Świetny, ale nie najlepszy. Dell XPS 13 9380 - recenzja
Dell XPS 13 zrobił na mnie fatalne pierwsze wrażenie. Ale następnego dnia było lepiej. Kolejnego jeszcze lepiej. Po dwóch tygodniach zaś szkoda było mi zapakować go do pudełka.
Powiem otwarcie – wbrew temu, co twierdzi wielu recenzentów i użytkowników, nie mogę powiedzieć, by Dell XPS 13 był najlepszym laptopem z Windowsem, a już na pewno nie najlepszym laptopem w ogóle. Powiem wręcz, że bardzo daleko mu do tego tytułu.
Nie ma to jednak większego znaczenia. Bo czasem nie trzeba być najlepszym, by być świetnym i doskonale wykonywać swoją pracę.
Początki z Dellem XPS 13 9380 nie były różowe i nadal uważam, że Dell powinien drastycznie zrewidować swoją politykę śmieciowego oprogramowania oraz sposobu, w jaki dostarcza sprzęt do klienta. Kiedy jednak laptop jest już wyjęty z pudełka, a wszystkie zbędne śmieci software’owe usuniemy z systemu, zostajemy z fantastycznym wołem roboczym, którego z przyjemnością używałbym do codziennej pracy.
Trzy rzeczy, przez które będę tęsknił za laptopem Dell XPS 13
Po pierwsze – gabaryty
XPS 13 od zawsze wyróżniał się tym, że w obudowie de facto 11-calowej maszyny mieścił 13-calowy wyświetlacz, okolony cieniutkimi ramkami. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego wcielenia popularnego laptopa. Przy rozmiarach 302 x 199 x 7,8-11,6 mm i masie 1,28 kg ten komputer jest niebywale mobilny. Gdy położyć go na stole, zajmuje tyle samo miejsca co Surface Pro 6, który jest przecież ultra-mobilnym tabletem.
To wszystko sprawia, że codzienne noszenie Della XPS 13 nie przyprawi nas o garba, a rozłożyć można go nawet na wąskim stoliku w pociągu czy samolocie.
Po drugie – ekran
Jestem wielkim fanem paneli o proporcjach 3:2, ale do dotykowego panelu 16:9 w XPS 13 nie potrafię mieć większych zastrzeżeń. Ma on 13,3” przekątnej i rozdzielczość 3840 x 2160 (dostępna jest też niedotykowa wersja Full HD), do tego pokrywa 100 proc. przestrzeni barw sRGB, z dokładnością godną profesjonalnych monitorów graficznych.
Może szkoda nieco, że nie pokrywa 100 proc. przestrzeni Adobe RGB (jak większy Dell XPS 15), ale to niewielka wada. Poza tym nie sposób się przyczepić – wycieku światła na krawędziach praktycznie nie ma, kąty widzenia są doskonałe, a odblaski zredukowane do minimum.
Cieszy też fakt, że w modelu 9380 kamerka w końcu powędrowała spod ekranu nad wyświetlacz. Jej jakość nadal jest mizerna, ale przynajmniej nie zagląda nam w dziurki od nosa w czasie wideorozmowy…
Po trzecie – stosunek mocy do mobilności
Testowany egzemplarz wyposażony był w czterordzeniowy procesor Intel Core i7-8565U z grafiką Intel UHD 620, wspierany przez 16 GB RAM-u i 512 GB pamięci na dane. I przez dwa tygodnie testów jedynym, czego nie mogłem na nim robić, był montaż wideo w 4K w Adobe Premiere bez uprzedniego generowania proxy.
Oprócz tego XPS 13 wywiązywał się znakomicie z wszelkich zadań biurowych, pracy w przeglądarce internetowej, a także obróbce RAW-ów w Lightroomie i Photoshopie.
Podczas intensywnej pracy nie nagrzewał się też przesadnie, a co ważniejsze, zaskakująco długo wytrzymywał z dala od gniazdka. Gdy praca ograniczała się do pisania i słuchania muzyki w tle, z okazjonalnym zaglądaniem do przeglądarki Google Chrome, bez trudu wyciskałem z Della XPS 13 8-9 godzin bez ładowania.
Wyjątkiem jest oglądanie wideo – nie wiem, dlaczego Netflix zużywa tak kosmiczne ilości energii, ale faktem jest, że na jednym ładowaniu średnio udawało mi się obejrzeć góra trzy odcinki Suitsów. Harvey Specter nie pochwaliłby takiego wyniku.
Szkoda też, że – podobnie jak u znakomitej większości producentów laptopów z Windowsem – ultra-kompaktowa ładowarka zwieńczona jest kilometrem kabla, przez co zajmuje w torbie mnóstwo miejsca. A wystarczyłoby – wzorem Apple’a – zintegrować wtyczkę z obudową ładowarki…
Trzy rzeczy, przez które Dell XPS 13 nie jest najlepszy
Po pierwsze – osprzęt
Wrzucam w tę kategorię wszystko, bo o żadnym z elementów osprzętu Della XPS 13 nie da się mówić w superlatywach.
Klawiatura jest przeciętna. Ma zbyt płytki skok, klawisze są niestabilne, a przez węższą niż zwykle obudowę nadgarstki niewygodnie wżynają się w krawędź komputera, zamiast wygodnie spoczywać na tworzywie, którym pokryty jest pulpit roboczy.
Gładzik jest po prostu zły. Nie aż tak zły, jak plastikowe płytki w tanich laptopach, niewyposażone nawet w sterowniki Windows Precision, ale nadal nie przystoi maszynie kosztującej blisko 10 tys. zł. Jest mały, niezbyt responsywny, nie zawsze reaguje na gesty, a fizyczne kliknięcie za każdym razem brzmi tak, jakby coś się zepsuło.
Głośniki… są. I tyle można o nich powiedzieć. Grają głośno, nie przesterowują, ale też nie wzbudzają jakichkolwiek pozytywnych emocji. Do tego umieszczone są na krawędziach obudowy, więc jeśli np. położymy się wieczorem w łóżku z laptopem, dźwięk będzie stłumiony i niewyraźny.
Czytnik linii papilarnych to z kolei po prostu pomyłka. Zintegrowany z przyciskiem włączania sensor nie potrafił rozpoznać mojego palca w średnio 7 na 10 przypadków.
Po drugie – łączność
Zarówno ta sprzętowa, jak i bezprzewodowa, pozostawiają wiele do życzenia. Zacznijmy od sprzętu. Na jego krawędziach nie znajdziemy wielu portów – trzy z nich to USB-C. Nie byłoby w tym żadnego problemu, gdyby nie to, że tylko dwa z nich to porty Thunderbolt 3, trzeci zaś to jedynie USB 3.1.
Jest też złącze jack i… czytnik kart microSD. Nie wiem, na jakim etapie producenci laptopów wpadli na pomysł, że warto umieszczać w laptopach czytniki kart microSD zamiast pełnowymiarowych kart SD (które wciąż są po wielokroć bardziej powszechnie używane), ale nie jest to dobry pomysł.
Łyżką miodu w tej beczce dziegciu jest bardzo przydatny wskaźnik poziomu naładowania. Nie trzeba włączać komputera, by sprawdzić, ile jeszcze ma energii – wystarczy dotknąć guzika na krawędzi obudowy.
Co się zaś tyczy łączności bezprzewodowej, to niestety, ale XPS-owi brakuje stabilności połączenia. Laptopowi wielokrotnie zdarzało się tracić połączenie z Wi-Fi 5 GHz, a także rozłączać z klawiaturą i myszką Bluetooth, które do niego podłączałem. Były to chwilowe przestoje, ale sam fakt ich obecności jest irytujący.
Po trzecie – stosunek jakości do ceny
Dellowi XPS 13 wiele by można wybaczyć, gdyby nie to, ile kosztuje. Wariant 9380, z dotykowym ekranem i czterordzeniowym procesorem to koszt minimum 9000 zł. A nawet uwzględniając wariant 9370, z kamerką pod ekranem, słabszymi podzespołami i ekranem Full HD, mówimy o minimum 5900 zł.
W tej cenie można kupić lepszy komputer. Huawei Matebook X Pro po prostu rozjeżdża Della stosunkiem ceny do możliwości i jakości wykonania, w niewiele mniej mobilnym opakowaniu. Surface Laptop 2 zmiata XPS-a jakością klawiatury, głośników, równie dobrym ekranem i ogólnym poziomem wyrafinowania, oferując przy tym znacznie lepszy czas pracy z dala od gniazdka. A co gorsza, za praktycznie takie same pieniądze można mieć MacBooka Pro 13, dla którego XPS 13 nie jest żadną konkurencją. Apple i Dell grają w innej lidze.
Dla kogo jest Dell XPS 13?
Patrząc na listę zalet i wad, widzę tylko jedną grupę docelową – ludzie biznesu. Ludzie, dla których takie pierdoły jak źle umiejscowione głośniki czy zbędny czytnik kart microSD to nie przeszkoda. Którym bardziej zależy na mobilności i stylowym opakowaniu, niż na stuprocentowym dopieszczeniu detali.
Innymi słowy – dla ludzi pracujących, którzy nie potrzebują ogromnej mocy obliczeniowej, ale za to potrzebują jak najwięcej mocy w stosunku do gabarytów komputera i chcą cieszyć się względnie solidnym, sprawdzonym sprzętem, o niemal nieskazitelnej reputacji, na którą zapracowały poprzednie generacje produktu.
Bez dwóch zdań nie jest to najlepszy laptop na rynku. Kiedy jednak przejść do porządku dziennego nad pewnymi niedoskonałościami, zostajemy ze świetną, niezawodną maszyną, wprost stworzoną do pracy zdalnej w przedziałach pociągów i eleganckich kawiarniach.