Amerykanie będą pilnować Księżyca. Nowa zimna wojna w kosmosie
Księżyc to nowa gorączka złota, pole strategicznej bitwy i kolejny front technologicznej dominacji. Stany Zjednoczone i Chiny patrzą na Srebrny Glob jak na nowy kontynent do zdobycia. A gdzie dwóch gigantów rywalizuje o wpływy, tam musi pojawić się monitoring.

Do tej pory, gdy myśleliśmy o monitorowaniu kosmosu, mówiliśmy głównie o satelitach na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO) lub tej geosynchronicznej (GEO). To tak, jakbyśmy pilnowali tylko własnego podwórka i najbliższej ulicy. Problem w tym, że prawdziwa akcja przenosi się znacznie dalej.
W grę wchodzi przestrzeń cislunarna. Co to takiego? To obszar przestrzeni okołoksiężycowej, setki tysięcy kilometrów ziemi niczyjej, która nagle stała się strategicznie ważna.
Obecne systemy śledzenia sond, satelitów i statków kosmicznych są wobec niej praktycznie ślepe. To olbrzymia luka w amerykańskiej (i nie tylko) tarczy monitorującej. A ruch w tym regionie zaczyna gwałtownie rosnąć, nie tylko za sprawą misji Artemis, ale też ambitnych planów Chin.
Kosmiczny monitoring
I tu na scenę wkracza DARPA, czyli Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Dziedzinie Obronności. To ci goście od projektów, które często brzmią jak wprost wyjęte z kart książek fantastyczno -naukowych. Dopóki nie staną się rzeczywistością.
DARPA ogłosiła właśnie przetarg na nowe sposoby "przetwarzania sygnałów optycznych", które pozwolą na ciągłe wykrywanie i śledzenie obiektów w cislunarnej pustce.
Program nazywa się TBD2 (Track at Big Distances with Track-Before-Detect), co można luźno przetłumaczyć jako Śledzenie na Wielkich Dystansach z Wyprzedzeniem Detekcji. Nikt nie mówi wprost o śledzeniu chińskich tajnych satelitów czy lądowników, ale dokumenty wspominają o "potencjalnych zagrożeniach". Wiadomo, o co chodzi.
Wygląda na to, że scenariusz nakreślony w serialu "For All Mankind" stać się może rzeczywistością, z tym że obok USA zamiast Związku Radzieckiego, wystąpią w nim Chiny.
Więcej na Spider's Web:
Zobaczyć puszkę na Księżycu
Program TBD2 nie zakłada budowy gigantycznych, nowych teleskopów, a raczej wysłanie tanich satelitów. Siła ma tkwić w oprogramowaniu. Chodzi o opracowanie superinteligentnych algorytmów, które można sparować z już dostępnymi komercyjnie czujnikami optycznymi.
Cała magia ma dziać się na pokładzie statku kosmicznego. Sygnały mają być przetwarzane w czasie rzeczywistym, bez konieczności wysyłania gigabajtów danych na Ziemię. Algorytmy TBD2 mają być tak czułe, że pozwolą śledzić obiekty, które są zbyt małe, by tradycyjne systemy je wykryły.
DARPA chce, aby systemy te, monitorując korytarz Ziemia-Księżyc, były w stanie wykrywać i śledzić obiekty o wielkości zaledwie 10-20 cm z odległości od 200 000 do 400 000 km. Pomyślcie o tym. To tak, jakby próbować wypatrzyć puszkę po napoju, która jest gdzieś w połowie drogi na Księżyc, albo na Księżycu.
Program TBD2 to coś więcej niż tylko techniczna ciekawostka. To wyraźny sygnał, że przestrzeń wokół Księżyca przestaje być Dzikim Zachodem. Staje się strategicznym polem bitwy, na którym wczesne ostrzeganie i świadomość sytuacyjna stają się kluczowe.







































