Za kilka dni taksówkarze zablokują Warszawę. Są firmy, które już się z tego cieszą
Wydawałoby się, że strajk to jeden z najgłupszych pomysłów na forsowanie swoich racji. Szczególnie taki, którego efektem jest zablokowanie całego centrum miasta i wściekłość tysięcy osób grzęznących w samochodach, autobusach i tramwajach. Taksówkarze próbują jednak do skutku. I być może niedługo naprawdę uda im się zniechęcić do siebie większość klientów.
W jaki sposób Uber zdobył popularność w Londynie? Ano w taki, że przeciwko aplikacji na ulice wyjechali taksówkarze i zablokowali główne ulice. Do tamtego momentu wielu pasażerów nawet nie wiedziało o istnieniu platformy. Rozreklamowali ją jej najwięksi przeciwnicy.
To był rok 2014, Uber jako marka tak naprawdę dopiero raczkował. Aż dziw jednak bierze, że taksówkarze do tej pory nie wyciągnęli z tego wniosków. Od tamtej pory kolejne protesty miały przecież miejsce, poza samym Londynem, również w innych stolicach Europy Zachodniej.
Taką krótkowzrocznością wykazują się też nasi taksówkarze. 8 kwietnia szykują najazd na Warszawę i zapowiadają największy protest w historii. Motorem napędowym akcji jest Ele Taxi, ale w stolicy pojawią się też kierowcy m.in. z Krakowa, Trójmiasta i ze Śląska.
Obstawiam, że sukces frekwencyjny tego wydarzenia będzie jednocześnie gwoździem do trumny dla całej branży.
Bo tak, jak przy okazji blokowania dróg w Londynie, tak i w Warszawie klienci dowiadują się dzięki manifestacji o tym, że stolica oferuje coraz więcej alternatywnych sposobów przemieszczania się po mieście.
Przykłady Ubera i Bolta są już nieco oklepane. W przypadku poprzednich manifestacji aplikacje dawały zniżki klientom, i w czasie, gdy kierowcy korporacji taxi spalali paliwo korkując ulice, zbierały benefity za zachowanie zimnej krwi. Tym razem nie reklamują się jednak z dodatkowymi rabatami. Być może nie muszą. Są już na tyle rozpoznawalne, że klienci sami będą wiedzieli, co zrobić, gdy klasyczne taksówki zrezygnują z obsługiwania pasażerów.
Analogicznie sytuacja wygląda w przypadku MyTaxi i iTaxi. Obie aplikacje zatrudniają wprawdzie taksówkarzy, z ich badań wynika jednak, że 40 proc. z nich tego strajku nie popiera. A sami pośrednicy również odcinają się od blokowania dróg jako formy protestu.
MyTaxi postanowiło przy okazji podpromować nową usługę. Od niedawna ma w swojej ofercie hulajnogi elektryczne pod marką Hive. 8 kwietnia będziemy je mogli przetestować za darmo przez pierwszych 20 minut.
W naszej ocenie przekonywanie o problemach branży powinno się odbywać w sposób konstruktywny. Uświadamiamy naszych kierowców, że radykalny krok, jaki jest strajk z blokowaniem Warszawy nie przyniesie zamierzonego efektu, jeśli chodzi o wpływ na rządzących, a jedynie zrazi mieszkańców miasta do naszej branży po raz kolejny – komentuje Krzysztof Urban, dyrektor zarządzający MyTaxi.
Czy to rzeczywista alternatywa? Biorąc pod uwagę, jak długi sznur pieszych ciągnących wzdłuż jednej z głównych ulic Warszawy widziałem podczas ostatniego strajku AgroUnii, ta koncepcja może mieć sens. Wiele osób podjeżdża przecież autobusem lub tramwajem do centrum i utyka na 2-3 km przed miejscem docelowym. A wtedy hulajnoga będzie jak znalazł. Trudno wyobrazić sobie lepszą reklamę.
Protest spadł też z nieba innogy. Dostawca prądu wraz z bankiem ING uruchomił właśnie wypożyczalnię elektrycznych BMW i3. Wyliczenia, takie jak te zrobione przez Maciej Samcika na blogu „Subiektywnie o finansach”, pokazują, że przejechanie takim pojazdem 10 km nie musi być droższe od wzięcia taksówki. A dodatkowo możemy nim zgodnie z prawem pomykać po buspasach, co w dniu komunikacyjnego paraliżu może okazać się bezcenne.
Trudno wyobrazić sobie też, że taksówkarze dadzą radę odwrócić bieg prac nad nową ustawą transportową.
Ostatnia wersja jest bardzo liberalna i szeroko otwiera drogę do przewożenia osób, likwidując np. egzaminy z topografii miasta. Część mediów i tak ogłosiła już, że to „bat na Ubera”, ale prawda jest taka, że szef Bolta (który działa przecież na podobnej zasadzie), Alex Kartsel, bardzo sobie nowe propozycje chwali.
Wydaje się więc, że wynik konfrontacji po 8 kwietnia będzie wynosił 5:1. MyTaxi, iTaxi, Bolt, Uber i innogy będą otwierać szampana, a taksówkarzom przyjdzie powoli pakować manatki. Ale tak to jest, gdy próbuje się odgórnie konserwować status quo zamiast podążać za innowacjami (a aplikacje jako takie przecież nimi są). Wyżej w ostatnich latach przegrał chyba tylko polski rząd próbując zablokować Donalda Tuska na II kadencję szefa Rady Europejskiej. Ale chyba nie o taką rywalizację taksówkarzom chodziło.