na rok, jak wskazują badania z 2011 r., w krajach Europy Środkowo-Wschodniej rośnie najszybciej.
Jest więc źle, a będzie jeszcze gorzej, a żyć jakoś trzeba i to najlepiej nie spędzając całego okresu pyleń w zamknięciu chłodnych czterech ścian piwnicy. Pomoc, w uczynieniu naszego życia nieco znośniejszym, obiecują aplikacje dla alergików. Tylko, czy one w ogóle mają sens?
Aplikacje dla alergików
W języku polskim dostępne w Sklepie Google są obecnie dwie aplikacje Apsik! i Prognoza Pylenia stworzona przez dużego niemieckiego producenta leków.
Od lat aplikacje dla alergików działają na podobnych zasadach. Ich sercem jest kalendarz pyleń, który informuje o tym, jakie narzędzia tortur latają obecnie nad danym obszarem i czy ich stężenie w najbliższych dnia wzrośnie, spadnie, czy się utrzyma. Ponieważ najlepszą metodą walki z alergią jest unikanie alergenów, takie informacje mają teoretycznie kluczowe znaczenie dla alergików. W aplikacjach możemy zaznaczyć, na co jesteśmy uczuleni, i włączyć opcję powiadomień, które ostrzegą przed zbliżającą się apokalipsą i pozwolą zawczasu zaopatrzyć się w odpowiednie leki oraz zamówić wywrotkę pełną chusteczek.
Obie aplikacje najpierw proszą nas o założenie profilu, w którym określimy, które alergeny nas uczulają i w którym regionie aktualnie przebywamy. Dzięki temu dopasowują informacje o alergenach do naszych potrzeb. Co więcej, jeśli stężenie, któregoś z nich jest duże, Apsik! zaproponuje nam znalezienie gabinetu alergologicznego w naszej okolicy.
Poza kalendarzami i informacją o stężeniu pyłków aplikacje też oferują dzienniczki. Mają one pomóc w skrupulatnym monitorowaniu objawów wywoływanych przez alergię. Można w nich określić, jak bardzo nieznośny był dla nas konkretny dzień. Jeśli cenimy sobie szybkość i prostotę, bardziej będzie nam odpowiadała Prognoza Pylenia. W niej jednym suwakiem zaznaczamy swoje samopoczucie. Apsik! rozbija objawy na takie jak zatkany nos, kichanie, czy objawy oczne. Możemy tak też zaznaczyć, czy danego dnia przyjęliśmy leki przeciwalergicznie, a jeśli tak, to po jakim czasie od ich zażycia objawy ustąpiły. Regularne zbieranie informacji ma pomóc nam dopasować leczenie. Nie tylko sami będziemy wiedzieć, które alergie się u nas nasilają, a które maleją, ale będziemy mogli się tą wiedzą podzielić z alergologiem, który odpowiednio skoryguje dobór terapii.
Obie aplikacje są dość intuicyjne w obsłudze, choć według mnie Apsik! jest nieco bardziej przejrzysta.
Smartfon nas z alergii nie wyleczy, ale może pomóc przygotować się na atak tych nieznośnych pyłków.
W moim życiu alergika słynne najokrutniejszy kwiecień nabiera bardziej dosłownego znaczenia. To wtedy zaczynam siedzieć jak na szpilkach i rzucać roślinom podejrzliwe spojrzenia. Nie znam alergika, który zapomniałby o tym, że zaczął się okres pylenia jego roślin, więc po co komu do tego apka?
Bo leki warto zacząć brać wcześniej, a najlepiej iść przed pyleniem do lekarza i opracować z nim plan działania. Aplikacje nie sprawią, że alergia zniknie, ale mogą pomóc na coroczną ofensywę alergenów lepiej się przygotować. Choć alergicy z wieloletnim stażem wiedzą, mniej więcej, kiedy zacząć robić zapasy chusteczek, kropli do oczu i leków, to pyłek jest pogrzebany w tym niezbyt precyzyjnym mniej więcej. To, że w 2018 r. nos próbował doprowadzić mnie do szaleństwa już 10 kwietnia, nie znaczy, że będzie tak i w 2019 r. Rośliny nie zawsze chcą się sztywno trzymać ludzkiego kalendarza.
Z tej perspektywy kalendarz pyleń może się przydać do bardziej precyzyjnego określania, kiedy iść do lekarza, kiedy zacząć brać leki, a kiedy je odstawić. Zamiast oczekiwać, że trawy pojawią się tak gdzieś po maturach albo przed wakacjami szkolnymi, możemy (nie)spokojnie czekać, aż aplikacja poinformuje nas o zbliżającym się koszmarze. Jasne, w internecie jest cała masa kalendarzy pyleń, ale w tym wypadku aplikacja może być dobrą alternatywą dla tego niezbyt wygodnego rozwiązania.
Czy opłaca się instalować aplikację, żeby wiedzieć, kiedy jest początek, a kiedy koniec alergii? To zależy od tego, co was uczula i czy jesteście pod opieką alergologa, czy łykacie leki z apteki na chybił trafił. Jeśli jesteście pod opieką lekarza, to informacja o tym, jak reagujecie na pyłki i na leczenie, może pomóc lepiej dobrać leki. Warto wtedy poświęcić te pół minuty dziennie, żeby wypełnić dzienniczek pylenia i zaprezentować go potem alergologowi.
W moim wypadku apokalipsa pyłkowa już się rozpoczęła i będzie trwała całe lato. Informacja o stężeniu pyłków niewiele w moim życiu zmieni. Opcje przeciwdziałania alergii są ograniczone — częstsze sprzątanie, korzystanie z oczyszczaczy powietrza, branie leków przeciwhistaminowymi i wychodzenie na spacer z psem po deszczu lub pod wieczór. Pies nie dał się przekonać, żeby siusiać tylko w dni o mniejszym stężeniu pyłków.
PS W komentarzach pod jedną z aplikacji w Google Play zauważyłam, że ludzie domagali się uwzględnienia kalendarza pyleń dla... kurzu. Muszę zmartwić uczulonych na kurz - żadna aplikacja nie oferuje stosownego kalendarza pyleń. Trochę lipa.