Marvel’s Spider-Man to spełnienie marzeń mojego wewnętrznego geeka
Spider-Man na PS4 był grą, na którą w tym roku czekałem najbardziej. Jestem oczarowany, bo rzadko która konsolowa produkcja daje mi aż tyle frajdy.
Kolejne hollywoodzkie filmy od Marvela i spółki rozbudziły apetyt na grę wideo z kategorii AAA w podobnym klimacie. Od premiery ostatniej, przy której świetnie się bawiłem - Deadpoola - minęło w końcu kilka lat. Z kolei człowiek-pająk, którego jestem imiennikiem, od zawsze był jednym z moich ulubionych zamaskowanych herosów, a na porządną grę ze sobą w roli głównej czekał od lat.
Nic dziwnego, że na Marvel’s Spider-Man napaliłem się jak szczerbaty na orzechy.
Jeszcze na długo przed premierą rozmawiałem z jednym twórców gry i niezmiernie spodobało mi się jego podejście do wielu poruszonych w wywiadzie kwestii. Już wtedy miałem przeświadczenie, że za tę grę wzięli się odpowiedni ludzie, którzy doskonale zdają sobie sprawę, czego miłośnicy przyjaznego Spider-Mana z sąsiedztwa oczekują.
Po zobaczeniu pierwszych filmów z rozgrywką się w tym przekonaniu utwierdziłem. Potem uśmiechałem się od ucha do ucha na pokazach gry. Najpierw podczas krótkiego dema na E3 2018, a potem na zamkniętym, kilkugodzinnych pokazie w Warszawie, który został brutalnie przerwany przez obsługę, gdy Peter spotkał się po raz pierwszy z MJ.
Nie mogłem się doczekać, by poznać dalszy ciąg tej historii.
Tak się jednak niefortunnie złożyło, że recenzencką kopię Marvel’s Spider-Man otrzymałem w dniu, w którym zacząłem tegoroczny urlop. Klasyczny przykład Parker’s luck. Na szczęście przed wyjazdem na wakacje miałem jeszcze wolny weekend, więc wybrałem się z szybką wizytą do Nowego Jorku.
Przy grze spędziłem ładnych kilka godzin, eksplorując odwzorowane bardzo szczegółowo miasto. Wcześniej kilkukrotnie je odwiedziłem i nieco poznałem, więc w grze czułem się jak w domu. Wszystkie charakterystyczne lokacje są na swoim miejscu, a klimat został uchwycony idealnie. Pod koniec miałem jednak bardzo ambiwalentne uczucia.
No bo jak tu jechać na wakacje, skoro na moim PS4 została nieskończona tak miodna gra?
Marvel’s Spider-Man od Insomniac Studios spełnił moje oczekiwania w pełni; ba, nawet je przewyższył. Dawno gra wideo z otwartym światem nie dała mi tyle przyjemności z jego zwiedzania. Jako przebrany w kostium Peter Parker łapałem się na tym, że pomiędzy misjami bujałem się na pajęczynach między budynkami dla samego bujania. To jedna z tych gier, w których system szybkich podróży jest dla mnie całkowicie zbędny.
Ostatnio poruszanie się bez celu po open-worldowej produkcji dało mi tyle frajdy w Mad Maksie, gdzie sunięcie furą po piaskowych bezdrożach było szalenie odprężające. W tytule od Insomniac Games zamiast morza piasku mamy betonową dżunglę, ale poczucie szybkości i wolności jest dokładnie takie samo. Do tego na mapie jest pełno aktywności, które można wykonać, a wraz z postępami w kampanii pojawiają się nowe, na uprzednio wyczyszczonych obszarach.
Już wiem, że dzięki tej grze nie będę jakoś strasznie zawiedziony powrotem z urlopu.
W kostiumie człowieka-pająka i butach Peter Parkera spędziłem przez weekend trochę czasu, ale i tak odblokowałem dopiero ok. 1/5 zawartości gry. Nadal przede mną mnóstwo misji, kostiumów i umiejętności do odblokowania, a także tona gadżetów. Dzięki nim walka jest bardzo przyjemna i co chwilę można wykorzystać nowe ciosy i kombinacje.
Walki na średnim poziomie trudności są wymagające, ale nie frustrujące. Nowe gadżety, stroje i umiejętności wpadają na tyle szybko, by ciągle testować coś nowego, ale też trzeba się o nie trochę postarać między kolejnymi misjami. Co prawda bardzo szybko wychodzą na wierzch pewne schematy w mechanice, ale Marvel’s Spider-Man to gra arcade’owa, a nie interaktywny film pokroju Detroit.
Wątek główny jest dokładnie taki, jak oczekiwałem, a wyzwania poboczne - przynajmniej na razie - nie nużą powtarzalnością. W dodatku na mapie świata widzę, że jeszcze wiele typów aktywności czeka na odkrycie. Gra jest arcade’owa, ale nawet typowe zręcznościowe misje ubrane zostały w fabułę i nie ma tutaj np. latania przez kolorowe okręgi na czas.
Oczywiście to też nie jest tak, że Marvel’s Spider-Man jest grą bez wad.
Nieco rozczarowany jestem systemem żetonów, który nieco burzy immersję. Z tym, że to nie jest interaktywny film się jednak pogodziłem już wiele miesięcy temu, więc nie jest to dla mnie zbyt duży problem. Nieco przyczepić mógłbym się za to detali i drobnych błędów, które trochę utrudniają wczucie się w odgrywaną postać.
Gra czasem ma problemy z doładowaniem zawartości i dopiero na oczach gracza, gdy wyląduje np. przy budynku, pojawiają się kolejne dekoracje. To samo ma miejsce w menu, gdy przeglądam kolekcję rzeczy znalezionych w rozsianych po mieście plecakach. Bywa też, że po zakończeniu misji zniknie nagle samochód, który widać było w kadrze.
Mam też zgryz z animacjami przeciskania się Spider-Mana przez tłum.
Gdy bohater wyląduje na ulicy i zaczyna biec, często na jego drodze stają ludzie. Czasem zamiast ich odpychać albo się między nimi przeciskać, awatar zdaje się przez nich… przechodzić. Zwróciłem uwagę na to podczas gry w demo na targach Gamescom i myślałem, że to wina wcześnie wersji. Niestety do tej pory twórcy nie poprawili tego elementu.
Miewam też problemy z lądowaniem. Gra ma fenomenalny system bujania się na linach, ale wycelować we fragment gruntu przez drzwiami, w które chce wejść, bywa trudno. Rozczarował mnie też brak opcji zmiany wersji językowej w menu gry. Na szczęście od polskiego dubbingu nie więdną uszy, więc pozostałem przy nim.
To jednak nie są wady, które mają jakiekolwiek znaczenie w kontekście pozostałej zawartości Marvel’s Spider-Man. To bez dwóch zdań solidny pretendent do tytułu GOTY w moim prywatnym rankingu. Peter Parker w nowym wydaniu pierwsze, drugie i trzecie wrażenie zrobił świetne i coś czuję, że tego nie zepsuje. Nie mogę się doczekać, aż wrócę do gry.
Obecnie jestem kilka tysięcy kilometrów od mojego PS4 i do gry wracam dopiero za około dwa tygodnie, ale pełną recenzję przygotował Szymon Radzewicz, który Nowy Jork w Marvel’s Spider-Man już dogłębnie przeczesał.