Nowe iPhone’y? Po raz pierwszy nie wiem, czy kupię
Który to już raz nie ma ani jednego zaskoczenia podczas konferencji Apple’a? Szkoda, że wszystkie informacje znaliśmy wcześniej, bo to była naprawdę udana prezentacja, z naprawdę ciekawymi nowościami. O ileż więcej naturalnego podniecenia byłoby, gdyby Apple potrafił utrzymać w ryzach swoją słynną „klauzulę prywatności”.
Powiem wprost - jestem zdecydowanie bardziej zaintrygowany nowym Apple Watchem series 4, aniżeli nowymi iPhone’ami. Już przy poprzedniej wersji smartwatcha Apple było jasne, w którym kierunku podąża rozwój tej kategorii produktowej - Watch ma działać kontekstowo, bez włączania stosownych aplikacji. Jedyną aplikacją w użyciu ma być tarcza Watcha, która ma wyświetlać informacje na bazie geolokalizacji, godziny i miejsca.
I właśnie to dostajemy w Series 4 - będzie możliwość wyświetlania aż 8 różnych komplikacji na jednej tarczy, co oznacza, że większość, o ile nie wszystkie informacje, których naprawdę potrzebujemy od smartwatcha, będziemy dostawać po prostu zerkając na zegarek. Używanie aplikacji na smartfonie w sposób smartfonowy - kliknij ikonę, poczekaj na włączenie się aplikacji, przejdź do ekranu programu - po prostu nie sprawdza się na smartzegarku. Apple potrzebował 4 wersji Watcha, by to zrozumieć.
Łączność, fitness, zdrowie - te trzy funkcje Watcha series 4 mają stanowić o jego marketingowej przewadze. Po tym, jak Watch miał być produktem modowym (nie wyszło), sportowym (nie wyszło, bo są na rynku zdecydowanie lepsze produkty od Watcha, spytajcie Piotrka Baryckiego), life-style’owym (no, powiedzmy, że wychodziło jako tako), Apple stawia poważnie na zdrowie i ogólny fitness. To stąd starania o certyfikat FDA - amerykańskiego regulatora rynku medycznego. To stąd zaawansowane funkcje związane z analizą pracy serca i pulsu krwi.
To mnie przekonuje. Już dziś używam Watcha (series 3) właśnie jako urządzenie do monitorowania moich aktywności fizycznych. Nie jestem profesjonalistą, nie wykręcam rekordów świata, nie będę startował w maratonach. Gram dwa razy w tygodniu w koszykówkę, mam też trzy treningi na siłowni z profesjonalnym trenerem. Do mierzenia tych aktywności Apple Watch nadaje się idealnie. Cieszę się, że dojdzie do tego coraz bardziej zaawansowana funkcja analizy zdrowia i samopoczucia. Dodajmy do tego coraz lepszą „kontekstowość” Watcha i dostajemy urządzenie technologicznie, które działa dyskretnie, bez przesadnego zaangażowania użytkownika. W końcu Apple Watch staje się samodzielnym urządzeniem, (prawie) niezależnym od iPhone’a.
Szkoda tylko, że polskie telekomy wciąż nie są gotowe, by wdrożyć technologię eSIM, która pozwoliłaby na debiut Apple Watcha LTE w naszym kraju. Z nieoficjalnych informacji, do których dotarłem wynika, że przynajmniej dwóch operatorów: Orange oraz Plus pracują nad wspieraniem eSIM, jednak nie należy spodziewać się jego debiutu w Polsce wcześniej, niż za rok, może nawet za dwa lata. Wielka szkoda. Apple Watch LTE to inny produkt, niż Apple Watch w podobny sposób jak iPad LTE jest zupełnie innym produktem, niż iPad wspierający jedynie WiFi.
Natomiast nowe iPhone’y Xs? No cóż, niczym mnie nie zaskoczyły
Apple sporo mówił dziś o nowościach technicznych w iPhone’ach Xs. Świetny procesor A12 Bionic, który pozwala na jeszcze lepsze gry, jeszcze spektakularne wykorzystanie AR, jeszcze bardziej profesjonalne zdjęcia. Tyle że przecież to standard - każda nowa generacja smartfona przynosi podobne nowości. Chociaż z drugiej strony - zważywszy na to, że w cyklu rozwoju iPhone’a to rok tzw. „S”, czyli upgrade’u technicznego bardziej, niż funkcyjnego - raczej niczego innego nie mogliśmy się spodziewać.
Zaskoczeniem może być nowy 6,5-calowy ekran iPhone’a Xs Max. Czy to bezpośrednia odpowiedź na sukces Samsung Galaxy Note’a? Pewnie tak. Aż tak wielkiego ekranu Apple w smartfonie nie miał nigdy. Tyle że poza nim, Apple nie dał żadnych nowych argumentów, które miałyby przekonać tzw. profesjonalnego użytkownika smartfonów, by jednak wybrał model Xs Max, a nie Note’a 9.
Ciekawą opcją jest też użycie eSIM-a w nowych iPhone’ach. W moim odczuciu jest to wyraźny sygnał dla operatorów - zacznijcie wspierać tę technologię albo wkrótce uniezależnimy się od was całkowicie.
Warto także pochylić się nad nazwą dużego iPhone’a
iPhone Xs Max brzmi fatalnie. Nie dość, że czytane szybko może brzmieć jak „Christmas”, co - przyznamy wszyscy - jest idiotyczne, to na dodatek wygląda i brzmi jak… próba sklonowania nazewnictwa Xiaomi. To o tyle absurdalne, że to przecież Xiaomi słynie z tego, że raczej podbiera od Apple’a większość pomysłów na dizajn i marketing. W fatalnym stylu Apple odwraca sytuację. To żenujące. Nie boję się napisać: Steve Jobs nigdy nie zaakceptowałby takiej nazwy!
iPhone Xr to z kolei odpowiedź na średnią półkę konkurencji
Apple ma całkiem długą historię tzw. tanich iPhone’ów (oczywiście w rozumienia amerykańskiej firmy). Był iPhone 5c, były też zawsze poprzednie generacje iPhone’ów dostępne w niższych cenach po prezentacji nowych wersji. Wydaje się, że iPhone Xr ma być czymś w rodzaju modelu 5c, który ma zaspokoić potrzeby klientów, których nie stać na najdroższe iPhone’y, albo po prostu tych, którzy nie chcą płacić równowartości 1 tys. dol., a wciąż chcieliby się cieszyć nowym modelem. 749 dol., a tyle trzeba zapłacić za model Xr, idealnie wpasowuje się w środek cenowej drabinki iPhone’a. Myślę, że to może być jeden z ważniejszych modeli iPhone’a w aktualnym portfolio Apple’a.
Warto skomentować także ceny nowych iPhone’ów
Powoli robią się mocno absurdalne. Model, który mnie interesuje, czyli iPhone Xs Max 256GB będzie w Polsce kosztował 6229 zł. Coraz trudniej jest mi uzasadniać przed samym sobą takie wydatki. Jestem fanem, przyznaję. Jako szef dużego serwisu technologicznego muszę wręcz testować, no i kupować, nowe produkty, które wyznaczają standardy rynkowe - a nikt mi nie wmówi, że Apple z iPhone’em tego nie robi - jednak powoli granica między rozsądkiem a jego brakiem się zaciera. Na dziś nie wiem jeszcze co zrobię. Po raz pierwszy w historii marki iPhone mam taki dylemat.