Telefon roku 2017 w 2018. OnePlus 5T po 5 miesiącach
OnePlus 5T spędził ze mną blisko pół roku. Następca może zadebiutować już za kilka tygodni. Czas więc podsumować doświadczenia ostatnich miesięcy i jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy nadal warto go kupić.
Wszystko wskazuje na to, że OnePlus przyspiesza tempo produkcji i następcę OnePlusa 5T zobaczymy albo jeszcze w kwietniu, albo zaraz na początku maja. To dobry moment na to, by przyjrzeć się aktualnemu spadkobiercy "zabójców flagowców" (na szczęście OnePlus odszedł od tych przechwałek).
Przez ostatnie miesiące towarzyszył mi egzemplarz wyposażony w 8 GB RAM-u i 128 GB pamięci wewnętrznej, ale pozwólcie, że nie będę w tym tekście skupiał się na aspektach technicznych urządzenia, które każdy zainteresowany z pewnością od dawna zna.
Dość powiedzieć, że OnePlus 5T robi piorunujące pierwsze wrażenie. Zarówno ja, jak i Mateusz Nowak przyznaliśmy mu tytuł „smartfona roku 2017”. Pozostaje jednak pytanie – czy pierwsze wrażenie zdołało się utrzymać przez te niespełna pół roku?
OnePlus 5T po pięciu miesiącach – plusy
Zacznijmy od tego, co jest w OnePlusie naprawdę dobre i co się nie zmieniło od dnia premiery.
1 – szybkość działania.
OnePlus 5T to piekielnie szybki smartfon. Prawdopodobnie najszybszy lub jeden z najszybszych (obok podobnie wyposażonego Razer Phone’a) smartfonów z Androidem. Wierzcie mi, używałem go równolegle z topowym Samsungiem Galaxy S8 oraz LG V30, i OnePlus 5T działa szybciej i płynniej od obydwu.
To nie zmieniło się po pięciu miesiącach. OnePlus 5T ani trochę nie zwolnił i nadal stanowi wzór tego, jak powinien pracować smartfon z Androidem. Nie ma tu miejsca na najmniejsze przycięcia czy dłuższe chwile zastanowienia. Od strony szybkości działania OnePlus 5T sprawuje się doskonale.
2 – oprogramowanie.
Oprogramowanie w OnePlus 5T nie tylko nie uległo pogorszeniu, co wręcz stało się po czasie jeszcze lepsze. Oxygen OS to – kolejny raz – wzór dla innych smartfonów z Androidem. Tak powinno się robić nakładki systemowe. System OnePlusa zachowuje estetykę sugerowaną przez Google’a, więc na pierwszy rzut oka jest niemal nierozróżnialny względem czystego Androida. Różnica polega na tym, że tutaj niemal wszystko możemy zmienić.
OnePlus 5T to pierwszy od dawna telefon z Androidem, w którym nie czułem potrzeby instalacji zewnętrznego launchera, bo ten fabryczny jest tak dobry. Owszem, znajdziemy tu też trochę zbędnych funkcji, jak chociażby gesty, które częściej nie działają, niż działają…
…ale mamy też mnóstwo smaczków i użytecznych funkcji. Moje dwa ulubione drobiazgi to wskaźnik naładowania akcesoriów Bluetooth:
Oraz fakt, że widget odtwarzania na pasku powiadomień przybiera odcień okładki aktualnie odtwarzanego albumu. Mała rzecz, a cieszy:
W ciągu ostatnich miesięcy OnePlus 5T otrzymał też aktualizację do Androida Oreo. I choć w większości nie wprowadziła ona rewolucyjnych zmian, to wraz z nią do smartfona trafiła bardzo ciekawa opcja dla Map Google’a – otóż gdy w czasie jazdy zminimalizujemy aktywne Mapy, nie znikną one, lecz wyświetlą się w trybie Picture-in-Picture:
Szalenie użyteczne.
3 – Aparat.
To kolejny aspekt, w którym OnePlus 5T tylko zyskał z czasem. Na początku aparat tego telefonu był poniżej przeciętnej. Teraz nadal daleko mu do Samsunga Galaxy S8/S9 czy iPhone’a X, ale po kilku aktualizacjach zaczął produkować naprawdę przyjemne dla oka efekty.
Ważniejsze jest jednak to, że stał się bardziej użyteczny. Początkowe problemy z działaniem aplikacji zniknęły bezpowrotne, a aparat szybciej łapie ostrość, mniej agresywnie przetwarza fotografie i znacznie szybciej uruchamia się po wykorzystaniu skrótu dwukrotnego naciśnięcia klawisza blokady.
4 – Czas pracy na jednym ładowaniu.
Po blisko pół roku OnePlus 5T nadal nie rozczarowuje pod kątem czasu pracy. Przy oszczędnym użytkowaniu wyciągam z niego dwa dni, a nie oszczędzając go w ogóle zawsze docieram do końca dnia z bezpiecznym zapasem 20-30 proc.
Nie sposób też przecenić szybkiego ładowania Dash Charging. To najszybsze szybkie ładowanie na rynku. OnePlus nie kłamie w sloganie „a day’s power in half an hour” – istotnie pół godziny ładowania wystarczy, by telefon działał potem przez cały dzień. A jeśli ma działać całą dobę, pełne naładowanie zajmuje niespełna godzinę.
5 – użyteczność na co dzień.
OnePlus 5T to smartfon, którego po prostu przyjemnie się używa. Jest szybki, ma świetne oprogramowanie, dobry aparat i niezły czas pracy na jednym ładowaniu. Do tego, pomimo 6-calowej przekątnej ekranu, jest dość poręczny i nigdy nie wydał mi się za duży (choć jest obiektywnie większy od innych „bezramkowców” na rynku).
Za każdym razem, gdy sięgam po inny telefon brakuje mi też fizycznego przełącznika trybu cichego. Taki „pstryczek” powinien mieć każdy smartfon.
OnePlus 5T po pięciu miesiącach – minusy
Choć w większości OnePlus 5T dobrze zniósł próbę czasu, to jego upływ wyeksponował też kilka wad, których nie było widać na początku.
1 – dziwne zachowanie niektórych aplikacji.
Do teraz nie udało mi się ustalić, co je powoduje, choć może to być bezpośrednio związane z kolejnym podpunktem tego zestawienia.
Otóż niektóre aplikacje, szczególnie Instagram i Twitter (ale nie tylko) miewają problemy z poprawnym odświeżeniem zawartości. Pokazują, jakoby zawartość była aktualna, podczas gdy synchronizują treści sprzed godziny lub dłużej.
Nieco w kontradykcji do pochwał oprogramowania muszę też przyznać, że w żadnym telefonie z tej półki cenowej nie spotkałem się z tak częstymi błędami w aplikacjach. Co najmniej raz dziennie zdarza się, że aplikacja X albo sypie błędem, albo po prostu się wyłącza. I mowa tu o uznanych, dobrze zoptymalizowanych programach, nie aplikacjach używanych przez pięciu nerdów w matczynych piwnicach. To odrobinę nie przystoi produktowi tej klasy o takiej wydajności.
2 – dziwne zachowanie łączności sieciowej.
O ile nie mogę złego słowa powiedzieć o jakości i klarowności połączeń telefonicznych, tak zasięg internetu, czy to mobilnego, czy przez Wi-Fi, pozostawia wiele do życzenia.
OnePlusowi notorycznie zdarzają się krótkie przerwy w łączności. Nierzadko telefon wskazuje, jakoby miał pełny zasięg LTE, tymczasem po wejściu do przeglądarki wita nas komunikat o braku dostępu do internetu.
Być może właśnie te chwilowe przerwy w łączności są powodem dziwnego zachowania aplikacji – nie odświeżają się, bo nie mają jak pobrać danych.
Identyczny problem zaobserwowałem w poprzedniku, OnePlusie 5. Nie skreśla to w żadnym razie telefonu, ale przyznaję, że bywa uciążliwe.
3 – jakość dźwięku.
OnePlus 5T zwyczajnie nie jest muzycznym smartfonem. Z żadnej strony. Głośniczek wbudowany w urządzenie jest głośny, ale suchy i niezbyt przyjemny w brzmieniu. Gniazdo słuchawkowe? Płaskie, pozbawione głębi i mocy do napędzenia dużych słuchawek. Bluetooth? Pomimo zastosowania modułu BT 5.0 audio odtwarzane bezprzewodowo z OnePlus 5T brzmi znacznie gorzej, niż odtwarzane z Samsunga Galaxy S8 czy LG V30.
To jedna wada OnePlusa 5T, nad którą osobiście nie potrafię przejść do porządku dziennego, szczególnie w samochodzie. OnePlus po podłączeniu przez BT brzmi zauważalnie gorzej od innych smartfonów (nie tylko tych z najwyższej półki).
OnePlus 5T doskonale udaje produkt premium
Ale nim nie jest, a każdy, kto twierdzi inaczej, oszukuje sam siebie. To trochę jak z samochodami – na pierwszy rzut oka auta marek popularnych segmentu D „nie różnią się niczym” od dwu-, trzykrotnie droższych aut marek premium. Wystarczy jednak przyjrzeć się detalom, by zauważyć, że wysoka różnica w cenie nie bierze się z powietrza.
Tak samo jest tutaj. Jakkolwiek nie spojrzeć, OnePlus 5T nie przystaje do dużych graczy. Żaden z niego Samsung Galaxy S9, Huawei P20, LG V30 czy iPhone X.
Widać to zwłaszcza w jakości wyświetlacza i obudowy. Ekran jest duży, względnie jasny i po prostu OK, ale nie umywa się do paneli konkurentów. Kolory są blade, kąty widzenia niedoskonałe. To nie jest wyświetlacz godny sztandarowego telefonu, raczej średniaka. Nie wspominając o tym, że powłoka oleofobowa wytarła się w nim po kilku tygodniach.
Obudowa na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie doskonale wykonanej, ale – wracając do motoryzacyjnej analogii – po bliższym przyjrzeniu się detalom widać, że nie poświęcono im uwagi godnej produktu „premium”. Anodowane aluminium jest śliskie i niezbyt przyjemne w dotyku. Ekran, choć zaokrąglony, nie sięga krawędzi obudowy, zostawiając tam szeroką na ułamek milimetra szparę, w której nieustannie gromadzi się brud. Klawisze głośności – choć smartfon był cały czas noszony w etui – zdążyły się już poluzować w obudowie i nieco „grzechoczą”, czego nie było na początku.
OnePlus 5T nie jest odporny na kurz i wodę, co oferują w tej chwili nie tylko sztandarowe smartfony, ale nawet niektóre produkty ze średniej półki.
To oczywiście drobiazgi, ale to właśnie one sprawiają, że użytkownicy są skłonni zapłacić więcej za produkt dopieszczony w każdym calu. OnePlus 5T dopieszczony w każdym calu nie jest.
Taniemu smartfonowi można jednak wiele wybaczyć, prawda? Różnica między OnePlusem 5T a np. iPhone’em X jest oczywista i widoczna na pierwszy rzut oka, ale czy na tyle istotna, by płacić dwukrotnie więcej za smartfon Apple’a? W żadnym wypadku.
Obiektywnie rzecz ujmując, OnePlus 5T również tani nie jest.
I tym sposobem doszliśmy do kluczowego po pięciu miesiącach pytania – czy nadal warto kupić ten telefon?
W chwili premiery za wersję z 6 GB RAM-u i 64 GB pamięci na dane trzeba było zapłacić niespełna 2100 zł, a około 2400 zł za wersję 8/128 GB. Tyle że aktualnie nie możemy już nabyć OnePlusa 5T z OnePlus.net. Zostają inne sklepy, polskie lub zagraniczne.
Prawdę mówiąc, polskie ceny nie zachęcają. Wariant 64 GB najtaniej (z oficjalnej dystrybucji) kupimy za 2300 zł, zaś wersja 128 GB to już wydatek rzędu 2700-2800 zł.
W takiej cenie zdecydowanie nie warto kupować OnePlus 5T. Za takie same pieniądze możemy kupić Samsunga Galaxy S8 czy świeżutkiego Huaweia P20, który również ma 128 GB pamięci na dane.
Poruszając się dalej w obrębie oficjalnej, europejskiej dystrybucji, na Amazon.de OnePlus 5T 64 GB kosztuje ok. 2100 zł, zaś 128 GB – ok. 2350 zł. To już nieco lepsza cena niż w Polsce, ale nadal… nie jest dostatecznie niska, by brać pod uwagę ten telefon. Za takie same pieniądze, w tym samym sklepie, kupimy Samsunga Galaxy S8 czy iPhone’a 7.
OnePlus 5T jest naprawdę wart zakupu dopiero wtedy, gdy dorwiemy go w cenie poniżej 2000 zł, a były już promocje, w których można było to zrobić.
Uważam, że dopiero w tym pułapie faktycznie oferuje na tyle dobry stosunek ceny do jakości, żeby wybrać go zamiast minimalnie droższych flagowców z zeszłego roku lub nieco tańszych produktów Xiaomi.
Bo to nie jest zły telefon. Wprost przeciwnie – to udane urządzenie, które ma naprawdę wiele do zaoferowania. Ale nie aż tak wiele, by kierując się tylko suchą specyfikacją wydać na niego tyle pieniędzy, co na topowe (i bardziej dopracowane) produkty popularnych marek.
OnePlus 5T może się jednak okazać gratką za kilka tygodni.
Po premierze OnePlusa 6 jego cena bez wątpienia spadnie, aby wyprzedać zapasy magazynowe nieprodukowanego już urządzenia i zrobić miejsce dla nowego.
Biorąc pod uwagę informacje, jakoby OnePlus 6 miał być jeszcze droższy od OnePlusa 5T, warto wypatrywać promocji i niskich cen.
Według tego, co już wiemy, OnePlus 6 nie zaoferuje wiele ponad to, co oferuje dziś OnePlus 5T.
Jeśli więc zależy ci przede wszystkim na szybkiej pracy telefonu i jesteś gotów pogodzić się z pewnym brakiem dbałości o detale, w chwili premiery nowego telefonu OnePlusa warto go po prostu zignorować, i pójść do sklepu po starszą wersję.