Bezlusterkowiec z Androidem to świet... Przepraszamy, aplikacja Aparat została zatrzymana
Mówią, że mądry człowiek uczy się na swoich błędach. Inteligentny uczy się na cudzych błędach. A głupi nie uczy się wcale. Do której grupy zaliczylibyście Yongnuo, które pokazało aparat z Androidem i możliwością podłączenia prawdziwych obiektywów?
Rok 2013. Samsung pokazuje Galaxy NX. To systemowy aparat bezlusterkowy, do którego można podłączać obiektywy Samsung NX, a więc pozornie kolejny bezlusterkowiec dla mas. Ten konkretny model działa jednak pod kontrolą Androida i ma bardzo duży, dotykowy ekran. Aparat wygląda świetnie na papierze, ale w praktyce ma liczne problemy. Samsung ostatecznie zakopuje ten pomysł, a nieco później cały dział aparatów.
Rok 2014. Sony pokazuje aparat ILCE-QX1 okrzyknięty mianem „bezkorpusowca”. To matryca, bagnet i akumulator upchnięte w mały walec, do którego z jednej strony wpina się obiektyw, a z drugiej smartfona, który staje się ekranem. Ciekawe? Tak. Praktyczne? Zupełnie nie. Cała seria „bezkorpusowców” po kilku próbach odchodzi w niepamięć.
Ponownie rok 2014. Debiutuje Nikon Coolpix S810c, aparat kompaktowy wyposażony w Androida. Rok później świat o nim nie pamięta.
Rok 2016. Xiaoyi pokazuje światu swój pierwszy aparat bezlusterkowy. To Yi M1 wyposażony w - zgadliście! - system Android. Specyfikacja już na wstępie rozczarowuje, a w praktyce aparat produkuje bardzo przeciętny obraz, natomiast Android jest utrudnieniem, a nie rozwinięciem możliwości aparatu.
Rok 2018. Yongnuo wprowadza na rynek aparat bezlusterkowy z Androidem.
Yongnuo możecie znać jako producenta zamienników różnych akcesoriów do lustrzanek. Od jakiegoś czasu ta chińska firma robi nawet obiektywy, które są nieprzyzwoicie tanie, dość kiepskie optycznie, a wyglądem przypominają do złudzenia tanie obiektywy z ofert Canona i Nikona. Taki zbieg okoliczności.
Yongnuo wpadło na pomysł, że skoro już robi obiektywy, to może warto byłoby zrobić też pełnoprawny aparat. Ten producent ma na koncie tylko "bezkorpusowiec" o - ujmując eufemistycznie - wątpliwym sukcesie. Tym razem nowy aparat YN450 to pełnoprawny bezlusterkowiec z szesnastomegapikselową matrycą Panasonica w formacie Mikro Cztery Trzecie, ale z mocowaniem obiektywów Canon EF. To połączenie nie jest żadną egzotyką, bo stosuje je połowa osób filmujących aparatami. I Yongnuo wydaje się celować właśnie w filmowców, bo oferuje rzekomo niezłe nagrywanie w 4K przy 30 kl/s.
Z tyłu nie znajdziemy żadnych przycisków do obsługi, bo interfejs jest w pełni dotykowy. Na dużym, pięciocalowym ekranie zobaczymy interfejs rodem ze smartfona. To nie pomyłka, aparat działa pod kontrolą Androida.
Czy znacie definicję szaleństwa?
To robienie ciągle tego samego z nadzieją, że działania przyniosą w końcu inny rezultat. Myślę, że wiecie, do czego zmierzam.
I można powiedzieć, że to czepialstwo, bo przecież Android w ciągu ostatnich pięciu lat przeszedł przeogromne zmiany. Najnowsza odsłona jest szybka, bezpieczna i elastyczna, więc może warto dać temu systemowi w aparacie jeszcze jedną szansę?
Można byłoby tak pomyśleć, gdyby nie fakt, że Yongnuo pokazuje aparat, w którym system już na wstępie jest przeterminowany o całe dwa lata. I - znając życie - raczej nie doczeka się aktualizacji. Ponadto interfejs jest wybitnie smartfonowy, a na ekranie można zobaczyć ikonki maila, kalendarza i kontaktów. W aparacie. Jak widać, producent poszedł po linii najmniejszego oporu jeśli chodzi o nakładkę systemową.
Podsumowując, tę historię wszyscy znamy. W teorii jest świetnie, bo i mobilny Lightroom, i wbudowana pamięć i nawet ten nieszczęsny Instagram i Facebook. W praktyce przepraszamy, wystąpił błąd aplikacji Aparat.
Czy znacie definicję szaleństwa?