Chiny stały się pełnoprawnym mocarstwem kosmicznym, a to dopiero początek ich ekspansji
W kwestii eksploracji i badań kosmosu prawie wszyscy skupiamy się na osiągnięciach świata zachodniego, zapominając o Chinach. To błąd, szczególnie, że wkrótce Państwo Środka zbliży się niebezpiecznie blisko do pozycji obecnego lidera - Stanów Zjednoczonych.
Nie wydaje mi się zresztą, żebym przesadzał. Weźmy na przykład taką Międzynarodową Stację Kosmiczną. Konstrukcja zbudowana wspólnymi siłami przez Stany Zjednoczone, Rosję, Kanadę, Japonię i kraje europejskie jest obecnie naszym jedynym kosmicznym centrum badawczym. Nic nie trwa jednak wiecznie. Ostatnia misja na ISS ma planowo zakończyć się w 2024 r. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna okrąża naszą orbitę od 1998 r. i staje się po prostu trochę zużytą konstrukcją.
Zgadnijcie, jak nazywać się będzie następca ISS? Tiangong lub, jak kto woli - „Niebiański Pałac”. Chińczycy odpowiadają za cały projekt, opracowany w ramach państwowego programu o tej samej nazwie. Chińska stacja kosmiczna nie jest bynajmniej jedynym osiągnięciem Pańtwa Środka, jeśli chodzi o podbój kosmosu.
Chiński podbój kosmosu
Co prawda Chiny spóźniły się trochę z wysłaniem swojego pierwszego astronauty na orbitę. Nastąpiło to dopiero w 2003 r., czyli 40 lat po tym, jak Stany Zjednoczone i Rosja rozpoczęły swój kosmiczny wyścig. To już jednak przeszłość. Obecnie Chiny są jednym z państw z najbardziej aktywnym programem kosmicznym. Świadczy o tym chociażby niedawne lądowanie lądownika na ciemnej stronie Księżyca - sztuka, która do tej pory nikomu się nie udała ze względu na spore wyzwania w kwestii komunikacji z lądownikiem.
Można powiedzieć, że to dopiero początek chińskiej eksploracji i badań Kosmosu. Chociaż tak właściwie, poprzednia chińska sonda – Chang’e 3 wylądowała na Księżycu (tyle, że na jego widocznej z Ziemi półkuli) 5 lat temu. Chang’e numer 4 to po prostu kolejny krok w realizacji o wiele bardziej rozbudowanego planu.
Chiny bowiem dysponują obecnie aż czterema własnymi kosmodromami, z których startować będą kolejne kosmiczne misje. W tym również te związane z budową omawianej wyżej chińskiej stacji kosmicznej, na której – według deklaracji chińskich władz – już w 2022 r. zagości pierwsza ludzka załoga.
Aktualne tempo realizacji kolejnych misji kosmicznych ma oczywiście związek z tamtejszą polityką. W 2021 r. wypada bowiem 100. rocznica utworzenia chińskiej partii komunistycznej, a w 2049 r. kraj świętować będzie 100-lecie rządów tej partii. Starsi czytelnicy, którzy pamiętają czasy PRL-u rozumieją zapewne doskonale, że tego typu rocznice muszą być obchodzone z odpowiednią pompą.
Wracając już do trochę bardziej poważnego tonu, przewodniczący partii Xi Jinping zapowiedział, że Chiny już wkrótce staną się największym mocarstwem na Ziemi, m.in. dzięki rozwojowi chińskiej nauki i technologii. Podbój przestrzeni kosmicznej doskonale wpisuje się w ten obrazek. No i, z tego co Chiny zaprezentowały do tej pory, ich kolejne misje kosmiczne wydają się jak najbardziej realne.
Nie zapominajmy też, że chińskie władze chcą wykorzystać swój program kosmiczny również w celach związanych z bezpieczeństwem narodowym. To takie ładne określenie np. na Chiny chcą mieć broń na orbicie ziemskiej. Amerykański Pentagon twierdzi zresztą, że Państwo Środka już teraz dysponuje bronią zdolną do niszczenia satelitów. No ale te szpiegowskie potyczki zostawmy szpiegom.
Chiny kontra Stany Zjednoczone: rywalizacja na Księżycu
Tempo prac związanych z Niebiańskim Pałacem robi wrażenie, a to jeszcze nie koniec. Do 2030 r. Państwo Środka chce wysłać na Księżyc załogową misję. Nie będzie to jednak podróż obliczona na wbicie kolejnej flagi w powierzchnię naszego naturalnego satelity. Chiny całkiem poważnie planują założenie swojej własnej księżycowej kolonii.
Z wypowiedzi Zhanga Kejiana, szefa Chińskiej Agencji Kosmicznej wiemy, że chińska stacja zostanie zbudowana na południowym biegunie Księżyca. Pierwsze elementy stacji zostaną wysłane w przestrzeń kosmiczną w pierwszej połowie 2020 r. na pokładzie nowej chińskiej rakiety o nazwie Long March-5B.
Co ciekawe, chińskie plany dotyczące założenia swojego przyczółka na Księżycu nie uwzględniają w ogóle poczynań Amerykanów. Ktoś przytomny mógłby zapytać: no i co z tego, przecież to dwa różne państwa, więc to chyba normalne, prawda? I tak… i nie. Nasza dotychczasowa ekspansja kosmiczna opierała (przeważnie) się na idei międzynarodowej współpracy, czego najlepszym przykładem jest konstrukcja Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Chińska strategia zrywa nieco z tą tradycją. Co prawda na pokład Niebiańskiego Pałacu nadal zapraszane będą misje międzynarodowe, ale wszystko odbywać się będzie pod ścisłą kontrolą Chińskiej Agencji Kosmicznej. Tę filozofię widać jeszcze lepiej, jeśli chodzi o kwestię budowy chińskiej bazy kosmicznej na Księżycu.
Biorąc pod uwagę, że Amerykanie chcą zrobić to samo, każdy inny kraj zapewne starałby się nawiązać z nimi współpracę, podzielić się kosztami i wspólnymi siłami postawić pojedynczą konstrukcję. Ale nie Chiny, które dysponują obecnie zarówno odpowiednim budżetem, jak i technologią, aby stać się pełnoprawną i niezależną potęgą kosmiczną.
Z perspektywy Europy nadal brzmi to trochę niedorzecznie. Od lat przyzwyczajeni byliśmy bowiem do stereotypu Chin będących najtańszą fabryką świata. Świat ten jednak się zmienił i w jego najnowszej iteracji Państwo Środka dysponuje swoimi własnymi i coraz bardziej zaawansowanymi technologiami, które pozwalają na coraz śmielszą ekspansję. Nie tylko w kosmosie.