Po konferencji Google jest mi smutno. Obiecano nam globalną wioskę, a jest… tylko wioska
Google obiecał nam wczoraj ogromne zaskoczenie na swojej dzisiejszej konferencji. Zamiast tego dostaliśmy to co zawsze, czyli prezentację fajnych sprzętów, których pełna funkcjonalność będzie w Polsce niedostępna.
Sprzętowa ewolucja mobilnych gadżetów mocno zwolniła. Tzn. nadal co roku dostajemy coraz szybsze procesory, ale z punktu widzenia tzw. codziennego użytkowania ta rosnąca moc obliczeniowa jest praktycznie niezauważalna. Działa płynnie? Działa. Koniec tematu.
Dzisiejsza konferencja Google, zamiast niespodzianki, przyniosła mi jedno wielkie rozczarowanie.
Dzisiaj o wiele bardziej interesującymi nowościami są rozwiązania, które pozwalają na integrację mobilnych urządzeń w jedną, wielką inteligentną sieć, z którą użytkownik może komunikować się głosowo, w bardzo naturalny sposób. O ile ten użytkownik mieszka w Stanach Zjednoczonych. W Polsce, większość tych nowych, superfajnych możliwości nadal pozostaje dla nas niedostępna.
I tak, wiem - coraz więcej usług Google i innych firm pojawia się w Polsce. Ale wprowadzane są w takim tempie, że trudno jest mi się tym jakkolwiek ekscytować. Szczególnie zaraz po konferencji, na której widziałem telefon, którym w Stanach mógłbym sterować swoim inteligentnym domem. I to komunikując się z nim bez wysiłku, za pośrednictwem naturalnie wypowiadanych zdań, bez żadnych komputerowych formułek.
Kolejną bolączką z perspektywy polskiego użytkownika jest też dostępność zintegrowanych w ramach tych wszystkich inteligentnych sieci usług. Google Home Hub można ściągnąć sobie do Polski bez większych problemów, tylko co z tego skoro sprzęt ten zaprojektowano m.in. z myślą strumieniowania treści z YouTube TV? O mocno ograniczonej, polskiej wersji asystenta, który został udostępniony nielicznym testerom nawet nie wspominam, bo zirytuję się jeszcze bardziej.
A miało być tak pięknie...
Pamiętam te wszystkie slogany z zamierzchłych czasów, które obiecywały nam, że nowe technologie doprowadzą do zniesienia wszelkich granic i uczynią nas mieszkańcami jednej globalnej wioski. Pojawienie się internetu w Polsce zdawało się być pierwszym krokiem do spełnienia tego proroctwa. Teraz jednak, wraz z ewolucją mobilnych ekosystemów coraz dobitniej widzę, że ta globalna wioska zaczyna wprowadzać coraz silniejszy podział na dzielnice.
W Stanach możesz jak gdyby nigdy nic rozmawiać sobie ze swoim smartfonem i poprosić go np. o to, żeby odbierał telefony od wszystkich telemarketerów w celu ich spławienia. W Polsce? Męcz się dalej. I zdaje sobie sprawę, że z tego mojego narzekania nic wielkiego nie wyniknie. Google, Amazon, Apple i inni giganci mają swoje strategie i analizy poszczególnych rynków pod względem zyskowności i raczej szybko nie zainteresują się naszym krajem na tyle, żeby wprowadzić tu wszystkie usługi działające bez problemu w Stanach Zjednoczonych.
Doskonale to rozumiem. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że z każdą kolejną prezentacją nowych, fantastycznych usług, niedostępnych w Polsce tracimy tak wiele możliwości, że jest to po prostu, najzwyczajniej w świecie smutne. Dlatego zamiast ekscytować się nowymi Pixelami i nanosić w tej chwili poprawki do mojego domowego budżetu, żeby móc pozwolić sobie na wersję XL, czuję się po prostu rozczarowany. Wczoraj obiecywano mi coś zupełnie innego.