Polskie morze zaroi się od wiatraków. Rząd chce się przeprosić z odnawialnymi źródłami energii
Poznaliśmy zalążek polskiej polityki offshore. Najpierw mają nastąpić konieczne zmiany w prawie. Pierwsze farmy wiatrowe na polskim morzu powstaną nie wcześniej niż w 2025 r.
Ochrona środowiska i ziemskiego klimatu wreszcie przestaje być jedynie tematem mniej lub bardziej naukowych dyskusji. Bicie na alarm przynosi skutek i zaczynamy do tych tematów podchodzić z należytą powagą. Przykładem jest chociażby Unia Europejska, która w dbałości o realizację Porozumień Paryskich ogłosiła neutralność względem gazów cieplarnianych do 2050 r.
Nasz kraj w tej klimatycznej ofensywie nie do końca chce brać udział. Od 2014 r. Polska emituje coraz więcej gazów cieplarnianych. Rządzący jak mantrę powtarzają zaś, że węgiel zostanie z nami na lata. Alternatywa? W minionym roku udział w produkcji energii elektrycznej z OZE spadł do 12,7 proc. wobec 14,1 proc. w 2017 r.
Zaczynamy kreować politykę offshore.
Wybory do Parlamentu Europejskiego za pasem. Dobrze więc przy tej okazji pokazać, że europejskie tendencje w żaden sposób nie są nam obce. Przeciwnie, chętnie podążamy brukselskim tropem. To, jak rozumiem, chciał przekazać wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski na spotkaniu z dziennikarzami.
Oprócz danych ze spółek węglowych mogliśmy poznać zamiary względem OZE oraz rodzimej polityki offshore (morskiej energetyki wiatrowej). Zgodnie z nią pierwsze farmy wiatrowe miałyby powstać w 2025 r.
Żeby móc się cieszyć z farm wiatrowych na Bałtyku za 6 czy 8 lat, rząd musi wcześniej podjąć szereg niezbędnych działań. Na te pierwsze przyjdzie czas już za chwilę. Przygotowano specjalny projekt regulacyjny na drugie półrocze 2019. r.
Składają się na niego nowe rozwiązania systemowe z obszaru funkcjonowania OZE na Bałtyku. Do tego dochodzą ustawowe gwarancje rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. I jeszcze jedno - przy okazji rozwój innowacji i udziału przemysłu lokalnego. Bo polska polityka offshore powinna być jak najbardziej polska i do współpracy w tej mierze powinniśmy zapraszać jak najwięcej rodzimych firm.
Miliardy złotych na farmy wiatrowe.
Zmiana prawa to jedno. Ale tworzenie efektywnej morskiej energetyki wiatrowej wiąże się z koniecznością zbudowania systemu serwisowego oraz systemu kontroli i nadzoru technicznego. Pieniędzy ma nie zabraknąć. W ciągu najbliższych 20 lat polskie inwestycje w energetykę wiatrową na morzu mogą sięgnąć nawet 140 mld zł.
Od zera, czyli gonimy resztę.
Na razie ilość megawatów pochodzących z polskiej morskiej elektryki wiatrowej wynosi zero. Z badań przeprowadzonych na koniec 2017 wynika, że tym samym najwięcej brakuje nam do wiatrowego światowego lidera - Wielkiej Brytanii, która wtedy mogła się poszczycić aż 6836 MW z wiatraków na morzu. Na drugim miejscu plasują się Niemcy (6355 MW), a na trzecim Chiny (2788 MW). Stawkę zamyka Francja i Norwegia (po 2 MW) oraz Hiszpania (5 MW).
Wiceminister Tobiszowski stwierdził, że do 2040 r. Polska chce poczynić między 9 a 10 GW inwestycji w energetykę wiatrową na morzu. Jest więc spora szansa, że w zestawieniu dotyczącym energii wiatrowej z morza za ponad 20 lat nie będziemy już na szarym końcu.
OZE ma osiągnąć 15 procent.
Zgodnie z dyrektywą w sprawie odnawialnych źródeł energii z 2009 r., Polska zobowiązała się do 15-procentowego udziału energii ze źródeł odnawialnych w końcowym zużyciu energii brutto do 2020 r. Wg niektórych ekspertów ten limit jest już w tym czasie niemożliwy do osiągnięcia. Pesymiści mówią 10 proc. a optymiści o 13,8 proc. udziału OZE za rok.
Tymczasem wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski przekonywał, że jeszcze nic nie jest przesądzone. W tym roku mają być uchwalone dwie ustawy. Jedna ma pomóc z osiągnięciu poziomu 15 procent, a druga umożliwić aukcje OZE jeszcze w tym roku.
Łapanie dwóch srok za ogon.
Wszelkim inicjatywom mającym na celu dywersyfikację energetyczną należy z pewnością przyklasnąć. Ale też Polska tak w tym, jak i w ogóle w ożywaniu odnawialnych źródeł energii ma sporo do nadrabiania. Tyle, że to wymaga jednoznacznej strategii i żelaznej konsekwencji.
Tymczasem nasz kraj zachowuje się jakby za wszelką cenę chciał złapać dwie sroki za ogon. Z jednej strony, wbrew całemu światu, tupie mocno nogą i obiecuje, że węgla nie ma zamiaru wcale porzucać. Z drugiej kreśli plany związane z OZE i farmami wiatrowymi na Bałtyku. Ale na dłuższą metę przebywanie w tych dwóch światach jednocześnie nie ma szans powodzenie. Trzeba wybrać. Oby dobrze i w miarę szybko.